Fenomen J Dilli - felieton
Dziś James "J Dilla" Yancey skończyłby 38 lat. Niestety urodzony w Detroit producent i raper odszedł od nas sześć lat temu, 10 lutego 2006. Jego muzyka nie została jednak zapomniana i wciąż tętni pełnią życia.
Sam przyznam od razu, że nigdy nie byłem psychofanem J Dilli ani też nie znam każdego utworu, jaki wyprodukował. Jego geniuszu przez długi czas nie zauważałem, a dostrzegłem go stosunkowo niedawno, ze 2-3 lata temu. Pamiętam to jak dostałem na moje 15. urodziny od brata płytę Commona "Like Water For Chocolate" i to, jak on się wtedy tym albumem jarał. Oczywiście płyta mi się spodobała, jednak dopiero po jakimś czasie jak odpaliłem ją znowu, to usłyszałem to, czego wcześniej nie wyłapałem...
Niesamowitą, nie tylko fajną, ale dosłownie niesamowitą warstwę muzyczną, za którą w dużej części odpowiadał właśnie James Dewitt Yancey aka Jay Dee. To pokazuje tylko, że do artystów tego pokroju trzeba dojrzeć, aby móc ich w pełni docenić...
Weźmy dla przykładu chociażby wspaniałe, ciepłe "The Light" czy bujające "Funky For You" - właśnie takie bity w dużym stopniu sprawiają, że to "Like Water For Chocolate", a nie "Be" czy nawet "Resurrection", jest moim ulubionym albumem Commona. Geniusz Dilli doceniam jednak jeszcze bardziej, gdy po prostu zaczynam słuchać jego instrumentali. Co jakiś czas włączam sobie spontanicznie jakiś jego bit na youtube'ie, potem następny, i następny. I następny.
I tak siedzę godzinę czy dwie, wsłuchując się w ten magiczny, pulsujący bas, pięknie pocięte sample, mocną, niską stopę oraz wyraźny, przybrudzony werbel.
W czym tkwi fenomen J Dilli? Czy swoisty kult jego osoby i produkcji nie rozwinął się aż do tego stopnia dlatego, że nie ma go już z nami? Z pewnością i to ma znaczenie, jak w każdym przypadku, gdy jakiś artysta odejdzie. Jednak to coś więcej. To ten sam powód, dlaczego muzyka soul lat 70. nadal żyje pełnią życia, w sporej części za sprawą producentów hip-hopowych, ale nie tylko. Ten sam powód, dla którego przykładowo nagrania 2Pac'a wciąż rozbrzmiewają jakby co dopiero wyszły.
To emocje, które przekazuje nam ta muzyka. Podkłady J Dilli zawierają w sobie bowiem ogromną dawkę emocji, a zarazem każdy dźwięk jest tu dopracowany w najmniejszych szczegółach. Słychać, że James wkładał w nie serce i tworzenie ich nie było czynnością mechaniczną. Każdy sampel, każdy werbel, każdy dźwięk basu sprawiają, że te bity po prostu czujemy. Również dlatego muzyka Dilli wciąż inspiruje ogromną rzeszę młodych producentów, w części na jego twórczości wychowanych. Przykładem może być młody beatmaker z Kalifornii oriJanus, który wypuścił właśnie dziś beattape pełen podkładów inspirowanych muzyką Jamesa Yancey pt. "Happy Birthday Dilla". Takich przykładów jest oczywiście więcej (chociażby producent Flying Lotus), co tylko potwierdza jak wielki był wpływ Jay Dee na następne pokolenia twórców muzyki hip hop.
Oczywiście może to brzmieć banalnie i to samo można by powiedzieć też o innych producentach, jak chociażby Pete Rock. Jednak spróbujcie ten fenomen wytłumaczyć inaczej, ja nie potrafię. Jeśli więc moje wyjaśnienia Was nie przekonują, niech zrobi to muzyka...
Rest In Beats J Dilla. Happy Birthday!
Pod spodem kilka z moich ulubionych instrumentali Dilli.