Injury Reserve "Floss" - recenzja
Mimo że wydane w 2015 roku „Live From the Dentist Office” nie odbiło się szerokim echem w hip-hopowym środowisku, to pochodzące z Arizony trio Injury Reserve pokazało tym albumem, że są obecnie jednym z najciekawszych zespołów na niezależnej rapowej scenie za oceanem. Liczyłem zatem, że ich drugi longplay, czyli wydane w grudniu zeszłego roku „Floss” spotka się z chociaż trochę większym zainteresowaniem – zwłaszcza, że wydane przed premierą single („Oh Shit!!!”, „All This Money”) napawały sporym optymizmem. Biorąc jednak pod uwagę ile do tej pory poświęcono miejsca tej płycie w mediach muzycznych wygląda na to, że spotka się ona ze zdecydowanie mniejszym rozgłosem niż na to zasługuje. A szkoda, bo „Floss” to jedna z najmocniejszych rapowych pozycji zeszłego roku.
Na swoim najnowszym dziele chłopaki z Injury Reserve w dużej mierze postawili na kontynuacje brzmienia z debiutu, z tą małą różnicą, że tym razem poczynają sobie jeszcze odważniej. Otwierające krążek „Oh Shit!!!” to nie tylko czerpiąca z tradycji hardcore rapu, energetyczna bomba, ale także pokaz charyzmy i osobowości rapujących członków zespołu - Steppy J. Groggs’a i Ritchiego With a T. Podobną żywiołowością charakteryzują się takie numery jak „All This Money” z uzależniającym refrenem Ritchiego, „What’s Goodie” z doskonałą gościnną zwrotką Cakes da Killa, a także eksperymentalne „Eeny Meeny Miny Moe”, gdzie głośny, industrialny beat dosyć mocno przypomina brzmienie kojarzące się z twórczością clipping. i świetnie łączy się z wersami o trudach rapowej kariery („So you want to be a rap star? / You think lyrics and dope beats will really get you that far?”)
Podobnie jak w przypadku poprzedniego albumu, produkcja Parkera Coreya bardzo udanie balansuje na granicy inspiracji oldschoolowym rapem z lat ’90 i nowoczesnych rozwiązań, dzięki czemu mamy tu do czynienia z bardzo różnorodnym spektrum brzmień – od chwytliwego funk-rockowego podkładu w „Girl With the Gold Wrist”, przez powolnie sunące „All Quiet on the West Side, aż po samplowane gospelowe chórki w „Bad Boys 3” i przyjemnie jazzujące „S on Ya Chest” w stylu A Tribe Called Quest czy The Pharcyde. Ta różnorodna warstwa brzmieniowa otwiera przed rapującymi członkami Injury Reserve możliwość ukazania pełni swego potencjału, a przede wszystkim wszechstronności, dzięki której potrafią się oni odnaleźć na niemal każdym rodzaju beatu. Oprócz błyskotliwych, pełnych poczucia humoru i pewności siebie wersów, Ritchie i Steppa poświęcili również kilka numerów na bardziej osobiste przemyślenia dotyczące ich kariery i życia osobistego. Szczególnie ciekawie pod tym względem wypada zamykające album „Look Mama I Did It”, gdzie Ritchie rapuje do swojego zmarłego ojca: „Just sucks when I’m at your funeral and no one know I existed / And I’m the one with your name man, isn’t that twisted? / But I ain’t really tripping man, that’s family business”.)
Na swojej drugiej studyjnej płycie Injury Reserve bardzo świadomie wykorzystali liczne inspiracje i własne atuty, dzięki czemu stworzyli płytę różnorodną i charakterystyczną, a przede wszystkim taką, która powinna usatysfakcjonować zarówno fanów oldchoolowego, jak i bardziej nowoczesnego rapu. Nie przegapcie tej ekipy, bo drzemie w nich naprawdę ogromny potencjał.