"Prędzej zginę nim za parę lat w Polsce to flow nie będzie kojarzyło się z mainstreamem im"
Nawinął równo rok temu VNM na debiucie,
upłynął rok i nie mów, że się nie zbliża skutek
"Etenszyn" budzi emocji dużo a na płycie
Masz typie klip co do miliona dobija w miech - "Na weekend"
Mimo śpiewanych refrenów i inspiracji Drake'iem
Gdzie dla wyznawcy schematów stał się marnym fejkiem
Wygląda na to, że wciąż dobiera karty w ręce
Nie bojąc się zmiany na lepsze jak jego Jay i Jędker
Dając radę jak oni i dając Radę jak Lenin
Mówiąc "demyt" i czerpiąc moc, że ktoś talent docenił
Idąc pod prąd wciąż swą konsekwentnie drogą
Otwierając się na płycie, dodając "jestem sobą"
Przeplatając gęściej mnogość różnych emocji
Trudnych emocji, żalu, zagubienia, po propsy
Złotej płyty na ścianie i nieprzespanej nocki
Gdzie niekończące się ćpanie i te moralne troski
Gdzie najpierw vibe na melanż a potem kac jak vegas
Od sięgania do marzeń po dół brat jak siemasz
Od dymu z papierosów i związku do zerwania
Do posypanych nosów i dup co bez śniadania
Wychodzą z rana a bunkier emocji ani zadrgnie
Mróz w duszy zamienił muzykę mu w jedyną pasję.
Z melanżem popłynął twardziej, wchłonęła WWA w pełni
Zebrał ten rok do kupy, rzucił do shure'a na bębny
Na bitach: SoDrumatic. Sporo ten chłop potrafi
Płynie to świeżo, stylowo, więc V.Cole dobrze trafił
Poza tym Drumkidz, 7inch, Matheo
Ciężko się przyczepić i bez bitów w stylu 'zamknij, nie wiem, skip, przełącz'...
Ejoł, jak mówisz - to zbyt ambitne, kiepskie, fatalne
Kończę zabawę, dalej cisnę reckę normalnie...
"Prędzej zginę nim za parę lat w Polsce to flow nie będzie kojarzyło się z
mainstreamem im" zapowiedział VNM na debiucie i zawziął się tak
konsekwentnie, że już rok później coraz częściej wymieniany jest jednym
tchem z ugruntowaną mainstreamową czołówką. Wystarczy spojrzeć na to jak
rozszedł się klip do "Na Weekend".
Zawziął się też i idzie pod
prąd swoją drogą. W kraju gdzie wciąż najlepiej przyjmują się brudne, samplowane i klasyczne brzmienie a postacie takie jak Lil Wayne czy Drake
odrzucane są z góry przez duży procent rapowych słuchaczy V nie wstydzi się
inspiracji Drizzym czy The Weeknd'em, dodając, że nie zależy mu na
fanach narzekających na zmiany. Wszystko to sprawia, że "Etenszyn: Drimz
Kamyn Tru" jeszcze przed premierą budzi wiele kontrowersji i skupia -
notabene - uwagę. Jak prezentuje się ten materiał i czy VNM nie wpadł w
pułapkę drugiej płyty?
Mówiąc w skrócie - prezentuje zupełnie inaczej niż "De Nekst Best", ale o pułapce drugiej płyty nie ma mowy. "E: DKT" to swoisty zapis ostatniego roku w życiu Venoma. Pierwszego roku, w którym mógł godnie żyć z rapu, w którym na dobre wskoczył w 'legalne' środowisko i poznał, co się za nim kryje. Zarówno jasne i ciemne strony. Taki też jest ten album. Zajawka i zwątpienie przeplatają się tak jak opijanie sukcesu i ćpanie bez samokontroli. Tak jak miłość do muzyki i wyzbycie się głębszych uczuć. Tak jak wspomnienia ex i opisy kobiet wychodzących z domu bez śniadania. Droga, w której nawet za wkroczeniem w upragnione 'ogrody sukcesu' napotkać można ciernie, chwasty i pokrzywy. Zamiast luźnej przekrojówki klimatu, pokazu skillsów i braggowych jazd mamy materiał mocno osobisty, skupiony stricte na osobie autora i pozbawiony gościnnych udziałów - poza trójką (no dobra, szóstką) dodatkowych nie rapujących głosów obecnych na płycie. Braggi spotykamy tylko w singlowej "Supernovie" a ich brak nadrabia nietypowe "Zrobią to za mnie". Można więc powiedzieć, że tak jak debiut miał ukazać spektrum możliwości VNM-a tak drugi album jest formą pamiętnika o spójnym klimacie i treści, ale zróżnicowanych nastrojach.
Jak w praktyce wypadają podnoszone przed premierą zarzuty o kopiowanie Drake'a i J.Cole'a? Zgrabnie odparte są w otwierającym płytę "Fanie", nie będę psuł wam więc zabawy. Powiem tyle, że mimo nasączenia stylu konkretnymi i jednoznacznie kojarzącymi się inspiracjami charyzma VNM-a wciąż przebija się na pierwszy plan i nie mamy wątpliwości, że to wciąż ten sam gość, próbujący jedynie w muzyce nowych dróg. Flow wciąż się rozwija, ewoluuje a Venom stara się je urozmaicać i wychodzi to na plus. Progres pod tym względem od czasów podziemnych jest naprawdę ogromny. Gdy porównam nadakcentowane przeciąganie i równe "bombienie" podwójnych z "NSPC" do tego, na ile sposobów V nawija w samym "Fanie" i jak obok siebie dostajemy leniwe śpiewane fragmenty i kozackie przeciągnięcia jak w wersie z monopolowym to widać, że ten gość naprawdę mocno idzie do przodu, szlifując wszystkie elementy i stopniowo niwelując możliwość przyczepienia się do czegokolwiek w kwestii warsztatowej. Na obecny moment są to chyba jedynie pojedyncze momenty słabsze emisyjnie bądź dykcyjnie lub zbyt naciągane czasem podwójne, które jednak będąc dodatkiem do treści nie rażą, chyba że internetowych analityków rozpisujących wszystko wers po wersie.
A co z owymi śpiewanymi elementami, o które wielu obawiało się najbardziej? Przyznam, że w "Na Weekend" wyszło to dużo lepiej niż się spodziewałem i na całości również brzmi konkretnie. Nie są to profesjonalne wokalne popisy, ale słucha się ich dobrze i tworzą odpowiedni klimat. Jedyny numer, w którym podśpiewywanie razi i wkracza w fałszujące rejony jest gorzki i nasączonymi vocoderem "Śnieg", nasuwający skojarzenia z "808's & Heartbreak". W sumie coś w tym jest, że nawet narzekając na to, że jest tego śpiewania za dużo czy że wypada po prostu "spoko" nie dałoby się zaprzeczyć, że urozmaica album i czyni go ciekawszym. Ciekawe więc co będzie gdy dojdą lekcje śpiewu, o ile VNM nie postanowi wydać przelewów za "E: DKT" tak, by trzecie CD zapełnić podobną treścią jak drugie.
Produkcyjnie materiał brzmi świeżo i ciekawie i jeśli miałbym porównać go pod tym względem do czegoś z polskiej sceny to chyba najprędzej do "Lotu 2011" Te-Trisa, choć chyba bity na albumie Teta kopały mocniej i mocniej wbijały się do głowy. SoDrumatic stopniowo wyrasta na jednego z najciekawszych beatmakerów na naszej scenie, dysponując świetnym wyczuciem klimatu, nietypowym warsztatem i dając dobre pole do popisu raperom, którzy nie boją się eksperymentów. Podobnie można napisać w sumie o 7inch i Drumkidz, poza stwierdzeniem o "naszej scenie" a bit Matheo ciekawie dopełnia całość - brzmi to spójnie, nic nie odstaje i ciężko byłoby wybrać bit, który nadawałby się na odstrzał. Jest solidnie, konkretnie i na poziomie.
Ciekawa sprawa z tym "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru". Gdy słyszałem pierwsze zapowiedzi byłem pewien, że ten materiał się u nas nie przyjmie, sprzedaż będzie słaba a VNM zostanie zjechany za to, że śpiewa, nie umiejąc, zamiast pełnokrwiście i klasycznie rapować jak choćby w "To Mój Czas". Obawy - nie zaprzeczające wierze w poziom materiału - widać było też w wypowiedziach samego V'a. Tymczasem "Na Weekend" przyjęło się tak dobrze jak chyba żaden jego numer wcześniej, a to, co dzieje się w Internecie w ciągu ostatnich dni, gdy krążek trafił przed premierą do Sieci sprawia, że nawet przebąkiwanie o złocie przestaje być nierealną mrzonką. Rapowa ewolucja VNM'a w ciągu ostatnich lat mocno zaskakuje, ale równocześnie wymaga uznania, bo z ciekawego podziemnego nawijacza z charyzmą i wiarą w siebie stał się jedną z ciekawszych i bardziej wyrazistych postaci legalnej sceny, nie dając się zarazem wbić w żadne muzyczne kompromisy. I choć "Etenszyn" nie zmiata od pierwszej do ostatniej sekundy to ciężko formułować do niego jakieś konkretne uwagi a całość zasługuje jak dla mnie na piątkę z małym minusem i z pewnością będzie pojawiać się często przy podsumowaniach roku. Naucz się więc słuchaczu wymawiać tych trzech liter i czekaj na trzeci legal.