Openair Frauenfeld 2016 - relacja
O historii i ogólnym charakterze niezwykłego festiwalu Openair Frauenfeld rozpisywaliśmy się wam jeszcze przed rozpoczęciem jego tegorocznej edycji. Teraz przyszedł czas na relację z tego wydarzenia, którego głównymi gwiazdami byli 50 cent, Wiz Khalifa, Major Lazer, J. Cole, Ty Dolla $ign i Future. Tekst przygotował Michał Zdrojewski, a fotorelację z wydarzenia Victoria Janeczek.
Openair jest dużym festiwalem. Co najmniej 2 razy większym od Splash! festivalu, na którym przyszło mi być rok temu w Niemczech, natomiast trochę mniejszym od naszego gdyńskiego Open'era. Zarówno pod względem ilości ludzi, jak i samego terenu festiwalu. Wszystko, jak na Szwajcarów przystało jest świetnie zorganizowane. Od wyjścia z lotniska w Zurychu po dotarcie na miejsce na polu. Wszelakie typowe festiwalowe problemy zostały ograniczone do minimum i muszę przyznać, że ze wszystkich eventów tego typu na jakich byłem (Opener, Splash!, Berlin Music Festival, Orange Warsaw) ten był zdecydowanie najlepiej ogarnięty. Całkowicie zostało wyeliminowane tam płatności różnego rodzaju bonami czy opaskami z chipami i nie było żadnych problemów. Duże i świetnie zorganizowane pole namiotowe, piękni ludzie ze świetnymi stylówkami, krystalicznie czysta rzeka przepływająca nieopodal pola, kalifornijska pogoda (przez 3 dni koncertów temperatura oscylowała między 28, a 32 stopniami Celsjusza), przyjemny zapach marihuany praktycznie non stop unoszący się w powietrzu i nieprzerwanie dudniący z głośników hip-hop. Czego więcej potrzeba?
Trzeba trochę szaleństwa. I to również zostanie nam zaserwowane. Publiczność szwajcarskiego festiwalu składa się w większości z Niemców i Francuzów i nie przyjechali oni tam spokojnie siedzieć na trawce i słuchać muzyki. Jeżeli miałbym określić ogólny charakter zabawy dwoma słowami to musiałbym użyć zwrotu "Turn up!!!". Ludzie bawili się na świetnym Actionie Bronsonie występującym w pełnym słońcu z flagą Albanii, nawiązując do swojego i najliczniejszej mniejszości etnicznej Szwajcarii pochodzenia, śpiewali razem z grającym na gitarze Ty Dolla $ignem, vibe'owali do Brysona Tillera, który swoją sceniczną świadomością, pełnym zaangażowaniem i czystym wokalem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, skakali i rzucali głowami, gdy ma scenie był Future, który na swoim występie skupił się głównie na najnowszych wydawnictwach, czyli "DS2", "What A Time To Be Alive" i ostatnich mixtape'ach (zdziwiło mnie, że nie zagrał hitów pokroju "Turn Off The Lights" czy "Tony Montana"), a apogeum nastąpiło, gdy drugiego dnia festiwalu na scenę wkroczył 50 Cent wspierany przez całą załogę G-Unit. Raper z Nowego Jorku zagrał idealnie wykrojony koncert, na którym znalazło się miejsce dla wszystkich hitów z "Get Rich Or Die Tryin'", "The Massacre" czy "Curtisa" oraz i nowych bangerów jak "I'm The Man". Świetnie wspierali go Lloyd Banks, Tony Yayo i Kidd Kidd, którzy również zagrali swoje solowe hity i oczywiście z największym applauzem spotkał się genialny na majku Lloyd Banks. Genialne i bardzo energiczne show zrobił też A$AP Ferg. Jedynym koncertem, którym tak naprawdę się zawiodłem to było show J. Cole'a, który już po zagraniu pierwszego kawałka wyjaśnił publice, że jest chory i prosi o wybaczenie ewentualnych niedociągnięć. Wszystko byłem w stanie zrozumieć, ale jak on mógł nie zagrać "Lights Please"?!
Wielkim plusem Openaira jest bardzo dobre zróżnicowanie lineupu. Oprócz największych gwiazd, które zostały wymienione wcześniej, mamy tu również wielu świeżych raperów pokroju Jazz Cartiera, Kevina Gatesa, Yung Leana, Micka Jenkinsa czy świetnego artysty, któremu, po zobaczeniu na żywo, jeszcze bardziej życzę dużej, międzynarodowej kariery, Andersona .Paaka. Oprócz tego, w niezliczonych hangarach i namiotach non stop trwa impreza, grają znani europejscy didżeje, jest strefa MTV, są sklepy z ciuchami streetwearowych marek, specjalny namiot z różnego rodzaju grami i zabawami, po terenie chodzą piękne panie pryskające wodą z pistoletów zabawkowych i smarujące kremami na poparzenia i po prostu dzieje się hip-hop. Na minus dla mnie było jedynie zachowanie organizatorów przy odwołaniu koncertu przez Young Thuga. Na Facebooku festiwalu informacja o tym pojawiła się stosunkowo późno, natomiast na telebimach raper z Atlanty nadal figurował w line upie. Sam brak Thuggera mnie rozczarował, ponieważ był to jeden z bardziej wyczekiwanych przeze mnie gigów.
Na pewno za rok wrócę do Frauenfeld. Z większym doświadczeniem i obyciem w materii, ponieważ jak wiadomo każdy festiwal rządzi się swoimi prawami. Wszystkim będę też go polecać, ponieważ moim zdaniem jest to trochę inny wymiar hip-hopowej rozrywki. Wszystkich zainteresowanych tematem odsyłam na stronę Openaira - co roku lineup jest świetny. Warto przytoczyć chociażby 2010 rok, gdy w ciągu 3 dni w Frauenfeld mogliśmy zobaczyć Eminema, Jaya Z, Nasa, Raekwona i Tech N9ne'a. Na tegorocznym festiwalu chodziły plotki, że organizatorzy w tym roku oszczędzali na przyszłoroczny event. Jeżeli jest to prawdą i oszczędzając potrafili zebrać w jedno miejsce 50'ego, Wiza, J. Cole'a i Future'a, to możemy się spodziewać tego, że za rok będzie jeszcze grubiej.