Rahim wspomina pierwsze poważne spotkanie z Magikiem i Kalibrem 44
Już jutro światło dzienne ujrzy autobiografia Rahima napisana wraz z Przemkiem Corso i ukazująca się nakładem uznanego wydawnictwa SQN. Na zaostrzenie apetytów - mamy dla Was przedpremierowo i ekskluzywnie fragment książki, opowiadający o tym, jak wyglądało pierwsze poważne spotkanie Rahima z Magikiem i całym Kalibrem 44... Jutro natomiast otrzymacie nasz artykuł napisany po przeczytaniu całej książki.
"Jeszcze przed 3-X-KLANEM zacząłem obracać się pośród ludzi, którzy słuchali rapu, bo ciężko było mówić o tym, że ktokolwiek się nim na poważnie zajmował. Ale fakty były takie, że on po prostu w nas rósł. Ludzie się nim interesowali.
W końcu poznałem Bit-Baka, gościa zajmującego się beatboxem. Uważam, że w pewnym momencie był najlepszy w kraju. Nie mieliśmy wtedy internetu, nie dało się tego zweryfikować, ale gdziekolwiek się pojawialiśmy, ludzie wiedzieli, kim był, a jak nie wiedzieli, to potrafił ich zadziwić i już wiedzieli. Tak! Był bardzo dobry! To właśnie z nim tworzyłem pierwsze prawdziwe podkłady.
Już wtedy, choć nie potrafiłem tego nazwać, zaczęliśmy budować społeczność.
Z Kalibrem 44 zetknąłem się przez mojego dobrego kolegę z technikum, który mieszkał dawniej na Bogucicach. Znał całą ekipę. Choć poznaliśmy kompletny skład, to swoistym łącznikiem był Gano. Nie rapował wtedy za dużo, ale wiele ogarniał. Od sprzętu po różne sprawy wokół chłopaków. To właśnie on jako pierwszy wyciągnął do mnie rękę i zaprosił mnie na magiczne Bogucice. U niego pierwszy raz zobaczyłem szkice.
– Stary, co to jest? – zapytałem, przeglądając jego zeszyt wypełniony po brzegi rysunkami.
– To mój blackbook z graffiti!
Tak właśnie załapałem bakcyla.
Wymienialiśmy się kasetami, dzieliliśmy pasją, aż pewnego dnia zapytałem, czy mógłby ustawić spotkanie 3-X-KLAN z Kalibrem. Dopatrywałem się w tym szansy, żeby pokazać, co potrafimy, i wymienić się doświadczeniami.
Gano oczywiście powiedział, że zrobi to z przyjemnością, a z perspektywy lat wiem, że gdyby nie jego wsparcie i fakt, że mnie protegował w życiu ekipy z K44, byłbym tylko kolejnym kręcącym się przy nich ziomem.
Kilka dni później, stojąc w budce telefonicznej, dogadałem termin pierwszego prawdziwego spotkania i wyposażony w dyskietki pełne swoich podkładów, pojechałem w towarzystwie Bit-Baka zmierzyć się z przeznaczeniem.
Wyglądało to tak, że usiedliśmy z Bakiem pośrodku pokoju. Przed nami przy komputerze siedział Magik, a za naszymi plecami na kanapie Gano, Abradab i Jajonasz.
Mag wziął ode mnie dyskietkę, odpalił podkład i po chwili powiedział:
– No dobra… to nawijajcie.
– Co? – zdziwiłem się.
– No… rapujcie!
Wydukaliśmy swoje teksty z kartki.
Wiem, że chłopakom na kanapie ewidentnie poprawiłem humor, i kompletnie im się nie dziwię. Do mnie też w kolejnych latach przyszło sporo osób, które miały niewiele do pokazania. Magik z kolei był superskupiony i poważny.
Kiedy skończyłem, zapadła cisza. Wiedziałem, że to był totalny fuckup. Wiedziałem, że schrzaniłem to po całości.
Lekko przybity – z milionem myśli na minutę – wyszedłem na fajkę. Dołączyli do mnie Jajonasz i Magik.
Miałem poczucie, że przyjechałem pokazać się przed absolutnie zajebistym zespołem, a to, co przedstawiłem, okazało się absolutnie poniżej jakiejkolwiek krytyki.
Magik przyglądał mi się uważnie i w pewnym momencie powiedział:
– Ej, ty… a pokaż mi na chwilę tę kartkę.
Wręczyłem mu ją odrobinę zaskoczony.
– Stary, jeżeli to jest dla ciebie ważne – zaczął – to musisz włożyć w to emocje. To musi być czuć! To musi być ogień. Posłuchaj…
Magik z miejsca, czytając z kartki, tak walnął mój własny tekst, że aż przeszły mnie ciary. Dosłownie oszalałem. W tym momencie zostałem jego fanem! Facet potrafił interpretować cudze słowa w taki sposób, jakby należały do niego samego.
Kiedy skończył, oddał mi kartkę, a ja wziąłem ją w osłupieniu, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć.
– Rozumiesz teraz, o co mi chodzi? – zapytał.
Zrozumiałem.
Co ciekawe, nie była to dla mnie najważniejsza lekcja tamtego dnia. Kiedy wróciliśmy do pokoju, Mag zaczął włączać własne podkłady, a ja i Bit-Bak rozpływaliśmy się, czując tę energię i pozwalając się jej unieść.
– Posłuchaj – zaczął po chwili Magik, zwracając się w moim kierunku.
– Tak?
– Wycinasz za długie sample.
– Co?
– To nie może być tak, że wycinasz loopa, dokładasz beat i twierdzisz, że to twój podkład. Musisz brać krótsze dźwięki. Musisz to zbudować. Skomponować. Zobacz… pokażę ci.
Na ekranie komputera wyświetlał się program typu Tracker, a Mag zaczął uczyć mnie, jak to naprawdę działa. Jak wycinać po jednym dźwięku. Jak przyśpieszać, zwalniać, skracać, sklejać i odwracać. Tworzyć.
Nagle okazało się, że ktoś przemówił do mnie moim własnym językiem. Lata fascynacji komputerami i programowaniem sprawiły, że z miejsca zrozumiałem, co robi, a co ważniejsze – jak to robi.
Poczułem się, jakby ktoś zapalił mi w głowie światło.
– Ej, ja jestem w stanie to robić – przyznałem. – Wcześniej nie wiedziałem jak!
– No to teraz już wiesz.
Przełomowe dla mnie spotkanie z Magikiem nie było de facto tym pierwszym. On mnie po prostu nigdy nie pamiętał. Widywaliśmy się przy okazji jakichś imprez w klubach albo koncertów, ale zawsze kończyło się tak samo.
– Hej… jestem Magik.
– Eee… wiem. Poznawaliśmy się już przecież. Jestem Rahim.
– A być może, być może.
Nie jeden, nie dwa, a trzy razy! Spotkanie, które zaaranżował Gano, było tym „pamiętnym”.
Powiedziałem wtedy do Maga:
– My się znamy! Pamiętasz?
Odparł, że pamięta.
Do tej pory mam jednak wątpliwości, czy to była prawda."
Fragment pochodzi z książki „Rahim. Ludzie z tylnego siedzenia”, która ukaże się 17 listopada nakładem Wydawnictwa SQN. Przedsprzedaż trwa na www.idz.do/rahim-pisze