Busta Rhymes "The Coming" (Klasyk na Weekend)
To już 20 lat, odkąd nasz ulubiony, potężny Brooklynita z jamajskimi korzeniami, Trevor Smith jr, Lider Nowej Szkoły, z hukiem rozpoczął solową karierę, wstrząsając sceną niespożytymi pokładami energii i absolutnie wariacką nawijką. Wczoraj na krakowskiej TAURON Arenie Busta pokazał, że nawet po dwóch dekadach wciąż potrafi rozgrzać parkiety do czerwoności! Z okazji jego pobytu w Polsce - i z okazji jubileuszu 25-lecia działalności artystycznej (więcej o tym w relacji z krakowskiego eventu BURN Battle School Remixed... Stay tuned) - przyjrzyjmy się naszemu jubilatowi, debiutanckiemu albumowi Busty - pierwszemu zwiastunowi Apokalipsy... Oto "The Coming".
Pierwsze słowa, wypowiadane przez narratora, określają mission statement albumu, ba, całej kariery Busty lepiej, niż ja mógłbym to ubrać w słowa. HE MUST BRING THE RUCKUS... TO ALL YOU MOTHAFUCKAS!!! Busta wykorzystuje każdą daną mu sekundę, by robić hałas, udowodnić, że niewielu możę się z nim równać w fachu mistrza ceremonii - proklamujący swoją niewątpliwą zajebistość Busta jest głośny, wygadany, bezczelny, nieobliczalny (linijki, jakimi ciska, pełne są absurdalnego humoru - "Yo, I burn your food like Florence/Run up in your crib like my name is search warrants"), bawiący się flow na przeróżne sposoby - ale także niebanalnie inteligentny w tworzeniu rymów (zwróciliście kiedyś uwagę, że w "Woo-Hah!" i w "Ill Vibe" wszystkie zwrotki Busta rymuje do jednego rymu?).
Nie można dyskutować o "The Coming", nie wspominając o singlu, który - jak to ładnie określają Amerykanie - "katapultował Bustę do statusu supergwiazdy". "Woo Hah! Got You All in Check" , na charakterystycznym samplu z Galta McDermota, to jeden z hip-hopowych evergreenów, strona z Elementarza Bangerów... To track, który znać po prostu TRZEBA. Singiel odniósł ogromny sukces, dochodząc do 8. pozycji na liście Bilboardu, przyczyniając się znacznie do tego, że "The Coming" pokryło się finalnie platyną.
Ale to nie koniec. Parę miesięcy później Busta wyniósł ten track na jeszcze wyższy poziom - postanowił zremiksować "Woo-Hah!" i zaprosić na track dobrego znajomego... Tak narodziła się jedna z najgenialniejszych kooperacji w dziejach hip-hopu - Busta Rhymes & Ol' Dirty Bastard. Zderzenie dwóch absolutnych świrów zaowocowało bangerem o niemal kataklizmicznym poziomie mocy. Więcej o tej kooperacji możecie poczytać w artykule Tomka Przytuły.
Beaty na album dostarczyli m.in. sam Busta, DJ Scratch (jego "Do My Thing" to mój ulubiony sztos z całego albumu), ówczesny tytan wśród producentów Easy Mo Bee (który wysmażył pełnokrwisty, nowojorski banger "Everything Remains Raw" oraz "It's s Party") oraz kolektyw The Ummah - w składzie Q-Tip, Ali Shaheed Muhammad oraz ś. p. Jay Dee... "The Coming" to początek długiej i owocnej współpracy obu panów - na większości albumów Busty (wyłączając "E.L.E", "Back on My B.S." i "Year of the Dragon") znajduje się co najmniej jeden świeżutki Pączuś od Jaya. Dilla dostarczył na "Nadejście" dwa podkłady - "Still Shining", gdzie Busta udaje smoka (!) i bujający bezbłędnie "Keep It Movin'"...
Żeby tego było mało, Busta dorzucił do mieszanki dwa okrutnie tłuste posse cuty - "Flipmode Squad Meets Def Squad" z jedną z najlepszych zwrotek Redmana w całej jego dyskografii (z jakiegoś powodu jednak brakuje jednego z filarów Def Squadu, czyli Ericka Sermona) oraz wspomniany"Keep it Movin", gdzie Busta zaprosił do symfonii zniszczenia ziomali z Leaders of the New School... Niestety, jest to ostatni track, jaki panowie nagrali w pełnym składzie. Cichym bohaterem albumu jest też reprezentujący Flipmode Rampage the Lost Boy Scout, kuzyn Busty. Panowie mają na tracku fantastyczną chemię, słuchać, jak wypierdalają hejterów za burtę w "Abandon Ship" to coś pięknego.
Początkowo album miał zawierać jeszcze jeden Dillowy Pączuś. "The Ugliest", na pokładzie z nie byle kim - bo z samym Notoriousem B.I.G. (oraz panami z Flipmode - Rampage'em i Lord Have Mercy) Niestety, jako że było to w czasie zaciekłego konfliktu dwóch legend - Biggie nie omieszkał wykorzystać okazji, by zawrzeć w swych wersach kilka pocisków w stronę 2Paca. Busta, nie chcąc zaogniać konfliktu dwóch Wybrzeży, zdecydował się skreślić track z tracklisty.
Jasne, nie jest to perfekcyjny album. Skity - boleśnie standardowe - na końcu kawałków nie pasują do całości, ogółem album jest nieco nierówny muzycznie ("Hot Fudge" i Q-Tipowy "Ill Vibe" nieco nie pasują do kipiącej energią nawijki Busty), cała ta fascynacja końcem świata w roku 2000 dziś zdaje się dziwaczna i pretensjonalna... Szczególnie outro albumu (z nieskończenie wyświechtanym samplem z Carla Orffa) jest po prostu słabe. Jednak jak wprowadzenie do wykręconej stylówy Trevora Smitha, wprowadzenie nowego gracza na scenę, probierz umiejętności - "The Coming" i dziś brzmi fantastycznie.