Nas "Life Is Good" - recenzja nr 2

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2012-09-02 16:00 przez: Damian Noga (komentarze: 2)
Wielu narzeka na to, że recenzje na Popkillerze nie zawsze ukazują się kiedy by tego chcieli. Najlepiej, żeby były w dniu premiery, a jeszcze lepiej przed. Jednak, po pierwsze, uważam, że nie należy poddawać się emocjom i oceniać tak ważnej płyty podczas zamieszania promocyjnego. Po drugie, każdy powinien ocenić płytę najpierw samodzielnie i dopiero potem porównywać swoje zdanie ze zdaniem innych, które zawsze będzie subiektywne.

"Life Is Good" Nasa to bardzo mocna pozycja. Jest to kolejny album z solidną podbudową tematyczną, na którym utwory są zróżnicowane, ale krążą wokół głównego wątku, życia po rozwodzie z Kelis. Już sama okładka mówi bardzo dużo. Widok Nasa siedzącego z zamyśloną miną i fragmentem zielonej sukni ślubnej, który zostawiła w ich domu Kelis tworzy dający do myślenia kontrast z opływającym bogactwem otoczeniem i samym tytułem mówiącym, że "Życie jest dobre". Jak to dobre? Po tych wszystkich zawirowaniach i negatywnych rzeczach jest dobre? To jest właśnie cały Nas. Trochę pod prąd, ale zawsze przy zachowaniu wysokiej jakości.
Większość produkcji albumu podzielili między siebie Salaam Remi i No I.D. i to oni, oprócz Nasa nadali mu jego klimat. No I.D. stworzył tutaj soczyste, samplowane perełki. Nie obraziłbym się gdyby jakąś płytę Nas oddał w całości w jego ręce. Salaam, sztandarowy producent Nasa, podrzucił świetnie zaaranżowane numery, które brzmią jakby wyszły spod ręki dyrygenta muzyki klasycznej. Dużo skrzypiec, sample z Chopina na "A Queens Story", nienachalnie zagrane akordy w spokojnych numerach na końcu płyty. Wszystko to podane na mocnych hiphopowych bębnach daje miejsce na pokaz dobrej formy Nasira, który jak na trzydziestokilkulatka zaskakuje energią i tekstami jakby wydawał swoją pierwszą płytę.

Osobiście uważam Nasa za jednego z najlepszych tekściarzy w rapie, umiejętności jednak nie przeszkadzały mu w tworzeniu słabszych lirycznie albumów i tekstów przepełnionych słabymi linijkami. To jednak, co pokazał na "Life is Good" to bardzo wysoka forma. Słuchając każdego kawałka można wyłowić jakieś świetne linijki, chociażby: "They asking how he disappear and reappear back on top, saying Nas must have naked pictures of God or something" lub "Some seek fame, cause they need validation, some say hating is confused admiration". W utworach z pierwszej części płyty, jak oldschoolowe "Loco-Motive" czy "A Queens Story" Nas porusza się w ulicznych tematach dając mocny bezkompromisowy pokaz swoich umiejętności.

Do udanych kooperacji można zaliczyć występ Ricka Rossa na "Accident Murderers", genialny refren Mary J. Blige w "Reach Out" i apokaliptyczny w swym klimacie występ Anthony'ego Hamiltona na "World is an Addiction". Na osobne wspomnienie zasługuje pośmiertny refren od Amy Winehouse, który nadaje bardzo przyjemny klimat utworowi "Cherry Wine". Nie jest to przypadkowa współpraca. Nas i Amy trzymali się blisko jeszcze gdy żyła. Świetny singiel "Daughters" nazwałbym również utworem "stworzonym we współpracy", gdyż większość inspiracji Nasowi dała jego córka, Destiny. Co do niesławnego "Summer on Smash", może i przy dobrych wiatrach na płycie innego rapera bym się nim jarał, ale na "Life is Good" ten utwór jest skazą. Poza tym, dlaczego Swizz uważa, że powinien każdemu wejść na refren i krzyczeć "Ciroc on splash"?

Szczerość, dobre linijki, dobre flow, to wszystko sprawia, że nawet gdy nie lubisz Nasa musisz sprawdzić jego płytę, by zobaczyć co się dzieje na samym szczycie rap gry. Część utworów utrzymana jest w nostalgicznym klimacie. Świetne "Back When" traktuje o początkach nowojorskiego rapu, a "Stay" (sampel znany z tego utworu) lub "Bye Baby" zagłębiają się w szczegóły rozstania i związku z Kelis. Trzeba przyznać, że Nas pokazał dosyć dużo ze swego życia osobistego w tekstach, ale nie popadł przy tym zbyt nostalgiczny ton. Można odnieść wrażenie, że "Don" trzyma się dobrze i potrafi wziąć wszystko w garść, nawet gdy życie się sypie. Pewnie dzięki temu jest ono nadal "dobre". Ocena końcowa to jednak bardzo dobry z małym minusem za Swizzy'ego.


Tagi: 

ej car
Moim zdaniem numer z Swizzym daje urozmaicenia na płycie.To taki typowy banger klubowy:)
Anonim
Aha, czyli nie powinno się recenzować płyt zaraz po premierze, ale recenzja Pezeta 3 dni przed premierą jest ok? Oj ludzie, ludzie. Nie mam nic przeciwko porządnemu osłuchaniu się z płytą, ale jeśli mam czekać na recenzję płyty tak ważnego artysty, jak Nas 2 miesiące to wybaczcie, ale mam to gdzieś, bo po 2 miechach to już jest musztarda po obiedzie

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>