DJ Quik wiernych fanów przyzwyczaił do tego, że swoje solówki wydaje co kilka lat ale zawsze jest to materiał, który trzeba sprawdzić obowiązkowo. I tak po sześciu latach od ostatniego albumu "Trauma" na głośnikach ląduje nam kolejna płyta, wobec której oczekiwania były baaardzo wysokie.
"Blaqkout" sprawił starym fanom sporo zawodu z powodu eksperymentalnego brzmienia - "Book Of David" miał to wszystko naprawić poprzez powrót do starego, funkowego brzmienia lat 90-tych za które rapowy świat pokochał rezydenta Compton. Czy krążek wyszedł obronna ręka w konfrontacji z szumnymi zapowiedziami? Ocena nie jest taka jednoznaczna jak by się mogło wydawać więc napisze: "i tak, i nie". Otwierający płytę numer "Fire And Brimstone" to ukłon bardziej w stronę eksperymentalnego brzmienia "Blaqkoutu" aniżeli dźwięków rodem z "Balance & Options" czy "Rhythm-Al-Ism". Chaotyczne bębny mogą stanowić dla wielu przeszkodę nie do pokonania jeśli chodzi o ten utwór ale kiedy tylko wjadą na głośniki pierwsze kicki z "Do Today" wiemy już, że to vintage Quik! Świetny banger w starym stylu który latem poleci pewnie przy niejednym grillu i pierwszy highlight tego albumu. Wszystko tutaj współgra ze sobą doskonale na czele z klimatycznym refrenem który idealnie obrazuje w naszym umyśle atmosferę lata w Kalifornii.
"Ghetto Rendezvous" odbiega od chilloutowej tematyki zahaczając raczej o personalne sprawy. W tym wypadku jest to werbalny atak na siostrę Quika przez którą raper trafił do wiezienia i z którą jest ciągle skonfliktowany. Pod jej adresem pada tutaj wiele gorzkich slow ("the problem is, you don't have no fuckin' loyalty - and the only thing you wanted was my royalty") ale na uwagę zasługuje również świetne brzmienie samego utworu. "Luv Of My Life" jako pierwszy singiel dostaliśmy już miesiąc temu i przez ten czas zdarzyliśmy się z nim osłuchać wiec wypada tylko nadmienić ze był to dobry wybór bo kawałek broni się przede wszystkim klasyczną smooth produkcja w stylu starego, dobrego Quika. Tutaj zaczynają się niewielkie schody w postaci słabszego "Babylon", którego nie ratuje nawet gościnny występ Bizzy Bone'a i poprawnego "Killer Dope" który rozbawił mnie jakże prawdziwym wersem "I bet Eazy E has turned over in his grave, to see some of y'all that made gangsta rap gay". Niby nic specjalnego ale dobry i celny panczyk.
"Real Women" to właśnie Quik jakiego zawsze lubiłem słuchać jako że crossovery rapu z r'n'b zawsze wychodziły mu co najmniej dobrze. Bardzo fajny vibe plus jeden z moich ulubionych wokalistów na refrenie (Jon B) są dla mnie wystarczającym powodem abym chciał powracać do tego numeru ponownie przez dłuższy czas. No i nadchodzi najsłabszy moment na całej płycie czyli "Poppin" przez który mimo wielokrotnych prób nie moglem się przebić. W przeciwieństwie do wielu starych słuchaczy jestem otwarty na nowe brzmienie i minimalizm nie jest dla mnie problemem pod warunkiem ze warstwa muzyczna trzyma poziom. Niestety w tym przypadku klimat całego kawałka mi nie wchodzi mimo że taki "9x Outta 10" z Blaqkouta podobał mi się strasznie..
Za to "Hydromatic" to już inna bajka. W porównaniu do snippetu opublikowanego przed premierą krążka wydaje się ze tempo zostało delikatnie zwolnione ale nie jest w stanie zepsuć pozytywnego wrażenia jakie wywołuje ten kawałek. Nowe brzmienie Quik'a prezentuje się naprawdę świetnie, szczególnie jeśli słuchasz go na dobrym sprzęcie który potrafi wydobyć głębie dźwięku. Jest to typowy nowowestowy banger gdzie ponownie Dawida wspiera duet Gift Reynolds/Jon B. Numer jak najbardziej na plus. Podobnie należy tez ocenić "Across The Map" na którym gościnnie udzielają się Bizzy Bone i Bun B, którzy nawijka zostawili gospodarza daleko w tyle. Szczególnie reprezentant UGK wypadł tutaj doskonale.
W tym momencie następuje koniec eksperymentów i minimalistycznych wycieczek w sferze produkcji a artysta zabiera nas w podroż w czasie do ery g-funku. Utwór "Nobody" to jeden z najmocniejszych kawałków na płycie i udany powrót do klasycznego brzmienia lat 90-tych za którym wciąż tęsknią rzesze starych fanów. Duet DJ Quik i Suga Free nie serwuje niczego innego oprócz tłustych g-funkowych bomb i tak tez jest tym razem. Mega numer który na pewno przypadnie wszystkim do gustu. "Boogie Till You Conk Out" to pierwsza kolaboracja na linii DJ Quik/Ice Cube na która czekaliśmy równo 20 lat. Trudno uwierzyć, że tych dwóch wielkich artystów nigdy wcześniej nic razem nie nagrało, tym bardziej cieszy połączenie sil w 2011 roku. Osobiście kawałek wkręca mi się jeszcze bardziej niż "Nobody", jest naprawdę świetny a Cube wypada na nim lepiej niż na 3/4 swojego albumu "I Am The West" na którym nawiasem mówiąc niewykorzystanie bitów Quik'a kosztem np. "She Couldn't Make It On Her Own" Bangladesh'a było kolosalnym nieporozumieniem. Na "Boogie Till You Conk Out" Cube brzmi jakby wykonał skok w czasie co najmniej o 10 lat do tylu i mamy tutaj wszystko o czym można marzyć - smooth g-funk produkcje i chilloutowy vibe idealny na lato.
"Flow For Sale" to kolejny mocny numer w którym gościnnie pojawia się Kurupt. Utwór jest jednak słabszy od dwóch poprzednich tracków głównie przez flow Gottiego, które było jego olbrzymim atutem podczas pobytu w Death Row a na przestrzeni lat stało się sztywne i bezbarwne zatracając gdzieś swoja płynność z której Kingpin słynął w latach 90-tych. Nie pomaga również ciągłe rymowanie tego samego słowa w wersach typu "mixture fix the present fixture is this world of mayhem say I'm Quik over Quik fire future music mixture" - brzmi to po prostu strasznie amatorsko. Mimo wszystko to wciąż bardzo dobry utwór, szkoda tylko ze jest taki krotki. Za to "So Compton" jest chyba największym hitem tego LP i na pewno będzie go można z czasem dodać do grona wielu klasycznych numerów Quik'a. Kolejna g-funkowa produkcja najwyższej jakości z gościnnym udziałem KK z grupy 2nd II None która w kooperacji z Dawidem dostarcza tylko perfekcje. A to właśnie zwiastują już pierwsze sekundy utworu kiedy na głośniki wjeżdża syntezator a po chwili cala reszta. Kawałek buja niesamowicie i jest z pewnością godnym trybutem dla Hub City - jednym słowem: KLASYK.
Po sporej dawce żywych, wakacyjnych numerów przechodzimy do bardziej spokojnego klimatu w postaci "Time Stand Still". Chilloutowy crossover rapu i r'n'b' to idealny kawałek na romantyczne wieczory ze swoją drugą połówką - bardzo fajny utwór. Album zamyka "The End" nagrany z udziałem legendy funku Garry'ego Shidera który stanowi idealne zakończenie tej płyty. Znajdziemy tutaj dużą dawkę klasycznego funku i syntezatorów. Świetny numer po którym czeka nas niespodzianka w postaci ukrytego, bonusowego utworu "Quik's Groove 9". Seria instrumentali Quik'a zawsze była mocnym elementem każdej jego solówki i tak też jest w tym przypadku. Znakomite połączenie soulu, funku, r'n'b a nawet jazzu które w pełni pokazuje klasę Quik'a jako multiinstrumentalisty i muzycznego geniusza.
"Book Of David" mimo wszystko nie spełnił do końca pokładanych w nim nadziei i oczekiwań. Nie jest bowiem pełnym powrotem do brzmienia "Rhythm-Al-Ism" a raczej udanym crossoverem pomiędzy "Balance & Options" i "Blaqkout". Słuchając tego krążka mam jednak cały czas nieodparte wrażenie ze Quik sam nie do końca wiedział w którą stronę pójść z tym materiałem przez co całe LP brzmi trochę niespójnie, ale jest za to zróżnicowanie. "Księga Dawida" to dojrzała płyta na której każdy znajdzie coś dla siebie. G-Funkowe głowy z pewnością będą mocno bujać karkiem w rytm takich utworów jak "Do Today", "Nobody" czy "So Compton". Miłośnicy chilloutowych brzmień na pewno poczują bakcyla do laidback'owych "Boogie Till You Conk Out", "Luv Of My Life" i "Real Woman" a fani nowego brzmienia docenią kawałki pokroju "Ghetto Rendezvous", "Hydromatic" lub "Killer Dope". Dobór gości również na plus, przede wszystkim cieszy powrót na płyty Quik'a takich weteranów jak Suga Free czy KK z 2nd II None z którymi Blake'a łączyła zawsze wyjątkowa chemia na mikrofonie.
Teraz kilka słów na temat wad albumu, bo takie też są. Mankamentem numer jeden jest dla mnie brak utworu "Fresher Than Me", który można było usłyszeć w materiale video ze studia i który zapowiadał się bombowo! Miejmy nadzieje ze zostanie on kiedyś wydany albo po prostu wycieknie do internetu. Żałuję tez ze nie ma więcej wspólnych kawałków z Suga Free i nie muszę chyba tłumaczyć dlaczego - wystarczy odpalić "Nobody" albo sięgnąć po album "Street Gospel" i przekonać się samemu jak świetny vibe łączy tych dwóch panów. Na miejscu Dawida rozdzielił bym również "The End" i "Quik's Groove 9" na dwa osobne numery bo słuchanie 13-minutowego tracka może być dla wielu po prostu nie do przeskoczenia. Jako bonus dorzucił bym także remix "Boogie Till You Conk Out" w formie małego gratisu ale to kosmetyczne zabiegi.
"Book Of David" to udany powrót Quik'a na scenę. Krążek brzmieniem bije "Blaqkout" na łeb i jest lepszy od poprzedniej solówki, mimo dużych nazwisk jakie pojawiły się na albumie "Trauma" (T.I., Ludacris, The Game). Osobiście właśnie takiej produkcji oczekiwałem - połączenia starego funku z końca lat 90-tych z eksperymentalnym brzmieniem rodem z Blaqkout'a, ktore mimo ze momentami jest mega minimalistyczne i dziwne to wkręca się w banie równie mocno.
"Balance & Options" raczej ta płyta nie przebije ale być może przeskoczy w mojej hierarchii "Under Tha Influence" z którym na dzień dzisiejszy zestawiam go na równi. Wszystko zależy od tego jak duży replay value ten album posiada a tego nie idzie stwierdzić po tygodniu słuchania. Niewątpliwie jest to jeden z najlepszych WestCoastowych albumów ostatnich lat a jeśli chodzi o tegoroczne wydawnictwa to awansuje na pierwsze miejsce przed "Doggumentary" a na równi z "D.A.Z." ale o tym już innym razem i w innej recenzji. Czwórka z plusem.
"Rhythm-Al-Ism" to doskonały przykład na to, by nie oceniać książki... a raczej płyty po okładce. Nasączony różem i dziwacznym image'em cover wygląda...
Mamy niedzielę, czas zatem na podsumowanie premier tygodnia.Zaczynamy od nowej płyty Andersona .Paaka i Knxwledge'a, czyli NxWorries. Na "Why Lawd?"...
"Black Friday" to kolejny muzyczny komentarz na temat ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych, płynący ze środowiska hip-hopowego. Sprawdźcie co...
świetna recka, zgadzam się z prawie wszystkim co zostało tu napisane. pozdro
Doggumentary moim zdaniem sporo lepsze. Book Of David to dość nierówny album. Trochę szkoda, bo spodziewałem się rozpierdolu, a tak mamy "tylko" dobry album.
Doggumentary jest dla Ciebie rownym albumem? :O
Zjednej strony takie tracki jak:
Taku U Home
Peer Pressure
Wonder What To Do
Thiz weed iz mine
A z drugiej:
Wet
Platinum
My Fuckin House
Something like this night
"Doggumnetary" jest bardzo nierównym album, w przeciwieństwie do "Book of David".
Napisałem, że jest lepszym albumem, a nie że jest równy (ale na pewno jest "równiejszy" niż BOD. Z 21 kawałków na płycie Snoopa nie pasują mi Wet, Platinum i My Fuckin House , reszty slucham z przyjemnoscia. Book Of David jest według mnie słabsze, mniej buja i to Snoop wygrywa w rankingu najlepszych płyt do chillu przy grillu czy do jazdy furą w słoneczne dni ;).
He,he spoko, ja myślę zupełnie coś innego :P
Świetna płyta jak narazie mój albumik roku :)
Wg mnie "Nobody" jest niesamowity
A taniec Quika na teledysku to jest panowie WCoast :D
Masz dosyć muzycznej papki z TV? Popkiller wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zaserwujemy Ci najlepsze piosenki, teledyski, recenzje płyt i newsy z branży hip-hopowej. Wykonawcy ze świata hip-hopu opowiedzą w wywiadach o swoich planach na koncerty i festiwale hip-hopowe. Na Popkillerze znajdziesz to wszystko, my piszemy konkretnie o muzyce.
Popkiller.pl nie odpowiada za treści słowne i wizualne w utworach audio i video prezentowanych na łamach serwisu, a udostępnionych przez wydawców fonograficznych i samych artystów. Nagrania te są prezentowane ze względu na ich walor newsowy i nie przedstawiają stanowiska Popkiller.pl.