Mac Miller - Metamorfoza cz.1: Początki i przyczyny sukcesu

kategorie: Hip-Hop/Rap, Profile
dodano: 2018-08-12 18:00 przez: Kontakt (komentarze: 6)

Pamiętacie warszawską wizytę Mac Millera? To ironiczne, gdy jeden z twoich ulubionych artystów przyjeżdża zagrać koncert do miasta, w którym mieszkasz dokładnie w piątek trzynastego. Wbrew obawom przesądnych widowisko było dopięte na ostatni guzik: od profesjonalnego podejścia gwiazdy wieczoru, przez trafioną, przekrojową selekcję utworów, do niepowtarzalnego klimatu i zajaranej publiki.

Mac Miller jest dla mnie raperem szczególnym, a także moim rówieśnikiem, co pozwoliło mi się w pewnym stopniu z nim utożsamiać. Jako oddany fan i słuchacz od wczesnych mikstejpów miałem okazję obserwować jego mentalną i artystyczną metamorfozę na przestrzeni kilku lat intensywnej kariery. Przemianę od roześmianego, upalonego dzieciaka z college’u, przez znieczulonego przez eksperymenty z dragami eskcentryka, po gwiazdę największego formatu i dojrzałego faceta myślącego coraz poważniej o przyszłości. Zapraszam do zapoznania się z postacią Mac Millera, jednego z najciekawszych raperów młodego pokolenia.

 
„Nie mam innych opcji. Nie mam planu awaryjnego. Wszystko, co wypluwam w kawałkach, to moje życie”

Oznajmił młody Malcolm w Intro swojego drugiego mikstejpu, a pierwszego po zmianie ksywy z EZ Mac. To brzmiące lekkomyślnie jak na siedemnastolatka wyznanie zdefiniowało pogląd Maca na tworzenie muzyki, który „od kiedy odkrył hip-hop, traktował go niemalże jak pracę”. Tamte słowa nie były rzucone na wiatr, co retrospekcyjnie podsumował kilka lat później w utworze „Rush Hour”: „I started making money in eleventh grade / As soon I learned that the more you do, the less you wait”. Pierwsze materiały Maca to jednak eskalacja beztroskiego, uczniowskiego życia, radosnych przygód z jointami, szalonych domówek, posiadania problemów nie większych niż zaliczenie klasówki, a raz na jakiś czas ucieczka przed funcjonariuszami policji.

Mac Miller - Outside



Konsekwencja w działaniach, a także niebywały talent zostały szybko docenione. Mac podpisał konktrakt z miejscową wytwórnią Rostrum Records, pod skrzydłami której wydał czwarty solowy mikstejp „Kickin’ Incredibely Dope Shit”, będący najrówniejszym, najbardziej udanym w jego dorobku materiałem oraz kamieniem milowym jego kariery: single „Nikes On My Feet” , „Senior Skip Day” i „Knock Knock” błyskawicznie wywindowały popularność młodego rapera. Świadczą o tym wyprzedane bilety na każdy z koncertów wtórującej owemu wydawnictwu trasy intensywne koncertowej. Idąc za ciosem, zaledwie pół roku po sukcesie „K.I.D.S.” wydał kolejny mikstejp będący kontynuacją wcześniej obranej ścieżki: „Best Day Ever”, promowany kolejnymi przebojami „Donald Trump” (czyli powodem wieloletniego konfliktu rapera z biznesmenem kandydującym do nadchodzących wyborów prezydenckich) oraz tytułowym „Best Day Ever”. Można powiedzieć, że w tamtym okresie Mac na spółkę z Wizem Khalifą, zbierającym równolegle żniwa swojego super hitu „Black and Yellow”, zdefiniował brzmienie Pittsburgha, zaznaczając swoje dotychczas niewidoczne miasto na rapowej mapie. Co ciekawe, Mac uczęszczał do Taylor Allderdice High School, od której wzięły się nazwy ekipy i mixtejpu Wiza.

Mac Miller Ft. Wiz Khalifa - "Keep Floatin" (CDQ)



Wtedy jeszcze nikt nie mógł spodziewać się, że Mac stanie się chociażby ponaprzęciętnym tekściarzem. Już wtedy przejawiał jednak zdolności do plastycznego opisywania swojej rzeczywistości, o której nie wstydził się opowiadać, mimo że mogłaby stać się obiektem kpin dla słuchaczy wychowanych wedle staroszkolnych, ulicznych wzorców rapu. Mac jak nikt wcześniej trafił w oczekiwania amerykańskiej młodzieży, głodnej muzyki mówiącej o tym, co ją otacza i co fascynuje. Nawet, jeżeli inni raperzy (jak Aster Roth) chadzali już tą ścieżką, to żaden z nich nie miał do zaoferowania tak barwnej gamy atutów: charyzmatycznego, zapadającego w pamięć głosu, świetnej dykcji, dużej dozy charyzmy, dopracowanego, leniwego flow z charakterystycznym przeciąganiem końcówek wersów oraz - pomijając zalety artystyczne - chwytliwego imidżu białego dzieciaka w markowych, streetwearowych ciuchach.

W dobie przerostu formy nad treścią nie mniej niż połowa twórczości rapera to odpowiedni dobór podkładów. Mac (będący również producentem i samoukiem grającym na kilku instrumentach) ma świetne ucho do bitów oraz już od wczesnych etapów kariery wyklarowany typ brzmienia, które sobie dobierał. W tamtym okresie była to produkcja oparta o melodyczne, radosne lub relaksujące sample, zgrabnie balansująca między klasycznym boom bapem (nostalgiczne, okraszone cutami z Nasa „Nikes On My Feet”) a wycieczkami w nowoczesny, trendowy ówcześnie cloud (werbel z efektem pogłosu i bazująca na padzie melodia w „K.I.D.S. Intro”). Powodzenie w uzyskaniu spójnego brzmienia utworów jest tym ważniejsze do odnotowania, że bity pochodziły od niszowych, praktycznie nieznanych producentów (istotną cegiełkę dołożył lokalny duet I.D. Labs). Nawet, kiedy Mac musiał od kogoś pożyczyć podkład, brał to, co najlepsze. Posłuchajcie, jak odświeżył klasyczny „Coolie High” Camp Lo:

Mac Miller - The Finer Things



Wobec spektakularnego sukcesu i zyskania szerokiego grona słuchaczy nieuchronnym zdawało się wydanie debiutanckiego albumu. Wydany jesienią 2011 roku „Blue Slide Park” nawiązywał tytułem do parku położonego nieopodal szkoły średniej Maca, co można rozumieć jako symbol podsumowania pewnego etapu – zarówno życiowego, jak i artystycznego. Krążek zebrał umiarkowanie pozytywne recenzje (czwórka i czwórka z minusem według recenzentów Popkillera) i  okazał się triumfem komercyjnym debiutując na pierwszym miejscu zestawienia Billboard 200. „Blue Slide Park” kontynuował wcześniej obraną ścieżkę, będąc fuzją kawałków brzmiących jakby wyjęto je z „K.I.D.S.” czy „Best Day Ever” (przykładowo „Man In the Hat” czy tytułowy „Blue Slide Park”) a subtelnymi próbami realizacji nowych pomysłów (agresywny „Smile Back” czy szalona bragga w „Frick Park Market”).

Mac Miller - Smile Back



Ciężko mówić w tym momencie jeszcze o jakiejkolwiek metamorfozie, jednak można na podstawie tego materiału zauważyć początek ewolucji z mentalnego smarkacza. Sam Mac podkreśla, że potężny przypływ gotówki, popularności i zwiedzanie odległych zakątków świata podczas tournée nie zabiło w nim szczerości i normalności, co podkreślił w „PA Nights”: „Hey, 10000 dollar hands, million dollar plan / My fam’s still the only people tha really know me for who I am”. Odczuć jednak można progres w aspekcie lirycznym, co objawia się coraz częstszym żonglowaniem nazwami własnymi (często ekskluzywnych marek), odniesieniami do popkultury, czy też próbami poszerzenia dorobku o nowe koncepcje pisarskie (storytelling w „Diamonds and Gold”). Pojawiły się również pierwsze oznaki ekscentryzmu, chociażby wers z „Smile Back”: „I’m Lennon mixed up with UGK, maybe try that purple drink”. Jest to o tyle smutne, że Mac przewidział w ten sposób problem, który będzie go dręczyć już niebawem.

Część druga

Przypominamy też, że najnowszy album Maca pt "Swimming" trafił do sklepów 3 sierpnia.

Autor: Grzegorz Wojski

Mac Miller - Vitamins

Tagi: 

w
Wreszcie cośkonkretnego do czytania. Więcej takich tekstów. czekam na 2gą część :)
Jot
Świetny tekst, czekam na drugą część - brakowało czegoś takiego. Dzięki
HipHop
Takich artykułów oczekuje od tego portalu. Brawo! Wreszcie fajna alternatywa dla "fotorelacji z klipu white igiego". Pozdrawiam czytelników!
Aloven
Naprawdę świetne, czekam na part II!
jprdl
Przestałem czytać po pięknej refleksji że autor mieszkał w mieście dokładnie w piątek trzynastego. No kurwa.
Rap4ever
no i fajny tekscik

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>