LBC Crew "Haven't You Heard" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-05-22 15:00 przez: Paweł Miedzielec (komentarze: 2)
Kiedy na początku 2009 roku mały, nikomu wcześniej nie znany label z Kanady nabył legendarne Death Row Records fani zacierali ręce na myśl o tym, że będą mogli posłuchać nowych, niepublikowanych wcześniej nagrań największych ikon zachodniego wybrzeża jak 2Pac, Snoop Dogg, Dr. Dre czy Tha Dogg Pound oraz usłyszeć albumy ludzi, którzy nigdy nie doczekali się legalnego wydawnictwa w okresie największej dominacji i popularności wytwórni Suge Knighta.
Jednym z takich przykładów jest właśnie płyta "Haven't You Heard" formacji LBC Crew w składzie Bad Azz, Techniec i Lil' C-Style, o której głośno zrobiło się w 1995 roku za sprawą popularnego singla wówczas "Beware Of My Crew" z soundtracku do filmu "A Thin Line Between Love And Hate".

Debiut tria z Long Beach miał być pierwszym albumem wydanym w nowo powstałej wtedy wytwórni Snoopa - Doggystyle Records.
Niestety z powodu zmiany priorytetów wydawniczych Death Row związanych z przybyciem Tupaca oraz różnych wewnętrznych sporów krążek przeleżał w archiwum ponad 15 lat i legalnie ukazał się dopiero w tym roku, czyli prawie 2 dekady później..

Pytanie, czy ząb czasu nie zdołał nadgryźć jakości tego materiału?

Zdecydowanie NIE. "Haven't You Heard" to bowiem KLASYK przez duże K i nawet czas nie jest w stanie tego zmienić.
A wszystko przez a raczej dzięki charakterystycznemu brzmieniu Death Row które sprawia, że numery w 2011 roku są tak samo świeże jak wtedy kiedy były nagrywane.

Przekonuje o tym już otwierający płytę tytułowy kawałek na którym wita nas g-funkowa rodzina ze Snoop DOGGY Doggiem na czele, który swoim wyluzowanym flow przeplatającym się z kaznodziejską homilią Big Pimpina niszczy na swojej drodze absolutnie wszystko. Takiego wstępu można tylko pozazdrościć a to przecież dopiero początek!

Dalej sinusoida idzie tylko w górę co można stwierdzić odpalając takie laidbackowe bomby jak "Dippin' In My Low Low" czy "Get Up 2 Get Down" na których Techniec wręcz morduje pozostałych swoją nawijką udowadniając jednocześnie dlaczego jest jednym z największych i (niestety) najbardziej zmarnowanych talentów w historii zachodniego wybrzeża. Następnie świetne "Feels Good 2 Be DPG" pobłogosławione genialnym wokalem świętej pamięci Nate Dogga oraz króciutki aczkolwiek treściwy "Doggfather's Diciple" pokazujący liryczne możliwości raperów z LBC.
Mistrzowskie "Flossin" to jeden z najlepszych utworów jakie kiedykolwiek powstały w Long Beach natomiast "Jacca's Reunion" jest moim osobistym highlightem tego albumu a Tray Dee miażdży w nim swoją szesnastką.
Reszta albumu to również typowy smooth gangsta shit w postaci takich numerów jak mocne "One 213" czy klasyczny już kawałek "Blueberry", którego skróconą wersję można było usłyszeć na płycie "Doggfather". W pełnej wersji prezentuje się jeszcze lepiej a rewelacyjna produkcja Sam Sneeda przyozdobiona świetną zwrotką Kurupta w życiowej formie tworzą kolejny ponadczasowym numer.

Podsumowując, album "Haven't You Heard" to to naprawdę świetna pozycja warta każdej ceny. Wszystko na tej płycie komponuje się ze sobą w sposób doskonały i naprawdę ciężko doszukać się większych mankamentów.
Bujające produkcje DJ Pooha, Daza, Soopaflya, LT Huttona czy Sam Sneeda są naładowane taką porcją g-funku, że bania sama kiwa się w rytm muzyki która jest naprawdę najwyższej jakości i doskonale współgra z warstwą liryczną a na tym polu zdecydowanie wyróżnia się wspomniany już przeze mnie Techniec któremu kroku dzielnie dotrzymują Tray Dee, Bad Azz oraz stary, dobry Snoop DOGGY Dogg.
Gdyby ten krążek został wydany w okresie największej popularności zespołu z pewnością pokryłby się platyną. Dzisiaj stanowi raczej ciekawostkę kolekcjonerską dla hardkorowych fanów i pasjonatów chociaż materiał powinni sprawdzić obowiązkowo wszyscy, zarówno starsi słuchacze którzy z sentymentem wspominają złotą erę hip-hopu lat 90-tych jak i młodzież którym słowo "G-Funk" kojarzy się (niestety) jedynie z zespołem "Tu For Seven".

Bez wątpienia jest to najlepsza płyta jaką wydał do tej pory spadkobierca legendarnego Death Row - label WideAwake, który mam nadzieję po kilku kompletnie nietrafionych wydawnictwach zacznie się w końcu sugerować opinią fanów składając kolejne projekty ze skarbca "Motown lat 90-tych". Piątka.





Anonim
Najlepsze co mogło się przydarzyć światu to west coast w latach 90. Po prostu to brzmienie rozpierdala.
gość
Zgadza się ziomuś zgadza;)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>