B.R.O "High School" - recenzja
B.R.O usłyszałem jeszcze przed "Next Level", sporo wcześniej niż wybuchła cała burza i zamieszanie wokół niego. Daniel napisał do mnie "Ty, zobacz co na naszej skrzynce znalazłem pod patronat, talent". I rzeczywiście. 17-18-latek z miękkim, giętkim flow i mikrofonowym luzem, umiejący poruszać się po nowoczesnych bitach to coś, co nie zdarza się u nas zbyt często. Słychać było tam potencjał, wyróżniający z rzemieślniczych mas i pozwalający po odpowiednim oszlifowaniu oczekiwać kandydata na ciekawego MC.
Potem ruszyła jednak lawina - "Szybko", pierwsza popularność, wyjście z głębokiego undergroundu raz-dwa bez wieloletniego paying dues, wywiady, fala propsów z jednej a zaciekłej krytyki z drugiej strony, wsparcie od weteranów, zwarte piętnowanie przez sporą część podziemia oraz MC's o kilka lat starszych... Łatwo było się w tym zamotać a dla samego B.R.O wszystko - na czele z akcją z WhyNot - było próbą psychiki i charakteru. Ja sam - bez względu na to, czy "co o nim sądzę" pytały mnie osoby wspierające i współpracujące, uważające za nadzieję sceny czy piętnujące i uważające za "gimbopopowe gówno" - odpowiadałem niezmiennie to samo: "Na razie widzę tu przede wszystkim wyraźny potencjał a czas pokaże, co z niego zbuduje, sprawdzianem będzie płyta". Teraz dostajemy "High School" - a czy z nim dostajemy też odpowiedź?
No właśnie nie. Z jednej strony na papierze wszystko wygląda ok - flow jest luźne, naturalne, dobrze siedzi na bicie, mamy kombinacje, przyspieszenia, podśpiewywania (trochę w drake'owej stylówce); technika - masa wielokrotnych; treści - zróżnicowane, od refleksyjnych i melancholijnych poprzez imprezowe, aż po bangerowo-braggowe. Sam warsztat na tym etapie raperskiego rozwoju prezentuje się naprawdę dobrze i ponaprzeciętnie także w zestawieniu z weteranami, a czepić można się jedynie emisji głosu, w której momentami brak przebicia. Parę ciekawych numerów też tu znajdziemy. Tytułowy "High School" ma singlowy potencjał, "Wspólne Niebo" jest ciekawie zawieszone między rapem a podśpiewywaniem, nostalgiczna "Ulica Wspomnień" brzmi klasycznie i klimatycznie a zamykające krążek "Z Lotu Ptaka" to chyba najmocniejszy moment płyty, zgrabnie ujęty, fajnie wzbogacony refrenem i nasuwający trochę skojarzenia z drake'owym "Over My Dead Body". Jeśli mowa już o refrenach to B.R.O podszlifować musi jednak wyczucie w ich dobieraniu/nagrywaniu, bo tak jak wspomniane "Z Lotu Ptaka", "Ludzie Wokół Mnie" czy "Mój Narkotyk" zapisać można na plus, tak te w "Więcej ognia" czy "Czego chcesz" niebezpiecznie uciekają w kierunku kiczowato-popowym.
Z drugiej - mimo trzymania trendów i świeżych brzmień wciąż odczuwam deja vu, bo nie ma tu niczego, czego bym już wiele razy nie słyszał i ewidentnie brakuje jakiegoś elementu zaskoczenia. Bangery brzmią dość schematycznie i powtarzalnie (a "Na Full" czy "Nieśmiertelnemu" ewidentnie brak kopa w bicie, by bujały głową jak powinny), gry słowne obok udanych ("jeżeli liczby są teraz wszystkim, to zrób rachunek zysków i strat") w sporej części dobrze znane (studio/studia, sesja/sesje) a we wspomnianej technice nie znajdziemy szalonych karkołomnych złożeń. Kolejne numery o wyjściu z podziemia i spełnianiu snu na legalu brzmią ok, ale jest ich trochę za dużo, a te bardziej osobiste, wspominkowe, refleksyjne czy damsko-męskie - również nie uciekają od porównań do masy innych, które już znamy i nie zaskakują niczym nowym. Stawiając na przekazanie historii z własnego życia B.R.O wpada bowiem w jedną wyraźną pułapkę - opisywane historie są dość standardowe i pozbawione wyjątkowości czy naprawdę uderzającego zabarwienia emocjonalnego, (sam przyznał w wywiadzie, że jest normalnym chłopakiem, którego nie spotkały jeszcze w życiu mega ciężkie kwestie) daleko im do tego, co w podobnym wieku mieli do przekazania z własnego doświadczenia - żeby użyć najbardziej wyrazistych przykładów - Mes czy ostatnio Bonson. Dlatego też kierując album w tę stronę wystawia się na zarzuty o to, że zaciekawić mu ciężko a przemycane emocje nie są na tyle intensywne i wyraziste, by wciągać i przekonywać. Spójrzmy choćby na melancholijną "Ulicę Wspomnień" - brzmi wprawdzie dobrze, bit wpada w ucho, całość nawinięta jest równo, solidnie i z klimatem, ale i nijak (no może poza karierą piłkarską) nie wykracza poza schematy tematyczne podobnych numerów. Teksty to warstwa, która ewidentnie wymaga największej poprawy, ale i najlepszym jej nauczycielem może być chyba tylko czas.
"High School" to album, który paradoksalnie potwierdza dwie rzeczy. To, że B.R.O ma dryg i talent i po odpowiednim, spokojnym (słowo-klucz) szlifowaniu i "zahartowaniu" może wyrosnąć z niego naprawdę ciekawy MC - żaden twardziel, zimny drań czy mikrofonowy hustler, bo widać i słychać, że to zupełnie inny typ osoby, lecz mainstreamowiec z umiejętnością do zgrabnego skupiania masowej uwagi. Ale i to, że wciąż nie jest to 'gotowy' MC (nawet w informacji prasowej od wydawcy czytamy "jeden z najlepiej zapowiadających się raperów" a nie "jeden z najlepszych młodego pokolenia"), umiejący pociągnąć solowy 19-kawałkowy album tak, by zaintrygować, porwać, zaciekawić i utrzymać uwagę. Co innego pojedyncze featuringi czy single, a co innego tak długie LP. Sam B.R.O nawija "nie będąc gotowy, wpadłem na głębokie wody, nie umiałem pływać, rozbijałem się o fale" i trafia tu w punkt. Choć od tego czasu zdążył wyraźnie przyprogresować i podciągnąć się w kilku aspektach to wydaje mi się, że na oficjalny pełnoprawny debiut rzucony został za szybko. Ale i patrząc na zbudowany hype i liczby odsłon ciężko dziwić się chęci domknięcia tego możliwie najszybciej legalnym LP.
Co dalej? Rap zna różne historie. Od tych, gdy za szybkie wystawienie na front masowego odbioru zaszkodziło w odpowiednim rozwinięciu i ukształtowaniu się jako raper (masa młodych kotów, które przez zbytnie zamieszanie nie mogły w spokoju szlifować braków i za parę lat zginęły w tłumie, w ostatnich latach choćby Jibbs), jak i te, gdy szybka, nastoletnia popularność zahartowała, zmotywowała i dała podbudowę pod ugruntowanie pozycji i wykształcenie charyzmatycznych person (Lil Wayne). Sam jestem ciekaw, jak ułoży się bieg kariery B.R.O, ale to czego wg mnie mu potrzeba to właśnie spokojnego, konsekwentnego treningu i progresowania w odpowiednim kierunku a nie chęci szybkiego wykorzystania chwili i obecnej popularności. VNM, Te-Tris, W.E.N.A. - każdy z nich wyskoczył z podziemia jako w pełni ukształtowany MC z pakietem doświadczeń i mentalny zdobywca, mający za sobą wieloletnią pracę nad słabszymi punktami... i dlatego też stanęli na legalnej scenie tak pewnie. Trzymając się bliskiej tu terminologii piłkarskiej - nie każdy Terlecki, Korzym czy Adu przekształci się we Frankowskiego czy Drogbę, a tej z innych sportów - paradoksalnie łatwiej stać się dojrzałym zwycięzcą wychodząc ze ścieżki Stocha niż Murańki. Za "High School" tylko licealna trójka, ale z perspektywami na wyróżniającego się studenta.