Scarface "Deeply Rooted" - recenzja

kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2015-11-18 18:00 przez: Paweł Miedzielec (komentarze: 1)

Powroty z emerytury często bywają nietrafione - każdy z nas ma w pamięci wielkich sportowców i muzyków, którzy rozstawali się ze swoją profesją a potem próbowali po latach powrócić na szczyt, przeważnie ponosząc przy tym sromotną klęskę... większość nie potrafi niestety wyczuć momentu, kiedy należy sobie powiedzieć "dość" i czynią to zbyt wcześnie, bądź zdecydowanie za późno. W 2008 roku niekwestionowany "król południa" postanowił zakończyć swoją karierę, zostawiając za sobą jedną z najrówniejszych dyskografii w historii hip-hopu i rzesze zrozpaczonych fanów. W stanie spoczynku zdołał wytrzymać niecałe siedem lat (nie licząc krótkiej przerwy w postaci darmowego mixtape'u "Dopeman Music" sprzed pięciu wiosen), po czym zstąpił z panteonu wielkich rap gry, by uciszyć niekończące się pojękiwania sympatyków brudnego brzmienia z H-Town nowym materiałem. Tak oto na naszych głośnikach zagościł krążek "Deeply Rooted", jako synonim powrotu do hip-hopowej branży jednego z jej najbardziej szanowanych przedstawicieli.

Kim jest Scarface i jak kolosalne znaczenie dla całego nurtu miała jego twórczość - nie muszę chyba specjalnie przypominać. Człowiek, który praktycznie w pojedynkę wprowadził w latach 90-tych południe na salony, wymieniany jednym tchem obok największych tuzów hip-hopu, będący przez lata głównym filarem Rap-A-Lot Records i jednym z ojców sukcesu tej wytwórni na rynku. Schowany w cieniu i zdystansowany od nadmiernego poklasku, zawsze stojący nieco z boku - wytrawny obserwator tego co się dzieje dookoła, potrafiący jak mało kto przelać swe obserwacje na papier, umiejętnie wyciągając przy tym cenne wnioski z osobistych spostrzeżeń. Czym uraczył nas tym razem?

Obejdą się smakiem ci, oczekujący rewolucji i wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Brad Jordan to typ rapera, który przez całą swoją karierę działał w myśl maksymy "jeśli coś nie jest zepsute, nie należy tego naprawiać" i kurczowo trzyma się wypracowywanych latami patentów. Próżno szukać tu zatem ubranego w kobiece dżinsy klauna piejącego z zachwytem nad retard rapem pod muzykę rodem z gier na Atari czy Commodore 64 - to zdecydowanie nie ten klimat.

Odpalając "Deeply Rooted" już na samym początku witają nas znajome dźwięki, które przypominają najjaśniejsze momenty dyskografii Face'a, a przy otwierającym album "Rooted" ma się autentyczne wrażenie, że pomyliliśmy krążki, wrzucając na playlistę klasyczne "The Diary". To zasługa legendarnego producenta N.O. Joe, będącego twórcą większości bitów na płycie, któremu udało się wysmażyć na takie brzmienie, że mam momentami deja vu roku 1994. Pojawił się też Mike Dean - współautor wielu sztosów z katalogu frontmana Geto Boys, oraz inni uznani specjaliści od bitów, jak Nottz czy współpracujący mocno z Game'em w czasach "Doctor's Advocate" Ervin "EP" Pope, którzy zadbali przede wszystkim o spójność dźwiękową całego LP. Mamy więc płynne przejścia pomiędzy utworami, pomimo rożnego klimatu panującego w samych kawałkach. 

Mało jest raperów potrafiących unieść ciężar albumu na własnych barkach - Scarface to bez wątpienia jeden z tych rzadkich talentów, których ta perspektywa nie przeraża. "Deeply Rooted" pozbawiony jest tabunu gości, a ci obecni stanowią selektywnie wybraną grupę. Są to głównie wokaliści odpowiedzialni za refreny, ale znalazło się również paru zawodników wagi ciężkiej jak Nas, który nie schodzi poniżej wypracowanego przez lata poziomu w "Do What I Do" czy Rick Ross, którego występ w tym samym numerze nie razi aż tak bardzo jak tego oczekiwałem.

Tutaj pierwsze skrzypce gra jednak gospodarz - może z mniejszą energią niż kiedyś i niższym poziomem dynamizmu, co w swoich najlepszych latach, ale wciąż umiejętnie żonglujący workiem emocji, wyczuwalnych w każdym kawałku. A do tego ten głos... jeden z najbardziej charakterystycznych wokali jakie w życiu słyszałem, momentalnie zapadający w pamięć - dudniący na tyle mocno w głowie, że nie sposób go zlekceważyć i nie wsłuchać w to, co ma do powiedzenia.

A opowiadać umie jak mało kto... Top 10 najlepszych storyteller'ów ever, przekazujący szeroki wachlarz historii swoim hipnotyzującym wokalem. Sączące się z każdego kawałka krew, pot i łzy pokazują, że Face włożył w ten krążek całego siebie, dając słuchaczowi blisko godzinną jazdę pełną niezapomnianych wrażeń. Od świetnego zobrazowania pobytu na dołku w "The Hot Seat", przez trafny opis skomplikowanych relacji damsko-męskich w "Keep It Movin'", aż po dające potężne świadectwo wiary "God" z przepięknym refrenem. "No Problem" to Scarface w najlepszym wydaniu, którego uwielbiam słuchać najbardziej - pełen wściekłości, skory do konfrontacji z każdym i opisujący zastaną rzeczywistość mocno ofensywnym językiem, zaś bijące pozytywizmem na odległość "Ain't All Bad", wraz z kolejnym odsłuchem przypomina mi coraz bardziej słynne "My Block". Generalnie całego materiału słucha się mega przyjemnie i nawet brzmiące bardzo nowocześnie na tle całej reszty "Dope Man Pushin'", czy wywołujące największe kontrowersje "Steer" nie były w stanie zepsuć pozytywnego wrażenia po kilkunastokrotnym przewałkowaniu płyty od dechy do dechy. Szczególnie nie mogę pojąć lamentu korzennych fanów na temat tego ostatniego - zgoda, że bit mógłby być mniej elektroniczny i ogólnie lepszy, ale przecież do refrenu, czy położonych na nim zwroteczek nijak się przyczepić. Jeśli miałbym wskazać na siłę coś drażniącego, to byłby to miałki hook w "Voices", skipowane przeze mnie bonusowe "I Don't Know", czy wsadzone w środek krążka zamulające "Anything" - chociaż gdyby zostawić sam bit, byłby on idealnym przerywnikiem na krótkie złapanie oddechu. Szkoda również, że singlowe "Mental Exorcism" powędrowało jako bonus na wersję Best Buy, bo jest dla mnie jednym z najlepszych numerów na albumie - tak samo zresztą jak "Exit Plan", którego bardzo się obawiałem ale okazało się, że nawet głos Akon'a nie irytuje mnie w takim stopniu co zawsze i da się go przeboleć dzięki klimatycznej produkcji oraz lirycznym popisom Face'a.

Kolejna bardzo dobra pozycja na koncie ikony południa. Świetny storytelling nawinięty pod w większości klasyczne bity, osadzone mocno w klimacie do jakiego Scarface przyzwyczaił nas przez lata sprawia, że płyta trzyma równy poziom od pierwszego do ostatniego kawałka na albumie. W erze, gdzie stawia się głównie na eksponowanie wszechobecnego przepychu "Deeply Rooted" oferuje raczej surową prostotę, lansując przy okazji mocne strony gospodarza, którymi od zawsze były wiarygodność i street credit, o jakim 99% uliczników może tylko pomarzyć. Głos, charyzma, bagaż doświadczeń, ucho do bitów, oraz konsekwencja w działaniu - Scarface pokazuje, w jaki sposób weterani mogą starzeć się w tym biznesie z gracją, nie naginając jednocześnie własnych zasad dla szybkiego zysku. "Deeply Rooted" nie zdobędzie może nagrody dla najbardziej innowacyjnego produktu roku, ale posiada wszelkie atrybuty, by wzbudzić respekt zarówno wśród starych jaki i młodszych fanów. Czwórka.

Mike L
Jaram się Facem i czekałem na ten album jak na żaden , ale niestety mnie nie porwał . Dobrze że Scarface nie poszedł w nowe trendy jednak daleko Deeply Rooted do jego najlepszych albumów. Poza paroma świetnymi kawałkami reszta jakoś bez polotu. Ps, Szacun Mietek za zajawkę i wiedze na temat westu i southu , ale dopema music nie był darmowy. Był oficjalnie wydany w digipacku przez Facemob music , i do kupiena na iTunes , I jak go sprowadzałem w dniu premiery ze stanów za 100 zł ! to nie widziałem nigdzie żeby był do ściągnięcia za darmo. Swoją drogą face w pierwszym kawałku nawija "brand new mixtape dopeman music brand new album " Także chyba sam do końca nie widział czym jest ten albumomixtape :) poza tym jest kozacki i na autorskich bitach , także nie można go pomijać :)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>