Quebonafide "Egzotyka" - recenzja pół roku później
Gorączka wokół tego albumu była taka, jakbyśmy wszyscy wraz z Quebo przenieśli się do Afryki Równikowej. Spójrzmy prawdzie w oczy - jeśli wcześniej Kuba miał hype to ciężko określić to co działo się tuż przed wakacjami, gdy do słuchaczy trafiły "Zorza" czy "C'est La Vie" a cała machina nabrała maksymalnego tempa.
Dlatego też postanowiliśmy w tym wypadku zagrać trochę niestandardowo - poczekać, aż szaleństwo premierowe trochę opadnie i dopiero wtedy, na chłodno, podjąć się recenzji "Egzotyki". Albumu, którego nie sposób w tym roku pominąć i który jest - nie bez powodu - pierwszą recenzowaną przeze mnie polską płytą od 3,5 roku.
Mówiąc krótko - "Egzotyka" to idealny przykład terminu "Hip-Hop 2.0". Nie pod kątem brzmienia i rozwiązań muzycznych - ale pod kątem wykorzystania możliwości dawanych przez dzisiejszy świat i pędzącą technologię do tego by nadać swojej muzyce kolejne wymiary. To przeskok w podejściu i spojrzeniu podobny jak filmy wkraczające w erę VR. Przez 2 lata wraz z Quebo i Wesołą Ekipą ("Przygody Wesołego Hypemana"!) tysiące osób zwiedzały świat, poznawały kulturowe kontrasty, skakały po sinusoidzie emocji niczym w dobrym serialu.
Sam Quebo natomiast w podjętym wyzwaniu sprawdził się wręcz wzorowo. Łatwo było popaść tu w klisze, gładkie stereotypy i w oparciu o garść słownych gierek stworzyć postfristajlowy kalendarz biura podróży. Tymczasem otrzymaliśmy żywy i barwny reporterski zapis dwuletnich wojaży, w których równie dobrze poznajemy przybliżane kraje jak samego gospodarza, jego psychikę i to jakie piętno odbijały na nim kolejne podróże i jak zmieniały wstępny światopogląd. Już zwinną, ale powierzchowną relację z "Oh My Buddha" od następnego w kolejce "Quebahombre" dzieli kilka poziomów, a wewnętrzne konflikty i natłok kontrastowych bodźców są tu jednym z elementów, który intryguje i wciąga najmocniej. Ja sam dobrze wiem jak inspirujący i otwierający głowę był kilkutygodniowy wypad do Stanów - mogę więc tylko domyślać się jakie tsunami kulturowego misz-maszu musiał przyjąć na klatę Que. Ale dzięki "Egzotyce" mogłem dostać w twarz chociaż bryzą.
Przy okazji niektórych numerów widziałem komentarze o tym, że wcale nie ma tu dogłębnej analizy danego miejsca, a jedynie turystyczne refleksje i że taki „Madagaskar” czy „Bumerang” poza punktem wyjścia mówią bardziej o Quebo niż samej lokacji i tak naprawdę mogłyby powstać gdziekolwiek. Wydaje mi się to jednak mijać z kluczowym elementem - „Egzotyka” to nie podręcznik podróżniczo-kulturowy i nie album o świecie a właśnie album o Quebo w kontekście tegoż świata. O młodym chłopaku z Ciechanowa zapędzającym się w najdalsze zakątki globu i nadającym praktycznie na żywo na temat tego, jakie wrażenia robią na nim kulturowe różnice i jak kształtują jego samego - przywołując wspomnienia, nasuwając refleksje a wielokrotnie wywracając dotychczasowe poglądy na drugą stronę i wymęczając tak, że po powrocie "śpi przez trzy stulecia". Album z gatunku 'real time adventure', gdzie nawet słabsze momenty ("Arabska noc" czy "Bumerang") wkalkulowane są w ryzyko, tak jak wielki trip marzeń, który raz okazuje się ich spełnieniem a raz rozczarowaniem, bo rzeczywistość odbiega od ułożonej w głowie wizji, pogoda nie taka jak trzeba, a do tego doskwiera ból głowy i jetlag.
Pod tym kątem to album wyjątkowy, pionierski i jeden z największych projektów w 25-letniej historii polskiego rapu. I całkiem szczerze - to album, do którego przez ów rozmach po prostu nie potrafię się przyczepić, bo w kontekście całości słabsze poszczególne momenty takie jak "Arabska Noc" schodzą na dalszy plan. Celowo czekałem z recenzją kilka miesięcy, by nie poddać się szalonej fali hype’u, której kumulacja spadła na nas tuż przed wakacjami. Jednak mimo upływu czasu zdania nadal nie zmieniam i patrząc na samą warstwę muzyczną wystawić muszę szkolne 5, a patrząc na „Egzotykę” jak na holistyczny koncept, 5 z plusem. Trochę zapasu do oceny maksymalnej dobrze się przyda - szczególnie, że gdy czytam o tym, iż Kuba nie napisał jeszcze tekstu z którego byłby zadowolony to wiem, że egzotycznym projektem nie ma zamiaru stawiać kropki nad i, a raczej zwieńczyć uwerturę i rozpocząć kolejny rozdział. Chapeau bas herr Quebahombre.