Pih "Dowód Rzeczowy nr 3" - recenzja
"I nie zmienia się nic" – chciałoby się powiedzieć za Peją. Pih nie dokonał na "Dowodzie Rzeczowym 3" żadnej innowacji. Cykl albumów w jaki się wplątał mu na to nie pozwolił. Ale powiedzmy sobie szczerze: czy ktokolwiek tego od niego wymagał?
No dobrze, na najnowszej płycie białostockiego rapera rozczarowywać może jedno – to że autor nie ogląda się na rosnące z każdym rokiem standardy rapowania. Ma gdzieś, że nowicjusze pływają po bicie z gracją Pawła Korzeniowskiego, bawią się intonacją, eksperymentują, nawzajem co raz podnosząc sobie poprzeczkę. Adam ma flow stateczne, wciąż młóci te swoje teksty (swoją drogą, wciąż bardzo dobre) w ten sam sposób, robiąc po kilka pauz w ciągu jednego dwuwersu, co sprawia wrażenie zmęczenia po jednej stronie głośnika... i jednocześnie może powodować owe zmęczenie po stronie drugiej. Tak, właśnie TO u Piha irytuje, a nie tembr głosu białostoczanina, do którego przecież zdążył przyzwyczaić już około czterystu tysięcy fanów. Stare porzekadło mówi, że kto stoi w miejscu, ten się cofa i uważam, że tę maksymę raper powinien wziąć sobie do serca, a przynajmniej biorąc na tapet kwestię flow, jeżeli nadal nie zamierza odkładać mikrofonu na kołek. Tedemu przecież wyszło to na dobre.
W pozostałych aspektach również jest bez zmian, co jednak nie zawsze musi koniecznie stanowić wadę. Fani oczekiwali tego, co Pih robi najlepiej. A że jest specem od barwnych ilustracji grozy życia, ponurego egzystencjalizmu, krwawej braggi i podwórkowych hitów, to dalsze wątpliwości nie mają racji bytu. Może i w nieco innych proporcjach niż poprzednio (szczególnie mało jest tej krwawej braggi, o dziwo również nie uświadczymy tu kolejnego hymnu alkoholików), ale ciężko wynieść tu coś, co szczególnie wyróżniałoby trzeci "Dowód" spośród całej trylogii. Lirycznie – trudno mówić o jakimś obniżeniu lotów (może z wyjątkiem paru pozbawionych polotu refrenów), bo tekściarzem Adam Piechocki zawsze był świetnym i w tej kwestii – po raz kolejny – nic się nie zmieniło.
Niewiele się zmieniło również w kwestii doboru producentów, gdyż w większości są ci sami, którym raper zaufał na poprzednich produkcjach. DNA, White House, Puzzel, David Gutjar, DJ Creon, RX. "Nowy znany i lubiany klasyk" dorzucił tylko Matheo, zaś duet No Name Full of Fame chyba nie do końca sprawdził się w pihowej stylistyce. Sprawdza się za to już od dłuższego czasu ktoś inny. Różnicę i jakość na tej płycie robi Pawbeats, który w obrębie tejże stylistyki, w mrocznym, klawiszowo-smyczkowym klimacie gwarantuje wysoki poziom, wyczucie i prawdziwy kunszt muzyczny i bardzo dobrze, że dostał pole do popisu w aż czterech utworach. Goście – jest ich kilku, jednak na wyróżnienie zasługuje jedynie Sokół, no może jeszcze coraz swobodniej poruszający się po bitach Słoń.
Przy pierwszym zetknięciu wydawało mi się, że oto potwierdziły się moje przypuszczenia, iż "Dowód Rzeczowy nr 3" będzie najsłabszą częścią cyklu. Po głębszym zapoznaniu "trójka" znacznie zyskuje na wartości, "dwójkę" bez wątpienia wyprzedzając, a do pierwszej części tracąc bardzo niewiele. A jako że poprzednie odsłony to, summa summarum, typowe "czwórkowe" płyty, dlatego i w tym przypadku muszę pozostać konsekwentnym. Choć trzeba sobie powiedzieć jasno: koniec trylogii "Dowodów Rzeczowych" oznacza koniec taryfy ulgowej dla Piha.