Muflon - Pisanki Freestyle'owca #9: 5 Element
Witam was serdecznie. Pękam z dumy - mój felieton jeszcze nigdy nie był tak ordynarnie truskulowy jak dzisiaj. Nie dość, że będzie on traktował o piątym elemencie hip-hopu, to jeszcze na dodatek będzie tegoż elementu prawdziwą emanacją. Co prawda wśród badaczy nie ma jeszcze pełnej zgody, co ów piąty element stanowi – KRS-One uważa zań beatbox, część osób stoi na stanowisku, że jest to wiedza, Twoja siostra myśli, że jest nim skateboarding, a pewnie w realiach warszawskiego hip-hopu lat 90. był nim wpierdol – ale ja nie mam wątpliwości, prawdziwym piątym elementem hip-hopu jest obsuwa. Jeżeli postawisz obok siebie obsuwę i czarnoskórego gościa w dwuczęściowym stroju adidasa, śmiesznej czapce, złotym łańcuchu, z boomboxem na barku i mikrofonem w ręku, w dodatku zastygniętego w b-boy stance, to każdy co bardziej czujny ziomek zaraz spyta co ten przebieraniec robi obok hip-hopu. Fakt, że Małpa z Jinxem w utworze „5 element” również rapowali o hip-hopowej wiedzy, niczego tu nie zmienia. Moje stanowisko jest nieugięte. Zresztą niech każdy z was sam sobie odpowie czy na rapowych imprezach na które ostatnio wpadli, więcej było wiedzy czy obsuwy…
Jak mogliście zauważyć, formuła tych felietonów uległa pewnej korekcie. Zamiast co dwa tygodnie, będą się one ukazywać mniej więcej co miesiąc. Wynika to z faktu, że moje podejście w tej materii jest podobne do tego, które prezentuję względem dwóch filozofii rapowej podaży. Bliższa mi jest ta mówiąca, że lepiej wypuszczać swój materiał raz na dwa lata i budować oczekiwania, niż ta oparta na założeniu, że warto regularnie bombardować słuchacza nowymi numerami, żeby nie pozwolić mu o sobie zapomnieć. Dlatego będzie rzadziej. Natomiast wytłumaczenia dlaczego felieton ten ukazuje się z blisko dwutygodniowym opóźnieniem względem nowego terminu już nie mam. Po prostu zamuliłem, pozwoliłem piątemu elementowi zagościć na Popkillerze.
Całe życie, pomimo różnych objawów roztrzepania, starałem się zachowywać punktualność. Wydawało mi się to jednym z elementarnych przejawów szacunku dla drugiej osoby. Jednak ostatnimi czasy z niepokojem zauważam, że coraz częściej zdarza mi się pojawiać na umówionych spotkaniach ze sporym opóźnieniem i przyjmować to jako coś naturalnego. Podejrzewam, że to efekt kilkunastoletniej intensywnej hip-hopowej indoktrynacji: chodzenia na rapowe imprezy i spotykania się z zamiecionymi postaciami rapowego światka. A tu nic nigdy nie jest na umówioną porę. Strefa czasowa polskich hip-hopowców to „GMT +1 i 20 minutek jeszcze”. Czasoprzestrzeń się zakrzywiła - kiedy nastąpi koniec świata, bo Bruce Willis* w ostatnim momencie wydyga przed kometą, a na ziemie zstąpi Czterech Jeźdźców Apokalipsy, raperzy będą mieli jeszcze jakieś piętnaście minut na skitranie jointów.
Obsuwa jest czymś naturalnym dla wszystkich hip-hopowych terminów. Premiera płyty ma być we wrześniu. Nie było? Sorry, w listopadzie już na bank. Koncert zaczyna się o 21? Jesteś naiwny i przyszedłeś o 22 - z godzinkę jeszcze poczekasz. Teledysk wjeżdża o północy? Siedzisz jak pajac do trzeciej i wciskasz F5 zamiast się wyspać jak człowiek. Ile razy to przeżyłem jako prowadzący: „Muflon, impreza zaczyna się o 21, więc bądź o 20, żebyśmy mogli przegadać jeszcze najważniejsze sprawy”. Więc wpadam 19:57 i siedzę potem dwie godziny na krześle i dla zabicia czasu czytam na telefonie, że Spice Girls się rozpadły.
Mało jest w hip-hopie tak wyświechtanych śpiewek jak ta o wzajemnym szacunku. Twórcy i odbiorcy są tu niby bardzo blisko, możesz przybić raperowi piątkę po koncercie, zamienić parę słów itd. Ale ta wszechobecna obsuwa pokazuje, że wcale tak kolorowo z tym traktowaniem odbiorców nie jest. Pójdź na koncert jakiejś polskiej, zblazowanej pop gwiazdy i sprawdź czy będziesz czekał dwie godziny na jej wyjście na scenę. Albo porównaj rapowy koncert z wyjściem do kina. Normalny człowiek siedzi wkurwiony, bo reklamy trwały 30 minut. Hip-hopowiec dziwi się, że po reklamach nie było jeszcze 30 minut z DJ’em grającym „Skills” Gang Starra, i że film, kiedy już się pojawił, nie śmierdzi wódą i pamięta swoje dialogi.
Oczywiście troszeczkę przerysowuję. Rozumiem, że czasami te opóźnienia wynikają z braku przesadnie sztywnego podejścia („ziomek miał grać trzy numery, ale dobrze mu się gra, niech zagra cztery, nie ma co się spinać”), a rozpoczynanie koncertów to już błędne koło: raperzy zaczynają później, bo czekają na ludzi; ludzie przychodzą później, bo wiedzą, że raperzy nie zaczną wcześnie. Ale poważnie uważam, że jest coś znamiennego w tym rapowym odwlekaniu i przeciąganiu. Tkwi w tym prawda o polskiej kulturze hip-hopowej. Prawda o jego jeszcze dopiero kiełkującym profesjonalizmie. Pamiętam jak zdziwiony byłem kiedy rok czy dwa lata temu wpadłem do Proximy na koncert Łony i ten zaczął się punktualnie, w dodatku o jakiejś stosunkowo wczesnej porze. „Chyba organizuje to ktoś spoza środowiska” – pomyślałem odruchowo.
Solidność i rzetelność w działaniu to bardzo niedoceniane składniki artystycznego sukcesu. Gdy myślimy o artystach, stereotypowo w głowie mamy raczej wariatów żyjących w swoim świecie, lekko autystycznych, chaotyczne rozlewających swoje zawiłe koncepty na kartkę czy płótno, niż wystudzonych ogarniaczy skrzętnie notujących w notesie punkt po punkcie kolejne zaplanowane zadania. Jak sztuka to, zgodnie ze skojarzeniem, bardziej Włochy niż Szwajcaria. Ale kiedy patrzę na znajomych z rapowych kręgów, których znam od lat, właściwie od startu ich „karier”, wydaje mi się, że większy sukces osiągnęli niekoniecznie ci, których wskazałbym jako najbardziej utalentowanych, lecz Ci lepiej zorganizowani, odpowiedzialni i umiejący trzymać się zaplanowanych terminów i działań. Hip-hopowcu, nie lekceważ więc punktualności, może to być jeden z małych kroczków do Twojego sukcesu.
Ja np. przez moją opieszałość straciłem szansę żeby pośmiać się publicznie z wizyty 50 Centa w Dzień Dobry TVN. Robienie tego trzy tygodnie po emisji byłoby jednak słabe. Coś jak pójście do telewizji, żeby lansować swoją mordę przy okazji wizyty rapera, którego się bardzo lubi, ale niestety nie zna się tytułu żadnej jego piosenki. Punktualni pożartowali, spóźnialscy muszą się bawić w dygresje i porównania.
*może i ten Willis z dupy, ale grał w „Piątym elemencie”, także wszystko się zgadza.
*****
Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.
foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski