Eminem "The Marshall Mathers LP" - recenzja nr 2 (Klasyk Na Weekend)
Eminem to drugi z raperów, od których zacząłem swoją przygodę z tą muzyką. Pamiętam do dzisiaj pierwszy raz, kiedy zobaczyłem klip do „The Real Slim Shady”... Mając około 11 lat nie było mowy o zrozumieniu tekstu. Jednak Slim ma w sobie coś, co jest bardzo ważną cechą dla artysty. Przekaz zawarty w jego numerach jest nie tylko kwestią warstwy tekstowej, lecz ogółu środków, którymi raper może dysponować. Co mam na myśli? Postaram się wyjaśnić to w dalszej części. Tymczasem, Panie i Panowie, w dzisiejszym klasyku na weekend diamentowe „The Marshall Mathers LP”
Płytę otwiera skit, który dość jasno pokazuje, że pan Marshall Mathers ma w głębokim poważaniu krytyków. Lecz jeśli ktokolwiek myślał, że Em przekroczył granicę, każąc swoim fanom pocałować go w dupę, jest w błędzie. Już w kolejnym tracku pt. „Kill You” (wymowna nazwa, nie sądzicie?) raper z Detroit grozi śmiercią dosyć sporej liczbie osób. Brzmi groźnie? Witamy w świecie rapera z największą ilością sprzedanych płyt. Do dziś zastanawia mnie komercyjny sukces płyty, na której możemy znaleźć storytelling mówiący o zabójstwie własnej żony. Co prawda genialnie nagrany, lecz śmiem twierdzić, że jest to zbyt ciężki materiał dla przypadkowych słuchaczy.
Skoro już jesteśmy przy „Kim”, warto wspomnieć o największym atucie Eminema. Chodzi oczywiście o emocje. Sposób w jaki ten człowiek wyrzuca z siebie słowa jest niesamowity. To samo możemy usłyszeć w „The Way I Am”. Można nie rozumieć tekstu, ale nie da się nie zrozumieć frustracji wylewającej się litrami z tego numeru. Poza talentem do przekazywania uczuć, Marshall został obdarzony również świetnym flow, techniką i umiejętnością nabijania się ze wszystkiego wokół. Na „The Marshall Mathers LP” znajdziemy bardzo wiele prześmiewczych tekstów. Moim osobistym faworytem jest „The Kids”, w którym Slim wciela się w rolę nauczyciela i przeprowadza pogadankę na temat narkotyków. Nie można również nie wspomnieć o „The Real Slim Shady”. Obok „Stan” jest to najpopularniejszy numer z tej płyty. Moim zdaniem na albumie znajduje się wiele lepszych numerów, co nie zmienia faktu, że Eminem radzi sobie w prześmiewczej konwencji bardzo dobrze. Zwłaszcza, że pod przykrywką głupich żartów możemy znaleźć sporo prawdziwych, bystrych i celnych wersów.
Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to dobór bitów. Zapewne wielu się ze mną nie zgodzi, aczkolwiek jestem zdania że Eminem mógłby o wiele lepiej dobierać podkłady. Okej, nie jest źle. Jest wręcz bardzo dobrze. Jednak myślę, że mogłoby być znacznie lepiej, zwłaszcza biorąc pod uwagę jakie możliwości już wtedy miał Marshall. Na całe szczęście zdarzają się perełki jak „Marshall Mathers”, „Crimina” czy „Bitch Please II”.
Co mogę więcej powiedzieć? „The Marshall Mathers LP” to płyta, którą zapewne znają wszyscy czytelnicy tego tekstu. Jednak chciałbym zachęcić was do odpalenia tego albumu po raz kolejny, niezależnie od tego czy lubicie „białasa z Detroit”. Eminem na „TMMLP” poza kolejnymi abstrakcyjnymi opowieściami, otworzył się przed słuchaczami. Opowiedział historię człowieka, który osiągnął sukces, wraz z którym stał się jedną z bardziej krytykowanych osób w showbusinessie. Krótko mówiąc, jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów rapu.