Onar "Przemytnik Emocji" - recenzja nr 1
Po średnio przyjętym "Jeden na milion" Onar wrócił do klasyczno-refleksyjnych klimatów albumem "Dorosłem Do Rapu". Z powodzeniem, bo płyta przyjęła się dobrze a single (przede wszystkim "Ja bym oszalał") odbiły się odpowiednio dużym echem. Po roku idzie więc za ciosem z nagranym ze wsparciem Złotych Twarzy, NNFOF, Eljota i Pokerbeats "Przemytnikiem Emocji". Jak jest tym razem?
Znów tytuł wydaje się kluczem do interpretacji i oceny. Tak jak poprzednik brzmiał dojrzale i dorośle, tak nowy album brzmi... emocjonalnie. Jednak bez silenia się na patos czy rwane i szarpane przemyślenia podbudowane chwilowymi emocjami. "Przemytnikowi Emocji" daleko do emo, blisko za to do codzienności i wszelkich odcieni jej szarości, a także kolorów. Robi to "dyskretnie, tak jak to umie, w ciszy" a nie emanuje nachalnymi emocjami. Począwszy od miłosnego "To jest już moje", poprzez komentujące stan sceny "Halo Ziemia?!", przywołujące na myśl kultowy "Efekt" zderzenie z Ekonomem i Złotymi Twarzami aż po miejskie obserwacje w "Miejscu w oparach absurdu" (świetnie rozegrane collabo z jednymi z najmocniejszych na dziś dzień "featuringowców" w polskim rapie). O którym numerze nie chciałbym napisać to łapię się na tym, że próbuję użyć określenia "emocjonalny", więc chyba Onarowi udało się osiągnąć postawiony cel.
Udało się też uniknąć rozwlekłości. Wprawdzie nie wszystkie numery trzymają poziom tych singlowych, ale obyło się bez mocniejszych wpadek. Sam Onar postarał się za to nie zapętlić i nie ująć tytułowych emocji jednowymiarowo. Tematyka jest różna, nastrój zmienia z pozytywnego na negatywny, historie z boku mieszają się z tymi bardziej osobistymi a muzyczne tło tworzy odpowiednią podbudowę i powoduje, że fundament tego krążka to coś ponad "ceglane ściany".
"Przemytnik Emocji" to płyta, która w notowaniach na album roku raczej nie namiesza, ale fanom klasycznie brzmiącego, chwytającego życie rapu powinna zapewnić sporo miłych chwil i cennych refleksji. Pewna czwóreczka.