Big Boi & Sleepy Brown "Big Sleepover" - recenzja wyczekiwanej płyty superduetu

Dwa lata kazali nam panowie Big Boi i Sleepy Brown czekać na wspólną płytę. To właśnie w 2019 roku na streamingach pojawiły się pierwsze single zapowiadające projekt "Big Sleepover". Chociaż tak naprawdę czekaliśmy zdecydowanie dłużej, bo wiadomo nie od dziś, że chemia między legendami ATL potrafi być jedyną w swoim rodzaju i tego albumu można było się spodziewać kilkanaście lat temu, chociażby na fali popularności "The Way You Move". Jednak teraz, kiedy już krążek wyszedł, mam poczucie mocno spapranej roboty. Coś tu ewidentnie nie zagrało.

Czepiać się można paru rzeczy. Po pierwsze dużą część numerów na trackliście znaliśmy już wcześniej. Począwszy od "Doin' It" i "Return Of A Dope Boi", a na "Issues" czy "Lower Case (no cap)" skończywszy. Nie wspominam nawet o "We The Ones" w remiksie Organized Noize z ich epki wydanej kilka lat temu. Utwór w zasadzie niczym nie różni się od oryginału, więc dostajemy fajnego, ale jednak odgrzewanego kotleta. W sumie, jak się policzy, ile piosenek wyszło przed premierą, łącznie z ostatnimi singlami, wychodzi na to, że siedem tracków na piętnaście, czyli prawie połowa, była dostępna przed wejściem płyty na serwisy streamingowe. Niby człowiek najlepiej się bawi do tego, co już zna, ale pozostało we mnie nieodparte wrażenie, że ktoś mnie tu zrobił w balona.

Drugą i najważniejszą sprawą jest udział samego Sleepy'ego Browna. Tytuł, jak i sam pomysł, sugerowały, że będziemy mieli do czynienia z pełnowymiarowym collabo i choć rzeczywiście widać Big Boia i Sleepy'ego na okładce, nie sposób nie odnieść wrażenia, że to bardziej krążek w stylu Big Boi feat. Sleepy Brown niż duet w czystej formie. Miałem problem już z pierwszym utworem, w którym refren uskuteczniał jakiś rasta grajek, Big Boi dostarczył dwie zwrotki, a Brown dośpiewał ostatnie kwestie totalnie od czapy, jakby zupełnie niepotrzebnie. Podobnie było ze wspomnianym już "Lower Case (no cap)". Tutaj Sleepy w ogóle nie śpiewa, tylko dorapowuje refren. W części numerów w ogóle nie występuje, a jak już weźmie się za to, co potrafi najlepiej, ubarwiając utwory właśnie refrenem czy zwrotką, brzmi strasznie jednowymiarowo, bez ikry, bez energii. Nie wyróżnia się, jego wokal w większości numerów nie wywoływał u mnie żadnych emocji, po prostu był. Oczywiście zdarzają się lepsze momenty, jak w niezłym solowym "In U" czy "All You See", ale to za mało, żeby całościowo zaliczyć jego występ do udanych. Do Big Boia też się można czasem przyczepić. Co prawda robi swoją robotę, bawi się flow w praktycznie każdym numerze, coś tam sobie bragguje i nawija o ostrym seksie, ale tak naprawdę niczym nie zaskakuje, a pojawiającemu się gościnnie aż w czterech numerach Killer Mike'owi nie zawsze dotrzymuje kroku. Słychać to wyraźnie np. w "Sucka Free".

Powoli podsumowując: szkoda zmarnowanego potencjału, bo co najdziwniejsze w tym wszystkim, album stricte muzycznie broni się w stu procentach. Bity są ciekawe, pełne funku, soulu. Jest też trochę eksperymentu, np. we wspomnianym już "Return Of A Dope Boi". Są dokładnie tym, czego oczekiwałbym po dobrej solówce Big Boia. Może chciał się zrehabilitować po dość bezbarwnej warstwie muzycznej na "Boomiverse"? Tego nie wiem, ale jedno jest pewne. Sir Lucious Left Foot i Sleepy Brown nie do końca podołali wyzwaniu stworzenia wspólnego projektu. Chemia między nimi oczywiście wciąż jest, ale w większości numerów na świetnych produkcjach słyszymy zaledwie ułamek tego, co mogłoby się zamanifestować w pełnej formie, gdyby obydwaj rzeczywiście się przyłożyli do tego albumu.

All You See

Big Boi & Sleepy Brown - Intentions (Feat. CeeLo Green) [Official Video]

Return of the Dope Boi (feat. Killer Mike & Backbone)

 

90'S
To już twoja sugestywna recenzja tego albumu dla mnie osobiście album dobry daję radę.
Anonim
Równie dobrze mogłeś napisać - Lubię placki.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>