Da Vosk Docta "To urok szalonych eksperymentów" (Tak To Się Robi #34)
Opisywanie muzyki Da Vosk Docta to zadanie wymagające dużego zasobu przymiotników, a i tak z góry skazane na porażkę, bo ma się wrażenie, że gość potrafi zrobić wszystko. Od mrocznych, demonicznych wręcz chwilami elektronicznych wykrętów, przez hip-hop z domieszką "davoskdoctorowatości" po produkcje kojarzące się klimatem tego co robi np. Lunice. Szerokość horyzontu i nieszablonowość podejścia w tak młodym wieku każe szybko zwrócić na niego uwagę, bo jutro może być bardzo wysoko. Zapraszamy was do sprawdzenia naszego cyklu z wrocławskim producentem, najlepiej po sprawdzeniu tego co umie na oficjalnym profilu SoFarUnknown.
Od czego zaczynasz pracę nad bitem?
Moja praca nad bitem zaczyna się w momencie przeczesywania Spotify, Youtuba albo Soundclouda w poszukiwaniu ciekawych rozwiązań i inspiracji od świeżynek. Staram się być na bieżąco z tym, co wychodzi. Jak się czymś zajaram, albo coś da mi "kopa" do pracy, odpalam program, gramofon, mój folder z samplami i perkusjami i zaczynam eksperymentować. Czasami jest ułożenie perkusji, czasami zagranie kilku akordów na klawiszu, czasem przesłuchanie 30 płyt winylowych. Potem jest chodzenie po pokoju i próba ostudzenia emocji. Ostatnio na przykład dostałem kompletnego szału przy słuchaniu nowego wałka TNGHT. Albo jak odświeżyłem sobie Joy Division. Są na tym świecie zespoły które odpalają moją pracę nad muzyką.
Starasz się możliwie dopracować i wzbogacać kompozycję czy szybko zaczynasz pracować nad nowym pomysłem?
Na przestrzeni ostatnich 2 lat diametralnie zmieniał się mój sposób pracy nad projektem. Kiedyś było klepanie kilkudziesięciu projektów w tydzień pod wpływem emocji. Nie było to złe, ale dzisiaj potrafię szlifować jeden projekt tydzień-dwa. Dla przykładu Eleni Ep powstało w naprawdę krótkim okresie czasu. W o wiele mniejszym niż dziś wyprodukowałem Flashes. Odpoczynek, przespanie się z pomysłami oraz powrót po dłuższym okresie czasu pozwala mi spojrzeć na materiał z zupełnie innej perspektywy. To brzmi banalnie, ale naprawdę działa. Podsumowując to co powiedziałem, staram się dopracować i wzbogacić kompozycje na tyle, na ile pozwalają mi aktualne umiejętności, czasem do tego dochodzi coś, na co trafię przez przypadek. To urok szalonych eksperymentów.
Samodzielne doskonalenie brzmienia czy oddanie mixu i masteringu w ręce ludziom, którzy znają się na nim najlepiej?
Na pewno osoba trzecia ma świeższe spojrzenie na materiał. Zdecydowanie wolę oddać to jakiemuś ekspertowi od masteringu. Jest to dziedzina wymagająca przede wszystkim ogromnej wiedzy oraz sprzętu, którym ja nie do końca dysponuję. Przede wszystkim brzmienie określam ja, kocham degready i przestery. Sposób zgrania ścieżek z winyla, użyte procesory / efekty, patenty wypracowane przez lata - to kształtuje moje brzmienie. Potem człowiek, który obrabia mój materiał ma już zmiksowane przeze mnie ścieżki i dokonuje ostatecznego szlifu. To wygodny dla mnie sposób pracy. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś podmieniał moje bębny albo określał ich brzmienie. Wtedy to nie była by do końca moja muzyka...
Praca nad albumem od początku do końca czy dzielenie przestrzeni muzycznej z innymi beatmakerami?
Dopiero odkrywam ten rodzaj współpracy... A co do dzielenia przestrzeni muzycznej na albumie - obojętne. Wciąż to ja decyduje o brzmieniu kawałka, który wyprodukuję. Gdybym miał z kimś wspólnie wyprodukować bit - burza mózgów, atmosfera jaka mogłaby powstać, cała ta energia mogłaby doprowadzić do podniesienia umiejętności moich i współpracownika - albo doprowadzić do kłótni.
Jak ustosunkujesz się do zdania "hajs za bit"?
Dziś ludzie nie potrafią pójść do sklepu i wydać 29 zł za płytę swojego ulubionego wykonawcy, albo nawet film na DVD. Więc ciężko mówić o czymś takim jak hajs za bit. Moje bity są za darmo - dla przyjaciół. W gronie znajomych to wciąż przepyszna zabawa, za którą nie trzeba płacić. Zwrotki kumpli raperów też są przecież za darmo. W momencie, gdybym wysłał jakiemuś raperowi/wokaliście muzykę, którą chciałby wykorzystać na legalnej płycie - fajnie by było, gdyby mi zapłacił. I tak całą tą kwotę wydam na płyty, kino i filmy, przynajmniej w obecnej sytuacji życiowej. Inna sprawa, gdy ktoś, kogo nie znam podbija do mnie po beaty - wtedy chce hajsu. Skutecznie odstrasza to młodych MC's. A ja szczególnie na kolaborację producent/mc z osobami innymi niż moi znajomi się nie palę.