Sampha "Process" - recenzja
Pamiętam, że jak wybieraliśmy się popkillerową reprezentacją na pierwszy warszawski koncert Sampha w listopadzie zeszłego roku, nie znałem praktycznie żadnych jego nagrań studyjnych. Kilka lat wcześniej brytyjski piosenkarz przykuł moją uwagę wokalem w jednym z przypadkowo usłyszanych tracków, także miałem świadomość, kim jest, i wiedziałem, że drzemie w nim potencjał, ale szczerze mówiąc czekałem, aż zaprezentuje się oficjalnym, pełnoprawnym debiutem.
Sam koncert zrobił bardzo dobre wrażenie i potwierdził, że jest na co czekać, a zaledwie cztery miesiące później światło dzienne ujrzał pierwszy studyjny longplay 28-letniego Londyńczyka "Process". Co na nim znajdziemy?
Już otwierające całość "Plastic 100°C", wykorzystujące na wstępie cytat z wypowiedzi Neila Armstronga, kładzie grunt pod album nietuzinkowy, poetycki, oryginalny i idący pod prąd współczesnych trendów i mainstreamowego brzmienia. To jednocześnie krążek przyjemny w odsłuchu, jak i trudny w odbiorze, zrodzony z bólu, cierpienia, niepewności i samotności. Pod pozornie abstrakcyjnymi aluzjami i metaforami kryją się dręczące Samphę uczucia i obawy - już we wspomnianym "Plastic 100°C" słyszymy o porannych wizytach u lekarza, niejasnych diagnozach oraz wewnętrznej walce, aby otworzyć się przed drugą, bliską mu osobą.
Dalej wcale nie jest lżej - w drugim na płycie, przewodnim singlu "Blood On Me" Sampha zmaga się we śnie-koszmarze ze swoimi demonami, symbolizującymi strach i poczucie winy, oraz desperacko próbuje im uciec, stale czując ich oddech na plecach. Piszę teksty jak sceny filmowe. Mam przed oczami ujęcie kamery i widok z lotu ptaka jak ktoś mną potrząsa. Pojawia się ktoś, kto ratuje mnie przed samym sobą, budzi mnie ze snu - wyjaśnia artysta jeden ze swoich najmocniejszych, najbardziej emocjonalnych utworów.
No one knows me like the piano in my mother’s home
You would show me I had something some people call a soul
Niezwykła wrażliwość Brytyjczyka dochodzi do głosu też wtedy, gdy wspomina dzieciństwo i swoją matkę w opartym na dźwiękach fortepianu "No One Knows Me (Like The Piano)"; analizuje przypadki, gdy zrzucał winę na drugą osobę w "Reverse Faults"; ubolewa nad utraconą miłością w napisanym wspólnie z Kanye Westem, kapitalnym "Timmy's Prayer"; czy wyznaje, że od miesięcy nie widział się z bratem i czuje, jak ich więź słabnie w refleksyjnie kończącym album "What Shouldn't I Be?".
"Process" to intrygująca mieszanka w większości subtelnych, spokojnych soulowych brzmień, przebijającej się momentami nowoczesnej elektroniki oraz wielowarstwowych tekstów, których rozgryzienie wymaga nie tylko skupienia, ale wręcz dogłębnej literackiej analizy. W tym kontekście Sampha przypomina mi innego artystę, nad którego tekstami można ślęczeć godzinami, a które nieraz i tak wymagają objaśnienia przez samego autora - Lupe Fiasco. Do tego dochodzi jednak charakterystyczny, charyzmatyczny niski wokal, pełen gracji, jak i powagi, delikatny, ale przejmujący. Nie dziw więc, że artyści takiego pokroju jak Beyonce, Drake, Kanye West czy Solange coraz chętniej zwracają się do londyńskiego soulmana z propozycją współpracy. Szkolna czwórka z plusem.