Roga Raph "Musisz rozwijać się razem z muzyką" - wywiad
Kolejnym młodym raperem, którego poznałem podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, jest pochodzący z okolic Nowego Jorku Roga Raph. Stałem się jego fanem po sprawdzeniu sztosu "Stand Up", jednego z moich ulubionych bangerów tegorocznych wakacji. Miksujący stare z nowym, autor świetnego, dostępnego do odsłuchu na YouTube albumu "Visionary Shift", Roga Raph to raper, którego nie wolno lekceważyć. Zapraszam do Popkillerowego Wywiadu na Niedzielę, przybliżającego osobę i twórczość Rapha. Enjoy!
Wywiad w języku angielskim znajdziecie TUTAJ.
MW: Dzięki jeszcze raz, że zgodziłeś się na wywiad. Zacznijmy od początku - jak zainteresowałeś się hip-hopem?
RR: Zaczęło się gdzieś w gimnazjum (middle school). Mój znajomy, Stan Ipkiss, puszczał mi muzykę klasyków starej szkoły - Redmana, Black Moon, Smif-n-Wessun, Nasa, Biggiego... Na początku, zaintrygowały mnie beaty, nie interesowałem się aż tak tekstami. Dzięki Stanowi poznałem gościa o ksywie Lord Judah, pokazał mi on swoją beat maszynę, taki nowy model SP, z takimi samymi możliwościami. Razem zaczęliśmy tworzyć beaty, szybko załapałem teorię. Zdałem sobie sprawę, że producenci samplują stare soulowe piosenki, choćby te, które puszczała mi mama. Motown, The Soul Sisters, The Jones Girls... Zacząłem eksperymentować z dźwiękami. Zabrałem się też za pisanie tekstów, ale długo - około 10 lat - zajęło mi znalezienie własnego głosu. To była ciekawa podróż.
MW: Właśnie, na "Visionary Shift" rapujesz, że na pierwszym miejscu jesteś beatheadem, ale rapujesz dlatego, bo nie znalazłeś nikogo, kto nadawałby się na Twoje beaty...
RR: Mógłbym wysyłać raperom podkłady, ale... Ale kiedy stworzysz beat, to Twoje dziecko, coś, co bardzo cenisz. Chcesz, żeby beat był właściwie traktowany. Gdy rozdajesz beaty raperom i słyszysz, że nie podchodzą oni do nich właściwie... Coś tu nie gra.
MW: Kto wywarł na Ciebie największy wpływ, jeśli chodzi o produkcję, styl samplowania itp.?
RR: Zawsze chciałem, żeby moje tracki miały ten nostagiczny vibe, klimat muzyki wspomnianych klasyków starej szkoły... Na pewno duży wpływ wywarli Pete Rock, ATCQ, Boot Camp Clik, też Kanye West.
MW: Jak teraz wygląda Twój proces tworzenia beatów?
RR: Zwykle używam software'u w rodzaju Logica. Szukam dźwięków, które w mojej ocenie najlepiej pasują do beatu. Staram się eksperymentować, używać nowych rozwiązań - moje nowe utwory są inne, mają większego kopa od starych nagrywek. Musisz rozwijać się razem z muzyką, próbować nowych rzeczy, narzucać sobie wyzwania, nie ograniczać się tylko do stylu, który dobrze znasz.
MW: Nawijasz, że Twój styl to "odrobina starego, odrobina nowego"...
RR: Boom bap w stylu lat 90 jest już stary. Ale każde nowe pokolenie ma coś nowego do powiedzenia. Możesz rzucić swoje słowa na ten oldschoolowy sound i wciąż brzmieć świeżo. Nie mógłbym całkowicie odciąć się od lat 90., tam jest moje serce, ale jednocześnie nie ograniczam się - muszę próbować odkrywać nowe ścieżki rytmu.
MW: W YouTube'owym opisie "Visionary Shift" umieściłeś ciekawą definicję jazz rapu. Czy myślałeś kiedykolwiek o nagraniu "prawdziwego" jazzrapowego albumu, z żywymi instrumentarium i zespołem, niczym Guru czy Digable Planets?
RR: Na pewno chcę tego spróbować w przyszłości. Cały ten bałagan z czyszczeniem sampli i copyrightem jest męczący... Na razie zagranie z zespołem jazzowym jest ponad mój budżet, ale w przyszłości - zobaczymy.
MW: Jak wspominasz stworzenie swojego pierwszego utworu i teledysku?
RR: Już chyba nawet nie pamiętam swojego pierwszego utworu! W middle school miksowałem różne wersy i beaty. Na początku, jak już wspominałem, zajmowałem się podkładami i bardzo prostym samplingiem. Mój pierwszy teledysk nakręciłem ze Stanem Ipkissem, nie sądzę, żeby można było go teraz znaleźć w Necie. Nie do końca pamiętam, jak też się nazywał - chyba "You Don't Know"..., bo na początku miał świetny sample z tymi słowami. Rapowaliśmy na nim obydwaj, nie było to jakieś wybitne, ale i tak mieliśmy kupę zabawy.
MW: Pierwszy Twój teledysk, jaki zobaczyłem, to ten do "Stand Up". To świetny hołd oddany The Pharcyde.
RR: Tak, uwielbiam "Drop"... Nakręciliśmy klip do "Stand Up" na Coney Island, ja byłem jednym z reżyserów, od początku planowałem, ze chcę złożyć hołd The Pharcyde. Oczywiście mój klip nie dorasta do pięt oryginałowi, który wyreżyserował znany na cały świat Spike Jonze... Podstawą klipu jest idea codziennej walki. Codziennie w niej uczestniczymy, chcemy się wyrwać. Być wolnymi, być w stanie żyć jak chcemy, ale potężne siły w rodzaju rządów tłamszą nas. O tym jest ten numer - o tym, by się nie poddawać, wstawać z kolan, walczyć.
MW: Co dla Ciebie jest najważniejsze w tekstach? Przekaz, czy może pokazanie swoich skillsów?
RR: Zawsze uważałem siebie za nieco innego w tym aspekcie, moje poglądy tak naprawdę zmieniły się nie tak dawno temu. Zawsze przeżywałem muzykę jako emocjonalne doświadczenie. W ogóle interesuję się sztuką, jestem wielkim fanem filmu, zawsze staram się, aby słuchacz odczuł określone emocje. Nie chcę, żeby skupiał się za bardzo na słowach, chcę, by raczej poczuł flow. Uwielbiam sposób, w jaki poszczególne elementy - beat, flow, intonacja - łączą się w całość. Ostatnio stałem się bardziej zwięzły, jeśli chodzi o to, co mam do powiedzenia. Na początku chodziło bardziej o dobrą zabawę i freestyle'owanie, potem jednak przychodzi chwila, że chcesz tworzyć utwory o konkretnych tematach i ideach. Nie jest to łatwe, w tworzeniu takich numerów jest dużo przeszkód – choćby dlatego, że wciąż chcesz zachować ten pierwiastek beztroskiej zabawy.
MW: Na intrze do "Visionary Shift" nawijasz, że chciałeś znaleźć sposób na wyrażenie samego siebie.
RR: Kiedy pracowałem nad muzyką, nie wypuściłem żadnego materiału, tylko cierpliwie budowałem tracki, eksperymentowałem, szukałem własnego głosu. Dopiero wtedy zdecydowałem, że czas najwyższy wyjść z piwnicy, z "lochu" i pokazać ludziom, kim jestem.
MW: Właśnie wypuściłeś nowym album, "Nostalgiks". Czym różni się on, według Ciebie, od "Visionary Shift"?
RR: Powiedziałbym, że "Visionary Shift" było bardziej refleksją, "Nostalgiks" natomiast to ja śmielej kroczący po ścieżce.
MW: Opowiedz o założonym przez siebie labelu, 2inphinity.
RR: Jest on wciąż w fazie rozwoju, próbuję go rozbudować. Zasadniczo marka 2inphinity ma reprezentować to, co nieskończone w każdym z nas, w aspekcie duchowym. Jestem duchową osobą, choć nie słychać tego raczej w mojej muzyce - może w nowszych utworach.
MW: Czy studiowanie sztuki także wpłynęło na Twoją muzykę?
RR: Zawsze tworzyłem muzykę. Uczęszczałem do akademii sztuki przez rok, póki zdałem sobie sprawę, że po prostu topiłem pieniądze, których nie miałem, więc wypisałem się. Tworzyłem ilustracje, i wciąż to robię. Musiałem zmienić priorytety - swoje pieniądze zacząłem przeznaczać na muzykę. Nie musisz posiadać dyplomu, by tworzyć sztukę. Jesteśmy mylnie przekonani, że szkoły nam zagwarantują przyszłość, ale to tak nie działa. Ja zrezygnowałem ze szkoły i skupiłem się na muzyce.
MW: Co następnego dla Ciebie i Twojego labelu?
RR: Zamierzam skupić się na jego rozbudowaniu, plus znalezieniu swojej widowni. Wiem, że mam grono fanów, chciałbym tylko wiedzieć gdzie. Rap ma teraz bardzo szerokie spektrum, nie jest łatwo znaleźć artystę, który kładzie pomost między brzmieniem lat 90. a nowymi brzmieniami – to chciałbym zrobić swoją muzyką. Takie są moje plany na przyszłość - wzmocnić markę i zwiększyć zasięg.
MW: Czy słuchasz może jakichś raperów z Europy?
RR: Nie, może czasem usłyszę kogoś na YouTube. Staram się nie słuchać za dużo innych raperów, żeby niechcący nie zainspirować się nimi za bardzo w mojej muzyce.
MW: Czy masz jakąś wiadomość dla swoich fanów w Polsce i w Europie?
RR: Jedna rzecz - rób to, co chcesz robić. Wielu uważa, że to ponad ich zasięgiem, ale jeśli masz to w sercu i naprawdę chcesz coś robić, rób to. Każdego dnia zrób jedną małą rzecz. To lepsze niż siedzenie i robienie niczego, jeśli każdego dnia zrobisz jeden krok do przodu, zobaczysz, jak wszystko się ułoży. Jeśli zlekceważysz swój rozwój, nic się nie zmieni, a Ty będziesz smutny.
MW: Dzięki za wywiad!