Bitwa o sprzęt LFX - relacja i zdjęcia
Niska frekwencja, stronnicza publika, słaby poziom walk. Takimi określeniami można by najprościej opisać freestylową Bitwę o sprzęt, która odbyła się w ostatnią sobotę maja na terenie agencji LFX w Warszawie. Mimo to, z całą stanowczością zaliczam tę imprezę do udanych. Dlaczego?
Przede wszystkim w poczwórnej (!) roli organizatora, jurora, DJa oraz prowadzącego bitwę wystąpił - bez wątpienia jeden z "ojców chrzestnych" polskiego freestyle'u - Duże Pe. I jeżeli wszechstronność i profesjonalizm da się uzasadnić wieloletnim doświadczeniem w branży muzycznej, to wręcz kipiące zajawką podejście do tematu, mimo niesprzyjających okoliczności, jest już kwestią odrębną. Widać było, że Duże Pe w tym co robi czuje się jak ryba w wodzie i zarazem sprawia mu to dużą frajdę. Optymizm okazał się na tyle zaraźliwy, że finalnie chyba nikt z przybyłych nie żałował wcześniejszej pobudki w sobotę.
Impreza
rozpoczęła się z ponad godzinnym poślizgiem, co biorąc pod uwagę mało trafioną
porę i w konsekwencji pustki pod sceną, mogło jej tylko wyjść na dobre. Mimo
to, frekwencja nie dopisała. Z nielicznej publiki z trudem uzbierano 16
zawodników i bitwa mogła wreszcie wystartować.
"Jeśli pamięć mnie nie myli to ostatnie cykliczne i otwarte
"Bitwy o..." miały miejsce w okolicach połowy 2008 roku. Od tego
czasu wielu stołecznych zawodników odwiesiło mikrofony na kołek lub po prostu
przestało pojawiać się na bitwach, pojawiło się też wielu młodych kotów." - wspomina Duże Pe. Na podstawie Bitwy o Sprzęt LFX mogę jednak
stwierdzić, że poziom tego typu otwartych battli nie zmienił się jednak od tego
czasu zbyt znacząco :)"
Nie można się z tym nie zgodzić. I choć kilka pojedynków z udziałem takich
ksywek jak: Wiciu, Bonez czy Oset na pewno zasługuje na wyróżnienie w
kontekście całości, to jednak 70 % walk przypominało bardziej freestylowy
kabaret. Z jednej strony debiutujący gracze, którym z najwyższym trudem
przychodziło złożenie najprostszego rymu, z drugiej dalekie od poprawności
politycznej wejścia zawodników w tematach takich jak "marsz" czy "asfalt",
które wzbudzały zdecydowanie najwięcej entuzjazmu wśród zgromadzonych.
"Szkoda, że wśród startujących nie dopisali wolnostylowi reprezentanci stolicy o stosunkowo wysokich umiejętnościach - liczyłem, że tak konkretna pula nagród skłoni ich żeby zwlec się z łóżek i stanąć w szranki. Niestety - z uznanych zawodników z Warszawy pojawił się tylko Wiciu, który z kolei przegrał chyba z melanżem, na którym miał okazję być dzień wcześniej :)" - komentuje Duże Pe.
Aż do półfinałów bitwa miała łódzko - warszawski wymiar, co
automatycznie podzieliło publikę na dwa obozy dopingujące "swoich". Chyba
nigdy na bitwie nie spotkałam się z tak ostentacyjnym patriotyzmem lokalnym. I
chyba nigdy nie byłam tak daleka od krytyki tego faktu. Wychodząc z założenia, że
sobotnią imprezę można spokojnie traktować jako parodię bitwy freestylowej,
wyżej wymienione rzeczy absolutnie nie
raziły.
W półfinałach spotkali się reprezentanci regionu łódzkiego. Debiutujący Tabak z Łodzi, który na liście uczestników znalazł się zupełnie przypadkowo,
pokonał Knesa (znanego między innymi z lokalnych
bitew) i tym samym znalazł się w finale
bitwy. Chwilę później dołączył do niego Bonez wygrywając z Osetem ( W moim
odczuciu była to najlepsza walka tego popołudnia i przedwczesny finał).
W ostatnim starciu zmierzyli się Tabak z Bonezem. Ten bratobójczy pojedynek dwóch dobrych znajomych zakończył się - i chyba nikt nie miał wątpliwości, że stanie się inaczej - wygraną Boneza.
Zaskakujące playoffy podsumowuje również Duże Pe: "Dopisali reprezentanci Łodzi i okolic - wielki szacun dla Oseta, Boneza, Artensa i całej ich ekipy, która śmiało może powiedzieć "Veni, Vidi, Vici". Fajnie, że kilku graczy zadebiutowało, jeszcze fajniej że jeden z nich doszedł do finału - nie oszukujmy się, poniekąd dzięki szczęśliwej drabince, ale (cytując klasyków sportowego komentarza) kto to będzie pamiętał za kilka lat - WYNIK POSZEDŁ W ŚWIAT! ;)"
Taki przebieg Bitwy o sprzęt daleki był od oczekiwań, ale chyba nikt z przybyłych nie czuł się z tego powodu rozczarowany. Jak wspomniałam na początku, imprezie na pewno można było zarzucić wiele rzeczy, które powinny przesądzić o końcowej, krytycznej ocenie. Jednak nie przesądziły i mam nadzieję, że pokrótce udało mi się to uzasadnić.
W zielonym namiocie Carslberga od początku do końca panowała
atmosfera ogólnej wesołości , która wręcz elektryzowała pozytywnymi emocjami. Słowa uznania
należą się zwłaszcza Dużemu Pe, który mocno przyczynił się do zbudowania takiego
klimatu. Patrząc przez pryzmat obiektywnych kryteriów, sobotnią bitwę najlepiej traktować z lekkim "przymrużeniem
oka" - nie jako kontest weryfikujący umiejętności, a luźny event dla miłośników
wolnego stylu. I właśnie w takim
założeniu, imprezę można jak najbardziej
zaliczyć do udanych.
Jak wiadomo, freestylowych bitew nigdy nie za wiele, więc stołecznych
entuzjastów pojedynków na rymy z pewnością zainteresują plany Dużego Pe, które
zdradza na zakończenie - "Postaramy się,
żeby od września comiesięczne, otwarte freestyle'owe "Bitwy o..."
organizowane przez I-N-I ArtAgencję
(kto wie, być może przy wsparciu Agencji LFX?) wróciły na imprezową mapę
stolicy. Po ilości nowych twarzy na Bitwie o Sprzęt LFX widać bowiem, że cały
czas w Warszawie pojawiają się nowi, freestyle'ujący MC, którym przydałaby się
taka impreza stanowiąca idealną okazję do scenicznego debiutu".
Niecierpliwych zapraszamy już jutro na Bitwę o Mokotów - kolejne wydarzenia organizowane przez Dużego Pe i agencję INI. Dla fanów freestyle' u z najwyższej półki - obecność obowiązkowa.
Drabinka:
1/8
Artens - Knesu ->Knesu
Tabak - Roman -> Tabak
Woda - Królik -> Królik
Kris - Oset -> Oset
Bonez - Ślepy ->Bonez
Arow - Świru ->Arow
Wiaderny - Klusek -> Klusek
Wiciu - Andre -> Wiciu
1/4
Bonez - Wiciu ->Bonez
Królik - Tabak -> Tabak
Knesu - Klusek ->Knesu
Arow - Oset -> Oset
1/2
Knesu - Tabak -> Tabak
Oset - Bonez ->Bonez
Finał
Bonez - Tabak ->Bonez