Pouya - mały człowiek z wielkimi możliwościami
Kevin Pouya to dobry chłopaczyna. Pół Irańczyk (od strony ojca), pół Kubańczyk (od strony matki), reprezentuje południową Florydę. Na scenie obecny od mniej więcej 2012 roku, kiedy jako osiemnastolatek przywitał się ze światem w bardzo osobliwy sposób - wydając debiutancki mixtape, który nazwał po prostu... "Fuck it".
Tuż przed jego pierwszym polskim koncertem postanowiliśmy przybliżyć wam nieco jego sylwetkę (równocześnie na Instagramie @popkillerpl odpaliliśmy konkurs, w którym wygrać możecie pakiet bilet+płyta+t-shirt!). Mimo ponad czterystu tysięcy subskrypcji na SounCloud, Baby Bone nadal pozostaje nieco w cieniu swoich sławniejszych kolegów, których również wypromował ten słynny serwis z pomarańczową logówką.
Bunt, brak zrozumienia
Od samego początku Pouya nie był do końca rozumiany przez rówieśników. Jego najbliższym przyjacielem był Fat Nick, w którego towarzystwie czuł zrozumienie. Od małego problemem Pouyi były ataki paniki, strach przed ludźmi. Pierwszym krokiem w kierunku rozładowania negatywnych emocji było show, które wraz z przyjacielem zaczęli tworzyć na łamach YouTube.
"Nie przeocz mnie, suko!"
Amatorskie show i znajomości niejako zawarte dzięki niemu skłoniło Kevina do stanięcia przed mikrofonem. To własnie w 2012 roku ukazał się jego pierwszy i drugi mixtape, rozpoczęła się również przygoda, która pozwalała wierzyć raperowi, że może wyrwać się z rzeczywistości, w której nienawidzi swojej pracy jako sprzątacz, śpi na kanapie w domu mamy Fat Nicka i nie ma perspektyw na poprawę swojej sytuacji. Jego drugi mixtape był manifestem - nie omijajcie mojej ksywki, ja się dopiero rozkęcam!
Baby Bone
Uwielbiał Bone Thugs-N-Harmony od dzieciaka, nie dziwiło więc że znajomi wołali na niego Baby Bone. I własnie tak nazwał swój kolejny projekt. Street album, który znalazł się w wielu podsumowaniach amerykańskiej sceny undergroundowej. Właśnie z tej EP pochodzi chyba najsłynniejszy numer rapera - "Get Buck". Bity dał tu między innymi Eric Dingus, a w tym samym roku raper z Hialeah poznał się z synem Shaggy'ego - Robb Bank$em.
Zaczęli razem koncertować, do dziś trzymają się bardzo blisko, a Robb pozwolił nawiązać Kevinowi masę nowych znajomości. To własnie po wspólnej trasie i dobrym odbiorze "Baby Bone", Pouya nawiązał bliską współpracę z $uicideBoy$.
Underdog podziemia.
Publika sukcesywnie się powiększała. W 2016 roku, po czterech mikstejpach, nareszcie dostaliśmy pierwszy, pełnoprawny long play. Sprzedał się bardzo dobrze, jak na podziemną rzecz (był nawet na drugim miejscu na iTunes w kategorii hip hop/rap!),
Mniej więcej właśnie wtedy Pouya zaczął miewać ataki paniki i głębokie stany depresyjne. Problemy, które zbierały się od najmłodszych lat dały o sobie znać ze zdwojoną siłą i nie pomagała nawet rosnąca popularność. To własnie wtedy powstała pierwsza część "Suicide Thoughts In The Back Of The Cadillac" - jeden z najbardziej osobistych utworów, jakie stworzył Baby Bone.
Walka z największym przeciwnikiem.
Pisząc ten tekst, nie mógłbym nie wspominać o jego trwającym kilka lat związku z amerykańską gwiazdą Instagrama - Young Baby Coco. Oprócz tego, że stworzyła od podstaw firmę, która obecnie odnośni wiele sukcesów, walczy również z rakiem. Mięsak maziówkowy w trzecim stadium, nowotwór złośliwy. W chorobie niesamowicie wspiera ją własnie Pouya, który niejednokrotnie swój talent komediowy objawia podczas swoich relacji na Instagramowym profilu. Ten związek to próba charakteru, jednocześnie nie brakuje opinii, rzadko kiedy zdarza się tak dobrze uzupełniający się związek.
"Jestem kurduplem, jakoś trzeba z tym żyć".
Tegoroczny album nazwał po prostu - "FIVE FIVE", odnosząc się do swojego wzrostu. Od zawsze jego niski wzorst (165 cm) był tematem drwin wielu ludzi. Pouya jednak się do tego przyzwyczaił i postanowił nie traktować tego jako temat tabu. "FIVE FIVE" wydaje się zresztą jego najbardziej dopracowanym materiałem. Nie brakuje tu ciągłych inspiracji Bone Thugs, duże ilości melodyjnego flow, ale również nieco bardziej agresywnych bitów, rodem z Memphis.
Pouya na tym materiale jest niesamowicie "giętki" w swoich umiejętnościach. To raper pełną gębą, gotowy na dużą sławę.
Ten tekst nie miał być ścianą liter, tu głównie przemawiać miała muzyka, przedstawić miałem kamienie milowe w karierze rapera. Kevin Pouya to niewątpliwy talent, niesamowicie pozytywny typ człowieka. Myślę, że w jego muzyce każdy znajdzie coś dla siebie, bez względu na to czy woli klasykę, czy raczej te nowe rzeczy. Jeśli macie wolny termin w sobotę, mieszkacie blisko Warszawy, a może chcecie przeżyć trip życia - wbijajcie do klubu Smolna, jestem przekonany że będziecie się dobrze bawić.