Czy czeka nas wielki powrót VNM'a?
Ostatnie lata w życiu VNM'a to artystyczna stabilizacja - przejście na swoje i otwarcie labelu DeNekstBest, nakładem którego ukazały się LP, EP i mixtape, a do tego eleganckie mieszkanko, które znacie z naszego wywiadu po "Klaud N9jn" i ostatniej rozmowy Winiego z VNM'em. Równocześnie w muzyce elbląskiego rapera przygasła trochę iskra, która parła go naprzód we wcześniejszym okresie - iskra muzycznego głodu, ciągłej zmiany, nakręcająca go do serwowania do bólu szczerych i emocjonalnych numerów, pełnych mocy i wrażenia jakby chciał przez głośnik wyszarpać wszystko, co mu się należy.
Wraz ze stabilizacją przyszła więc zniżka internetowego hype'u i youtube'owych liczb...
Oczywiście powodów tego było bardzo wiele i można by na ten temat napisać osobny artykuł - podobne turbulencje spotkały przecież wielu raperów w podobnym wieku co V, a brało się to m.in. z nagłej i drastycznej zmiany pokoleniowej wśród hip-hopowych słuchaczy, a także zmiany brzmieniowej i wysypu nowych twarzy. Fakt był jednak taki, że albumy VNM'a nie grzały już środowiska tak jak przy "E:DKT" (nadal mój numer 1 w dyskografii Tomka i jedna z moich ulubionych polskich płyt tej dekady) czy "ProPejnie", o których z każdej strony wszyscy gorąco dyskutowali. Jednak mam wrażenie, że tendencja znów może się odwrócić...
"Dziękuję za SZALONY odbiór "Tomka", 3ci najlepszy jutubowy strzał w moim życiu (po "Obiecaj mi" i pierwszych "Liniach")" - napisał przedwczoraj VNM na swoim FB, wczoraj dodał "preorder schodzi szybciej niż jakakolwiek moja płyta więc dziękuję Wam pięknie!" a chwilę wcześniej mieliśmy też przecież świetnie przyjęte "Linie II", które zebrały ogrom pozytywnych komentarzy. Jednak nie może to dziwić, bo w obu numerach znów słyszymy to, co u VNM'a najlepsze. Najpierw mikrofonowy głód i techniczną wykrętkę, każącą serwować spiętrzone rymy i wordplaye przez kilka minut w surowej formie one-take - jakże to ożywcze w czasie, gdy coraz więcej raperów upraszcza formę a na koncertach gęsto podpiera się back-vocalami z taśmy. A potem rozrywający ekshibicjonizm, ukazujący bez cenzury i bez filtra własne emocje i bolesne, przewrotne procesy życiowej zmiany - "Tomek" to znów VNM z takich tracków jak "Blizna" czy "Obiecaj mi", czyli otwierający się przed słuchaczem niczym w bardzo prywatnej rozmowie, szczerością błyskawicznie wywołujący ciary na karku.
Do tej pory najlepiej karierze VNM'a robiło wychodzenie ze strefy komfortu (wiem, że brzmię jak na panelu coachingowym), przełamywanie własnych barier, odkrywanie nieznanego i mierzenie się z nim. Wtedy, gdy był głodny, pędził naprzód, reagował na życiowe zmiany. "Halflajf" było świetne technicznie, "Trail Blazer" serwował porcję konkretnych tracków na poziomie, ale nadał nie było tam bomb na miarę "E:DKT" czy "ProPejnu", a to one sprawiły przecież, że w pewnym momencie o członku 834 mówił każdy. Dwa najnowsze single każą mi podejrzewać, że "Czuz Tu Daj Najs" może przypomnieć scenie jakiego kalibru raperem jest VNM. I nie mogę się już doczekać, by usłyszeć całość.