Bisz "Wilk Chodnikowy" - przedpremierowa recenzja nr 1
W bydgoskim podziemiu znany był od dawna. Na ogólnopolskiej mapie przebijał się powoli (pamiętam jeszcze gdy projekt Bisz/Kosa był przez niektórych nazywany "kolejną wtórną kserówką duetu Pezet/Noon"), ale starannie i konsekwentnie, "prowokując progres" i krok po kroku pnąc się coraz wyżej. W ubiegłym roku w ramach projektu B.O.K. wskoczył na legalny szczebel, wciąż nie przebijając się jednak - patrząc całościowo - ponad granicę 100 tysięcy youtube'owych odsłon. Przyznam, że myślałem, iż z uwagi na "niemedialność", trudność przekazu i teksty wymagające większej uwagi nie będzie mu dane tejże granicy przeskoczyć i trafić do szeroko pojmowanych mas. Jednak - mój błąd.
Bisz tak długo prowokował ów progres, że w roku 2012 niepostrzeżenie przekroczył swoisty "punkt K" zwielokratniając zasięg swojej muzyki, rozkładając singlami na łopatki i dołączając do grona osób, z którymi reszta sceny po prostu musi się liczyć. A co najciekawsze - osiągnął to bez amerykańskiego schematu "dumb it down", upraszczającego rap tak, by stał się bardziej przyswajalny dla przeciętnego odbiorcy. I ku zaskoczeniu wielu namieszał na tyle, że cały nakład preorderów zszedł na pniu a "Wilk Chodnikowy" dołączył do grona najbardziej wyczekiwanych płyt jesieni. Pozostaje więc zadać sobie pytanie - czy wystawiony na front oczekiwań reprezentant Bydgoszczy dał radę?
Jak najbardziej, ten materiał to mieszanka tego, co dobrze znamy z poprzednich albumów czyli mocno poetyckiego, dopracowanego w szczegółach i pełnego metafor klasycznego, refleksyjnego rapu z numerami mocniejszymi, braggującymi i pokazującymi, że "liryczność" nijak nie wyklucza się z pazurem. Mocarnego "Pollocka", podobnie jak braggowe "Jestem Bestią" już znacie, a od soczystych linijek, porównań czy hashtagów na tej płycie aż się roi (swoją drogą przewiduję, że za sprawą Bisza zaleje nas fala hashtagowych rapów, co do tej pory mogliśmy na rodzimej scenie policzyć na palcach). To płyta, która przy pierwszym kontakcie robi ogromne wrażenie, zarazem każąc zapętlać i zapętlać, aż zrozumiemy wszystkie tekstowe smaczki i niuanse. Nie myślcie jednak, że to przeintelektualizowany grafomański bełkot trafiający do garstki forumowych no-life'ów. Nic z tych rzeczy. To rapowa poezja, ale z emocjami, głową i jajami na właściwym miejscu. Mimo że ekipa B.O.K. uzupełnia i rozumie się idealnie to na dobre Biszowi wyszło wydobycie się z jej ram i powierzenie produkcji różnym postaciom, takim jak Bob Air, Brudny Wosk, Złote Twarze czy Puzzel. Dzięki temu dostajemy materiał bardziej zróżnicowany, ukazujący raperską różnorodność gospodarza i przynoszący powiew świeżości w stosunku do poprzednich nagrań i eliminujący dotychczasowe słabsze punkty, bo do kwestii takich jak dykcja czy emisja głosu nijak nie można się już przyczepić. Za to kontroli i stopniowaniu emocji w nawijce choćby w singlowym "Pollocku" można tylko przyklasnąć.
Znajdziemy tu przyziemne emocjonalne życiówki ("Zawleczki, nakrętki, kapsle"(!) czy "Niech czas stanie"), rozbudowane metafory i alegorie ("Trainspotting" czy tytułowy "Wilk Chodnikowy"), ale również numery bardziej abstrakcyjne, w których Bisz bawi się formą ("Role Playing Life", "Jestem Bestią") czy uszczypliwe, nagrane trochę z przymrużeniem oka ("Głupiomądry") - a do kompletu oczywiście braggi, zabawa językiem "suto kładzione na chleb" hashtagi. Jest i bangerowo i nostalgicznie, i energicznie i refleksyjnie. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że w momencie gdy przy numerach takich jak "Wnyki" czy "Carrie" Bisz kojarzyć się może z przedstawicielami lyrical-conscious rapu to gierki słowne i całościowy koncept w "Jestem Bestią" nasuwają na myśl termin "polski Lil Wayne". A jak wypada wspomniana wyżej produkcja? Złote Twarze, Nocne Nagrania czy Pawbeatz podrzucili fundament pod refleksyjne, emocjonalne tracki, Bob Air czy Brudny Wosk pod mocne, klasyczne bangery a Puzzel (ze wsparciem Pawbeatza) i Szops dorzucili do tego smaczek nowoczesności i syntetyki, który ciekawie ubarwia całość - szczególnie brzmiący wyraźnie inaczej od reszty i wyróżniający się od pierwszego odsłuchu "Trainspotting".
W skrócie - "Wilk Chodnikowy" to materiał sporo lepszy od nierównego "W Stronę Zmiany", potwierdzający klasę Bisza, zachowujący muzycznie i tekstowo obraną przez niego dotychczas drogę a zarazem, poprzez konsekwentny progres i doszlifowanie słabszych punktów, pozwalający uderzyć wyżej, szerzej i skupić uwagę wielokrotnie większej uwagi słuchaczy. Album wciągający, intrygujący, przy którym na pewno nie zatrzymacie się na jednym odsłuchu. Piątka z plusem i jeden z mocniejszych kandydatów do miana płyty roku.
Strony