Lewis Parker "Człowiek musi mieć sposób, by nie dać się stłamsić" - wywiad
W dzisiejszym Popkillerowym Wywiadzie na Niedzielę - zgodnie z obietnicą, twórca naszego Klasyku na Weekend - wyśmienitego albumu "Masquerades and Silhouettes" - weteran sceny angielskiej, znakomity producent i raper Lewis Parker!
Z Lewisem miałem okazję spotkać się w Szwajcarii, gdzie dał kozacki koncert w klubie Flösserplatz w Aarau. Dzięki pomocy organizatora koncertu - Piusa, którego serdecznie pozdrawiam - i który razem ze mną przeprowadził wywiad - umówiliśmy się z sympatycznym i otwartym Londyńczykiem na luźną pogawędkę na tematy wszelakie, przy rozgrzewającym trunku. Rozmawialiśmy m.in. oczywiście o klasycznym debiucie Lewisa, o ewolucji jego brzmienia, o współpracy z Ghostface Killahem... jak i o innych interesujących wątkach - zapraszam do lektury! (Jako że nie mieliśmy kamery, tym razem - dla odmiany - wywiad w wersji tekstowej. Smacznego!)
Big shout out and thanks for making the interview possible to Pius Vögele and Dan Englander a.k.a. DJ Pings! Much love and respect from Poland!
MW: A więc - witamy w Szwajcarii, dzięki jeszcze raz za świetny koncert! Lewis Parker, "The Man with the Golden Sound", "The Deadliest Man with the SP" - powiedz więc nam o swej pierwszej "broni", swoim pierwszym SP.
LP: Tak naprawdę, SP zacząłem posługiwać się od 1999 roku... Pierwsze beaty zacząłem kleić już od 1990 - jako dzieciak bawiłem się loopami z taśm. Pierwsze nagrania zaczęliśmy wypuszczać gdzieś od 1995 roku. Swoje pierwsze beaty kleiłem za pomocą AKAI, wcześniej Atari ST - z programem Stereo Master. Na tym uczyłem się "podstaw podstaw", jak zrobić loopa itd. Z tą wiedzą przeniosłem się na AKAI S900, S950 - używałem też Cubase'a. Większość moich pierwszych nagrywek powstała właśnie na tym sprzęcie - AKAI+ Cubase. Ok. 1999 roku kupiłem SP-12, ok. 2004 - SP-1200. SP było naturalnym krokiem naprzód od maszyn, których używałem wcześniej.
PV: Chciałbym spytać o jeden z Twoich pierwszych singli, "Rise". Na jakim koncepcie bazuje ten kawałek?
LP: Dokładnie na tym - "Rise". "Powstań", "Unieś się". Tak jak słońce. Codziennie w życiu mamy do czynienia z różnymi sytuacjami, rzeczami dobrymi i złymi - człowiek musi mieć sposób aby wznieść się ponad to, nie dać się stłamsić temu wszystkiemu. O tym jest ten utwór - o nieustannym wznoszeniu się, elevation, tak samo jak wschód i zachód słońca są stałe. I see the gray sky and gray clouds looking down on me... Życie nie jest proste, i możesz przechodzić przez naprawdę ciężkie chwile - ale wciąż powstaniesz, uniesiesz się ponad to, jakimkolwiek sposobem potrafisz.
PV: Wiele zmieniło się, odkąd nagrałeś ten utwór - przede wszystkim postęp technologiczny jest ogromny. Jak według ciebie znaleźć sposób tego "unoszenia się" w dobie wszechobecnej technologii, kontroli?
LP: To zależy od Ciebie. Są rzeczy, które musisz zrobić. Musisz zarabiać pieniądze, by przeżyć... Prawdziwe szczęście - to kwestia Twojej mentalności. Wielu szuka szczęścia w kasie, w tytułach i stanowiskach, w rzeczach materialnych, które na pierwszy rzut oka wydają się dobrym źródłem szczęścia... Prawdziwe szczęście to jednak coś, co musisz znaleźć w sobie. Musisz pokochać siebie. To jest klucz, musisz to poznać i zrozumieć. A kiedy już to zrobisz - nieważne będzie to, co posiadasz, to, jakie stanowisko zajmujesz.
MW: "Become one with the air instead of one with the computer" - rymujesz w "Communications" z "It's All Happening Now"...
LP: Faktem jest, że teraz wszyscy jesteśmy uzależnieni od komputera. Wszyscy staliśmy się swego rodzaju komputerowymi nerdami... Jesteśmy nierozłączni z komputerami, telefonami, Facebookiem... Co kilka godzin musisz wejść i połączyć się z Internetem, inaczej czujesz, jakby świat cię "mijał". To jest szalone. Pomyśl - 15 lat temu nie było czegoś takiego, nie absorbowało Cię, co robi osoba na drugim końcu planety, nie było żadnych postów, statusów itd.
MW: Zatrważające jest to, że minęło zaledwie te 15 lat, a progres technologiczny jest znaczny.
LP: Przenieśmy się w czasie nawet 10 lat temu. Wtedy social media dopiero raczkowały - Myspace, te sprawy... 15 lat temu zaledwie garstka osób bawiła się w takie coś, a nawet jeśli, to byli uważani za jakichś nerdów. A teraz? Wszyscy siedzimy w Internecie.
MW: Jak wspominasz nagrywanie swego klasycznego debiutu, "Masquerades and Silhouettes"?
LP: "Masquerades and Silhouettes" było rezultatem wielu sesji nagraniowych, głównie w domu mojego dźwiękowca, The Sea, w północnym Londynie. Było też kilka sesji ekstra. Wszelkie poprawki, kilka wersów, które musiałem zarapować raz jeszcze, nagrywaliśmy w studio Milo w Hoxton. Zmiksowaliśmy wszystko - z wyjątkiem jednego utworu, "A Thousand Fragments" - tak samo, w studio Milo. "Proces twóczy" wyglądał wtedy inaczej niż teraz - w domu, na swoich maszynach - AKAI S900, AKAI S950, tworzyłem beaty, przekazywałem je w studio The Sea do masteringu - i wraz z nim decydowałem o ostatecznym "kształcie" tracku... Innymi słowy "przychodziłem z podstawowym budulcem i przekazywałem swoją pracę w ręce dźwiękowca". Teraz sam jestem sobie sterem żeglarzem i okrętem, mam własne studio, nagrywam i miksuję wszystko własnoręcznie.
MW: "Masquerades and Silhouettes" miało być na początku dłuższe, prawda?
LP: To jest zasdaniczo EPka, ponieważ label nie chciał w tamtym momencie "całego" albumu. Gdy powiedzieli, że chcą, bym nagrał EPkę, postarałem się, by brzmiała ona jak pełny album... Gdy już dostali gotowy materiał - EPkę - tak naprawdę sprzedawali go jako pełny album... Choć "Masquerades" ma tylko 7 tracków, zrobiłem tak, aby materiał brzmiał jak najbardziej jako pełny album - wydłużyłem tracki, dodałem gdzieniegdzie interludia itd.
MW: Jednym z moich ulubionych tracków wszechczasów jest "Crusades" z tego albumu. Jaka jest historia tego utworu, skąd wziął się koncept?
LP: "Crusades" powstał w fazie, gdy tworzyłem sporo tracków konceptualnych, umiejscowionych głównie w świecie fantasy, sci-fi, świecie Gwiezdnych Wojen. Wziąłem na warsztat temat "starożytnych". Brzmienie miało przywodzić na myśl starodawne, "majestatyczne" czasy, czasy wojowników, barbarzyńców, magii, czarnoksięstwa... Mam sporo tracków, które miały dźwiękiem przywoływać takie "starodawne" czasy. "Crusades" z całą pewnością jest takim trackiem, sporo mam niewypuszczonych utworów stworzonych w takim "celu". Wiele z nich postało na samplach z muzyki klasycznej, średniowiecznej czy easy-listening.
MW: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że chciałbyś, aby Twoje tracki były właśnie jak najbardziej wizualne, by były "kinem wtłoczonym w wosk"...
LP: Wiesz, zawsze, gdy oglądam film, zwracam uwagę na ścieżkę dźwiękową. Gdy byłęm dzieckiem, wiele razy zdarzyło się, że jakś scena z filmu zapadła mi w pamięć właśnie z powodu muzyki. Połączenie tej sceny z muzyką zostawiało jakby trwały "ślad" na umyśle. Tworzyłem beaty z zamiarem odtworzenia tego uczucia... Kiedy słuchasz czegoś, jakiejś muzyki na okrągło, Twój umysł zaczyna dryfować... Nazywam to "cloudsteppingiem". Każdy beatmaker Ci to powie - gdy siedzisz i wsłuchujesz się w jakiś utwór cały czas, twoja wyobraźnia wpada w "trans", zaczynają przychodzić Ci do głowy pomysły, jak ta muzyka może brzmieć inaczej itd. - podróżujesz przez dźwięki do różnych miejsc...
MW: Twoje albumy mają specyficzne podtytuły - "Masquerades" i "It's All Happening Now" to "The Ancients Series" - One i Three, potem wydałeś dwa albumy z serii "The Puzzle"... Jaki był zamysł?
LP: "The Ancients" był powrotem do antycznych kultur, świata, hip-hopu, do pojęć, które chciałem wtedy przekazać za pomocą muzyki... "The Ancients Series Two"- pracowałem nad tym materiałem, nie byłem jednak zadowolony z efektu końcowego, wobec czego album się nie ukazał. To niejako dlatego "It's All Happening Now" - czyli "The Ancients Series Three" brzmi, tak jak brzmi. To też swojego rodzaju niedokończony projekt. W tamtym momencie nie miałem czasu, musiałem wydać to, co miałem.
MW: A "The Puzzle"?
LP: "The Puzzle" to znacznie bardziej bezpośredni koncept o tematyce "szpiegowskiej", w rodzaju "Lewis Parker to postać a'la James Bond"... W mojej muzyce zawsze był taki swoisty, elegancki, "Bondowski" sznyt. Jednak w latach 90. koncentrowałem się bardziej na wycieczkach w krainy Jedi, Gwiezdnych Wojen, muzycznie opartych, jak wspominałem, na samplach z muzyki klasycznej, easy listening itp. W latach od 2000 zmieniłem styl - zacząłem samplować więcej soundtracków, funku, muzyki produkcyjnej. Z tego chyba zresztą jestem znany - z samplowania tej muzyki. Uwielbiam digging, od lat 90. uskuteczniam właśnie takie buszowanie po katalogach muzyki produkcyjnej. Wracając do "The Puzzle" - to brzmienie jest o "stylu życia" takich agentów, jak Shaft czy James Bond. Funkujące, soundtrackowe brzmienie żywcem z lat 70., z - powiedzmy - "ideologią" lifestyle'u a'la Agent 007, wciąż jednak z filozofią Lewisa Parkera. To nowy "film" w mojej "filmografii" - tym razem film w "szpiegowskich" klimatach. Takie jest podstawowe "założenie", estetyka brzmienia "The Puzzle".
MW: Masz na swoim koncie także kilka albumów nagranych we współpracy z raperami, m.in. z Johnem Robinsonem ("International Summers" z 2010 roku) czy ostatnio - "MK-Ultra: Operation Hypnosis" z EastKoastem... Czy ten ostatni album tez utrzymany jest w takim "szpiegowskim" klimacie?
LP: "MK-Ultra" niejako nawiązało do tego kierunku, w którym podążałem - jednak nie "skoncentrowało" się zanadto na nim. Miałem nadzieję w pewnym momencie, że podążymy tą drogą, głębiej w temat "szpiegowski"...
MW: Tytuł tego albumu zdaje się nawiązywać do takich klimatów - "MK-Ultra", projekt CIA dotyczący kontroli umysłów...
LP: Tak, i jest na albumie co nieco o teoriach spiskowych. Jednak mogliśmy z tym tematem podążyć głębiej, powiedzieć więcej. "MK-Ultra" to taki amalgamat różnych tracków, które nagraliśmy w okresie mniej więcej roku. Kawałki podobały się nam - postanowiliśmy więc wydać je jako album. Trochę inaczej podchodzę do własnych solowych projektów - staram się, by wszystko było ze sobą powiązane, by każdy dźwięk był dobrze dopasowany. Jestem swego rodzaju nerdem, jeśli o to chodzi... Do "MK-Ultra" podeszliśmy bardziej swobodnie, po prostu nagraliśmy tracki, wybraliśmy najlepsze - i wypuściliśmy album. I to kozacki materiał.
MW: Sporo pisaliśmy niedawno na Popkillerze o Ghostfacie. Miałeś okazję współpracować z nim, dostarczyć mu kilka zajebistych beatów - na przykład do świetnego storytellingu "Shakey Dog" z albumu "Fishscale"... Jaka jest historia tej kooperacji?
LP: Spotkałem Ghosta w sklepie z płytami, wręczyłęm mu CD z beatami... Później zapomniałem o tym, rok później, gdy byłem na Barbadosie, zadzwonił telefon. To był manager Ghosta. Nie minęło dużo czasu, a rozmawiam przez telefon z samym Ghostface'em, który mówi, że podobają mu się moje jointy, to brzmienie "soundtracków lat 70." - i chce, bym przyjechał do niego, na Staten Island, i puścił więcej beatów. I tak też się stało. To było świetne doświadczenie, nagrywać z taką legendą. Czas pokaże, czy z tej kooperacji wyniknie coś jeszcze...
MW: W jednym z wywiadów wspominałeś, że skontaktowałeś się także z Raekwonem...
LP: Tak, i obiecałem, że podeślę mu beaty... Muszę się za to zabrać!
MW: Co szykujesz na przyszłość, jakie są Twoje nadchodzące projekty?
LP: Na pewno nowy solowy album Lewisa Parkera.
MW: Czy będzie to kolejna część seriii, np. "The Puzzle"?
LP: Nie jestem pewien, czy włączę to do "The Puzzle"... Nie wiem, czy wrócę do niej. Z jednej strony, jest kilka rzeczy, które chciałbym z serią "The Puzzle" zrobić.... Z drugiej strony, mam też kilka pomysłów raczej spoza tego konceptu. W przeciągu kolejnych pięciu miesięcy powinien pojawić się nowy singiel.
(I słowo stało się ciałem! Oto najnowszy sztos od Lewisa, "Mellow Blow"):
MW: Na sam koniec - jako że jesteś wielkim fanem Gwiezdnych Wojen, nie mogę nie spytać o Twoją opinię na temat nachodzącego nowego filmu...
LP: O, człowieku, nie mogę się doczekać "Przebudzenia Mocy"! Myślę, że będzie to punkt zwrotny w filmowym "uniwersum", bo ostatnie trzy filmy były takie sobie. "Zemsta Sithów" była OK, ale pozostałe były rozczarowujące... Jestem wielkim fanem rozszerzonego uniwersum Gwiezdnych Wojen, cieszę się, że w nadchodzącym filmie nawiążą do tego.
MW: Uważasz, że wybranie J.J. Abramsa na reżysera było dobrym posunięciem?
LP: W mojej opinii zrobił kawał dobrej roboty z filmami "Star Trek"... Lubię "Star Treka", to nie "Gwiezdne Wojny", ale lubię tę serię za to, czym jest. Jestem ciekaw, co Abrams wykombinuje. Wątpię, że uda mu się "zaszkodzić" serii gorzej, niż się wcześniej zdarzało... Nie będzie tam jakichś Jar Jar Binksów i tym podobnych. Wnioskując po trailerach, czeka nas najlepszy film z serii "Gwiezdne Wojny" od czasów oryginalnej trylogii. Powracają znani z niej aktorzy - Harrison Ford, Carrie Fisher, Mark Hamill - wszyscy obecni. Czekam z niecierpliwością - uważam, że to będzie kozacki film. W najgorszym razie to będzie film "dostateczny".... ale może też być rewelacyjny. Mam podejrzenie, że będzie właśnie tak.
Chciałbym, aby ktoś zabrał się za film o Boba Fetcie albo o łowcach głów. Tego chcą fani. JA tego chcę! Porządny film o Mandalore, o Mandalorianach, czy po prostu - Boba Fett na jakiejś ultraważnej misji albo kilku misjach... Chcę zobaczyć Boba Fetta robiącego rzeczy, które potrafi tylko Boba Fett - najlepiej godzinami.
MW: Zobaczymy już niedługo. Oby Twoje przewidywania się sprawdziły...
LP: Moja prognoza brzmi - "Moc jest silna w Przebudzeniu Mocy"!