Sarius opowiada jak zwalczył wypalenie i odnalazł motywację
Sukces wiąże się często z depresją lub zagubieniem - gdy złapie się króliczka to co dalej? Do czego dążyć? Podobne problemy dopadły kilka lat temu Sariusa, o czym opowiedział w dłuższym wpisie na swoim fanpage'u.
Raper załączył 3 zdjęcia, ukazujące go obecnie oraz w 2018 i 2019 roku (załączamy je na dole newsa) i uzupełnił je opisem:"Zdjęcie 2 to końcówka 2018, zdjęcie 3 to końcówka 2019 - bardzo niebezpiecznych dla mnie czasów.
Były to czasy, w których byłem przekonany, że spełniłem już dla siebie wszystko i zaspokoiłem ambicje - muzycznie i socjalnie znalazłem swoje miejsce - wspaniała grupa Antihype, moja rodzina i miasto dumne ze mnie, wspaniałe serie koncertowe prawie co każdy *weekend* czyli czwartek-niedziela (i tak do teraz - całe szczęście :)), na których spotykałem się z ogromnym ciepłem i wielką dozą miłości od Was wszystkich. Materialnie jadłem wszystko co najdroższe w najlepszych restauracjach czasami wręcz wpychając w siebie kolejne przysmaki byleby tylko, nie wiem, powiększyć rachunek?
Wspaniałe czasy, tylko coś mi jakby przestało grać w środku.
Coraz rzadziej rozmawiałem sam ze sobą poświęcając się słuchaniu komplementów od innych, coraz rzadziej spoglądałem w lustro, bo jakoś tak źle się czułem z każdym kolejnym kilogramem, ale j*bać to w końcu przecież jestem jaki jestem. Kolejne postanowienia, które wytyczałem sobie w momentach opamiętania były momentalne miażdżone walcem hedonizmu, no bo w sumie - czego mi brak? To po co się ograniczać. Czemu miałbym nie wyj*bać się na wszystkie sprawy i nie walić browarów od rana skoro już wszystko ogarnąłem. I tak przestałem walczyć sam ze sobą, bo to było niewygodne toczyć wieczną walkę z samym sobą o lepszego siebie, kiedy łatwiej i - tylko powierzchownie - bardziej przyjemniej jest odpuścić. Te chwile nadchodziły kiedy wracałem po koncertach i nagle z pełnych na tysiące ludzi sal skandujących moją ksywę zjeżdżałem do bazy i czułem się jakoś naprawdę źle, fizycznie i psychicznie. Dlatego z czasem po prostu przestałem może nie tyle wracać na chatę, ale przestałem wychodzić z tego trybu koncertowego, po weekendzie prosto do studia i dalej kontynuacja. Lubię grunge, rocka i tak to sobie tłumaczyłem, że jestem jak ci wszyscy rockandrollowcy i mam wyj*bane na wszystko a żyję tylko muzyką (heh i wiecznym melanżem jej towarzyszącym).
W porę wydostałem się z tego stanu i znowu zacząłem walczyć sam ze sobą. Stawiać sobie jakieś minimalne cele, których realizacja wprawiała mnie w dyskomfort typu dłuższy spacer, wyjść gdzieś coś załatwić z samego rana, pomyśleć i jakiejś siłowni, spróbować ogarnąć chociaż trochę dietę.
Piszę to tylko dlatego żeby przypomnieć, że każdy z nas może być dla siebie wielkim bohaterem trzeba tylko znowu zacząć stawiać sobie wyzwania krok po kroku, choćby na początku najmniejsze, a potem je realizować. I każda taka mała wygrana bitwa zaprowadzi nas do wygrania tej wojny o siebie a przede wszystkim o własne dobre samopoczucie, które jest tak naprawdę kluczem do wszystkiego.
Samemu nigdy nie wczuwałem się w to idealne życie w internecie ani o takim nie ściemniałem w utworach. Często te osoby, które podglądamy na szklanych ekranach, na scenach, w internecie są dużo bardziej nieszczęśliwe niż potencjalnie ich odbiorca, który czasami myśli sobie, że właśnie to on oddałby wszystko aby być na ich miejscu. A nie ma ludzi idealnych i najważniejsze to uwierzyć w swoją wartość. Bo niby jakiej wartości dodają do charakteru człowieka te polubienia i followersi? W czym ktoś kto ma ich więcej lepszy jest od tego kto ma ich mniej?
Przypomnę tu pewien slogan z tshirtu antihypewear: „the more interesting you are, the less followers you have”, bo sto razy bardziej ciekawi mnie spacer na grzyby z normalnym człowiekiem po lesie czy jakaś wymiana poglądów z babką na targowisku niż najbarwniejsze stories z sytuacji wykreowanych tylko po to, aby je właśnie uwiecznić i opatrzyć sponsorskim logo.
Antihype to dla mnie podążanie własną drogą ponad wszystko. Nawet jeśli ktoś będzie zarzucał mi, że to co robię nie jest już antihype - a wszystkie moje działania zgodne są z głosem mojego serca - to w moim mniemaniu to jest właśnie moja postawa antihype: nie dać sobie wmówić, że ja to już nie ja, bo ktośtam tak uważa. W skrócie te idee nazwałbym niekończącym się podążaniem za wewnętrznym głosem, rozwojem i stawianiem na własny intelekt oraz zmysły a nie kierowanie się tym co akurat jest modne i polecane, nie sugerowanie się tym co ludzie sądzą a tym co my czujemy (i to nawet w kwestii samego znaczenia antihype)
Moje następne urodziny to będą 30 urodziny. Wchodzę w nowy etap i jeszcze bardziej podkręcam obroty. Śledźcie moje kroki.
Bo już wiem, że to dopiero początek. A ten zdobyty szczyt, który wydawał mi się największy okazał się tylko pagórkiem. Mam zajebiste, nowe cele. Zapraszam Was do obserwowania, będzie ciekawie :>
Przesyłam Wam tony pozytywnej energii od siebie i życzę miłego wieczoru."