Małpa "Bóg nie gra w kości" - 5 wniosków po odsłuchu
W trzy lata od rezonującego depresją, alkoholem i złamanym sercem albumu "Blur", reprezentant toruńskiej sceny wydaje swój czwarty solowy krążek. Co dostajemy? Sprawdźcie pięć naszych wniosków.
Żadnych gości
W dobie ścigania się na zasięgi i odtworzenia, gdy raperzy by dotrzeć do często niedostępnych fanbase'ów wchodzą w biznesowe bartery (patrz np. Popek u Maty, Paluch u Mięthy) Małpa nagrywa trzynaście pełnych numerów (prawie 48 minut), nie wspierając się żadną obcą szesnastką. W życiu twórcy "Paznokci" zaszły spore, ale pozytywne zmiany, co wykłada już w otwierającym album "Kundlu". Czuć, że raper uzbierał przez ostatnie lata sporo treści i chciał je wyczerpująco i dobitnie wyłożyć, nie licząc na przecież nie zawsze trafione w dziesiątkę zwrotki z featuringów. W temacie gości warto jednakże odnotować, że w dwóch numerach gitarę dograł Sławek "Kosa" Kosiński (grał w Lombardzie i z Urszulą).
Produkcja
Za sterami warstwy muzycznej stoją oprócz gospodarza trzy szyldy. Oczywiście prym wiodą związani od lat z Małpą Returnersi. W sumie dowieźli sześć tracków, z czego chyba najbardziej zapamiętywalnym, a także energicznym jest singlowy, szczery i mądry "Drogi dres". Poza duetem cztery numery wykreował Steve Nash, czyli krajan Małkiewicza. W tych bitach najwyraźniej słychać elektroniczne oblicze "Bóg nie gra w kości", czasem jest ono w elegancki sposób przykryte minimalistyczną zagrywką jazzowego pianina ("Jesienna Dziewczyna"), czasem przybiera postać koncertowego szlagieru ze smyczkami na sterydach ("Raz dla sportu, raz dla sztuki"), a czasem po prostu syntezatory wyrzucają zza kierownicy oldschoolową produkcję i wespół z drillującymi basami tupią razem na raz ("Najlepsze przez nami")
Last but not least tej płyty jest wracający ostatnio do rap-produkcji Czarny Hi-Fi, spod którego palców na longplay trafiły trzy numery. Zarówno w "Pamiętaj kto", "Nie żałuję" jak i "Tatuażach" czuć charakterystyczne dla jego stylu budowanie krótkich melodii, cięcie instrumentalnych sampli oraz brzmienie beczek. Czwarty album Małpy, to dość równo pocementowany materiał, ale jego najjaśniejsze momenty należą właśnie do ww. trzech numerów. Nie byłoby złym pomysłem zrobienie przez ten duet wspólnego albumu.
Osobiste i światopoglądowe linijki
Nie wielu mamy w Polsce raperów, którzy na przestrzeni wielu lat nie nadwyrężyli w jakimś chociaż stopniu swojej wiarygodności, a szczerość ich zwrotek w dalszym ciągu potrafi złapać za serce wzmacniając do nich szacunek. Twórca "Kilku numerów o czymś" z pewnością należy do tego wąskiego grona, a pierwszy singiel promujący to wydawnictwo, czyli "Drogi dres" od razu to odczucie potwierdził. Wers o wstydzie z powodu "kibla na korytarzu" zostanie z nami na długo. Poza tym, już na wejściu pojawiają się linijki o coraz pozytywniej odbieranej społecznie psychoterapii i farmakoterapii. To zresztą kolejny po KęKę, Macie czy Mesie raper obalający negatywny stereotyp wstydu korzystania z pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej. Poza tym Małpa wraca na "BNGwK "do bolesnego doświadczenia nagłego odejścia matki ("Mech"), podkreśla swoje robotnicze korzenie i szacunek dla właśnie tej klasy społecznej ("Na moim zegarku"), odsłania lewicową wrażliwość ("wiem, że Polska nie wygląda tak jak ulice Warszawy"), nie stroni też od krytyki Kościoła i mediów - zarówno TVN jak i TVP ("Abort").
Miłość
To krzepiące, że po tak dołującym czasie, którym Małpa dzielił się na "Blurze" sprzed trzech lat, teraz możemy być towarzyszami nowego rozdziału w życiu Łukasza Małkiewicza. Z płyty dowiadujemy się, że rzucił sporo używek, docenia i wiedzie spokojne życie, patrzy z nadzieją w przyszłość, nie roztrząsa czasów minionych, znów jara się rapem, a nade wszystko rozbraja stereotyp jakoby "nie było miłości z Tindera". Dwa kawałki dotykające uczuciowej relacji, czyli "Najlepsze przed nami", a przede wszystkim "Tatuaże", to rzadkie przykłady naprawdę udanego ugryzienia niezwykle trudnego tematu. Nie ma tu naiwności, "motyli w brzuchu" czy wywołujących zażenowanie deklaracji wprost. Jest za to treść nasączona dojrzałością i zebraną przez lata mądrością.
Oldschoolowe podejście
Pierwszą część hołdu oddanego amerykańskim klasykom rapowym dostaliśmy w "Pamiętaj Kto" na głośnym debiucie z 2009 roku, teraz Małpa followup'ując w każdym wersie oddaje szacunek rodzimym zawodnikom, na których rapie się wychował (m.in. Zipy, Pih, Mor W.A., Grammatik, Pezet, Jajonasz, PFK, Thinkadelic, Molesta). Wespół z teledyskiem numer tworzy cudowną, sentymentalną podróż, która sprawia, że noszącym w 90. latach spodnie Moro "łezka kręci się w oku". Bardzo konsekwentną, bezkompromisową i trueschoolową postawę wobec kultury hip-hopowej Małpa prezentuje w "Nie żałuję", gdzie rymuje, np. "Nie będę przepraszał Mezo, to nie usprawiedliwienie, że po scenie gówno leje się dziś szerokim strumieniem / nie chodzi o korzenie, ani o to czy się jaram brzmieniem, nie chodzi nawet o to, że się bijesz w klatce z youtuberem".
Małpa to bardzo solidny raper, z charakterystycznym stylem lepienia (nie dwóch czy czterech, a np. ośmiu) wersów za pomocą tak samo zakończonych rymów. Tę formułę z powodzeniem rozwija na "Bóg nie gra w kości", którą to płytę w moim odczuciu najlepiej słuchać wespół z jej poprzedniczką, czyli "Blur", którą osobiście stawiam nieco wyżej nad nowym longplayem (nie od dziś wiadomo, że artysta cierpiący wydaje słodsze owoce). Wówczas najlepiej widać, jakie zmiany na osobistym polu przeszedł współzałożyciel Proximite. Zmiany na polu nawijania (np. przyspieszenia w "Dzikie koty") czy generalniej na polu efektów tworzenia trudniej tutaj dostrzec, choć bynajmniej nie jest tak, że zmian nie ma. Jest to efekt raczej powolnie ewoluującej, ale też konsekwentnie obranej drogi. Łukaszu "Małpo" Małkiewiczu idź dalej tą drogą!