Chali 2na "Manphibian Music (Against the Current EP 2)" - recenzja
To ptak! To samolot! Nie, to nasz jedyny i niepowtarzalny Przyjacielski Pan Baryton - Chali 2na, znany z kultowego hiphopowego składu Jurassic 5 i z występów na pierwszej płycie nie mniej zacnej, poruszającej się w klimatach salsa, funk, reggae itp. kapeli Ozomatli. Po wydaniu w zeszłym roku świetnej, acz króciutkiej Epki "Against the Current" 2na powraca z jej drugą częścią - "Manphibian Music". Jako fan Jurajskiej Piątki i obdarzonego fantastycznym głosem Tuńczyka czym prędzej odsłuchałem nowy jego materiał. Jak wypadło "Manphibian Music"? Przyjrzyjmy się - kawałek po kawałku.
01. Manphibious Intro - Wjazd z grubej rury, tym razem jednak bez dedykacji ("AtC" poświęcona była ojcu Chaliego - Mr. Charlesowi Stewartowi seniorowi "a.k.a. Papa Tuna"). Od razu przechodzimy do rzeczy - czyli do introdukcyjnej nawijki Tuńczyka na ciężkich basach i perkusji. Jest moc.
02. Let's Start - soczyste, funkowe rytmy, na mocarnym basie i ciężkich uderzeniach werbli - 2na na takich podkładach czuje się jak, nomen omen, ryba w wodzie. Chali wie najlepiej, na jakich beatach może wykorzystać swój świetnie brzmiący głos na maksa, i ten track nie jest wyjątkiem. Świetny utwór na wejście, z miłym dla ucha dodatkiem w postaci wokali Nigela Halla.
03. Jungle Sometimes - kto nie zna sampla, na podstawie którego zbudowana został konstrukcja z perkusji i basu - niech natychmiast zapadnie się pod ziemię. Cały track to hołd dla jednego z naważniejszych (ba, zaryzykowałbym stwierdzenie, że najważniejszego) utworów w historii hip-hopu. Tak jest, główkujecie dobrze - "The Message". Chali wraz z Jeru-Salaamem (który niestety nie ma najlepszej nawijki, plus jego udział w utworze jest minimalny) sprytnie przemycają linijki z owego legendarnego tracku (sam tytuł - "Jungle Sometimes" - pochodzi z "The Message"), opisując niewesołą sytuację w Wietrznym Mieście. Fajny throwback do klasyki, nie zdołał jednak podbić mojego serca całkowicie, głównie z powodu - subiektywnie - takiego sobie jednak beatu.
04. Maintain - Mój ulubiony podkład z całego materiału - interesująco skonstruowany. Na pierwszy plan wysuwa się stopa i werbel, w tle natomiast, niemal na granicy słyszalności snuje się spokojny, chilloutowy motyw muzyczny.... Fajny, chwytliwy refren - Maintain my sanity, what would humanity, uplift my family, stay away from vanity.... Szkoda tylko, że gościnne zwrotki nie za bardzo zapadają w pamięć. Ot, taki standardowy cut, wyróżnaiający się świetnym beatem.
05. Carry Go Bring Come - po odpoczynku w postaci "Maintain" otrzymujemy solidny zastrzyk energii w postaci dudniącego dancehallowego jointa, z gościnnym jamajskim patois od Delly'ego Ranksa. Kawałek jest... OK. Na moje jest on zbyt przeładowany elektroniką, mocarne basy zamiast podkreślać wokal Tuńczyka jedynie mu przeszkadzają. Nie mogę odpędzić się od wrażenia, że 2na nagrał ten kawałek jako swego rodzaju sequel "Remember the Future" z "jedynki" - sztosu niesamowitego, płynnie łączącego korzenne reggae z ciosami dubstepowych wiertar.... O ile w przypadku "Remember the Future" mariaż elektroniki i jamajskich rytmów (o dziwo) zadziałał, tak w "Carry Go Bring Come" już się tak sztuka nie udała. Nie jest to jednak track kompletnie tragiczny - 2na świetnie się odnajduje na beacie, refren Ranksa też jest całkiem nośny.
06. Cuban Woman - 2na nie byłby sobą, gdyby nie wrzucił na album latynoamerykańskich rytmów. Na urokliwych gitarach, bębnach i trąbkach 2na opowiada o swej fascynującej poróży do Hawany... 2na podczas imprezy poznaje przepiękną, młodą chica, z którą (mimo bariery językowej) nawiązuje "bliski" kontakt. Standardowa historia. Klimatyczny kawałek, głównie dzięki udziałowi chłopaków z Ozomatli i fajnemu refrenowi (acz brzmiącemu nieco zbyt "popowo" na mój gust).
07. Stand Up - mój ulubiony chyba refren na "Manphibian Music", z silnym przesłaniem: You gotta stand up for what you believe in. We don't need no cowards - we need men! Chali w jak najlepszej formie, ujeżdżający beat z łatwością (to jeden z niewielu tracków, na którym 2na przyspiesza wolne i spokojne zwykle flow). I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie dziwny beat. Z jednej strony fajna, hiszpańska gitarka... z drugiej strony dziwne szumy, jakby przyciszone skrecze. Nie brzmi to zachwycająco. Plus, końcowy skicik z wiadomością od pani Kane jest absolutnie zbędny.
08. Megladon - a właściwie Megalodon. Wymarły już gatunek rekina, niekwestionowany władca prehistorycznych mórz - bydlak mierzący nawet do 18 metrów, uzbrojony w przeogromną gębę i imponujący garnitur śmiercionośnych zębisk (tylko popatrzcie)... Właśnie do tego monstrum porównuje się chełpliwie Tuńczyk, płynąc po beacie nieodłącznie kojarzącym mi się z westcoastowymi produkcjami a' la Dr. Dre i 2001. Szczerze - ów podkład, jak i cały kawałek podobają mi się średnio, myślę, że jego eliminacja nie zaszkodziłaby materiałowi, a wręcz przeciwnie....
Patrząc na "Manphibian Music" jako na całość - to kawał dobrej, bujającej muzyki, pełnej ciepłego, idealnego na aktualną pogodę vibe'u, a także potwierdzenie wysokiej formy Chaliego. Jak natomiast "MM" wypada w konfrontacji z poprzedniczką? Szczerze - za lepszą uważam pierwszą część "Against the Current". Produkcję krótszą, bardziej zwięzłą, zawierającą - w mojej ocenie - lepsze podkłady. Inaczej niż w przypadku "AtC", nie znalazłem na "MM" żadnego tracku wybitnego, utworu, który zapętlałbym w nieskończoność, radując się każdą sekundą dżwięku. Innymi słowy - są na "Manphibian" tracki dobre, nie ma natomiast sztosów rewelacyjnych, takich jak "Remember the Future" czy "Against the Current" (z fenomenalnym refrenem od Ming Xia).... Jednak "Manphibian Music" to dobry album, bez wątpienia godny polecenia. 4 na 6, check it out!