Wiz Khalifa "Rolling Papers" - 10-lecie premiery Klasyka Króla Khalify
W pisaniu o rapie najbardziej lubię chyba to, że czasem mogę wyłączyć się z opiniotwórczego trybu i obiektywnej analityki. Nie rozkładać wszystkiego na części pierwsze, nie doszukiwać się wysublimowanych metafor... a po prostu wejść w tryb fana i jarać się muzyką. Nie oceniać, kalkulować, smęcić, wymądrzać się czy w czymś jest 58% hip-hopu czy może 17,5%. Po prostu słuchać i się jarać.
No i wiem, że "Rolling Papers" jest w dużej mierze materiałem ogrywającym dobrze znane i osłuchane mainstreamowe motywy, wytwórnia poukładała go tak, by okroić mixtape'owy styl Wiza pod sprzedażowy szablon, a takie "Get Your Shit" wchodzi w niebezpieczny level miałkości. Wiem, bo sam wystawiłem temu albumowi po premierze 4-/6, nie szczędząc krytycznych uwag.
Ale nic nie poradzę na to, że od tej samej premiery chyba do żadnej płyty nie wracałem tak dużo. Żadna płyta nie zapewniła mi tak wiele dobrych wibracji, żadna nie umiliła tylu letnich chwil, tylu słonecznych tripów. Do żadnej tak automatycznie nie wracam rok w rok gdy zrobi się ciepło. Żadna nie jest tak nienachalna w łapaniu i przemycaniu prostych i uniwersalnych codziennych emocji, które pozwalają utożsamić się z gościem z drugiego końca świata, o totalnie innym życiu.
To moja prywatna płyta minionej dekady, a "The Race" to mój utwór dekady. Definicja tego jakiego klimatu szukam w rapie. Wiosna w pigułce. Ultraklimatyczny bit, elastyczne do granic flow i coś co dziś jest standardem w rapie, a wtedy było novum - traktowanie swojego wokalu jako instrumentu, którym zabudowuje się przestrzeń, zapełnia tła, buduje klimat. Najlepszy moment tego numeru to te niepozorne dośpiewki w tle, pamiętam, że po premierze autentycznie słuchałem "The Race" przez dobę na pętli, czułem się jak gimbus na pierwszej zajawce rapem.
Nie mam więc problemu z tym by napisać - klasyk Wiza Khalify obchodzi dziś 10-lecie premiery. Pamiętam jakie szalone oczekiwanie na ten album panowało wśród znajomych, a przez te wszystkie lata zaskakiwałem się słysząc dla ilu czołowych dziś raperów (od roczników '88 po 2000) ta płyta była w top 3 najważniejszych, była albumem który otworzył im głowy na to, co można zrobić ze swoim flow, jak budować klimat, jak łączyć niesamowity soulfulowy feeling z newschoolową chwytliwością. Jak pisać prosto, ale celnie, tak by przekazywać uniwersalne emocje, nawet jeśli postrzegane z różnej perspektywy i skryte za zielonym dymem. "And they say all I rap about is bitches and champagne/ You would too if every night you seen the same thing" - to jedne z najlepszych wersów otwierających krążek jakie w życiu słyszałem. Niby proste, ale bezczelnie szczere, zapraszające nas do świata, w którym niby pełno jest highlife'u, ale nie brak też czasu na refleksję i chwilę zadumy, oczywiście przy akompaniamencie brzmienia Taylor Gangu wzmocnionego mainstreamowym sznytem.
Wrzucam więc znów "Rolling Papers" na odsłuch i kończę klasycznie - pozdro Królu Khalifo, nagramy wywiad wierzę.
PS. Aha, i byłbym zapomniał - z okazji 10-lecia na streamingi wleciała specjalna wersja "RP", a na niej nie lada gratka - oryginalna wersja "Hopes & Dreams" z udziałem Nipsey Hussle'a, która nie ukazała się wtedy przez kwestie praw autorskich i typowe labelowe problemy. A dodatkowo znane już wcześniej "Taylor Gang" i "Middle of You" oraz niewydane do tej pory "Stoned". Ruszył też okolicznościowy merch i kolorowe winyle, wszystko znajdziecie na https://store.wizkhalifa.com/
"Hopes" z Nipem wrzucam poniżej, tak jak magiczne wykonanie "When I'm Gone" i "The Race" na koncercie premierowym. Jeden z najbardziej ciarkotwórczych występów live jakie kiedykolwiek widziałem.
TGOD!