A$AP Rocky w Warszawie - relacja
Hell yeah - taka była moja pierwsza reakcja na info o wyprzedaniu się biletów na koncert A$AP Rocky'ego w warszawskim Palladium. Przez dobre parę lat niemożliwe praktycznie było zobaczyć w Polsce nowe twarze z absolutnego topu amerykańskiej sceny - świadomość i aktualność gustów po odcięciu zalewu rapowych klipów w TV sprawiły, że wg wielu gwiazdą ścisłej czołówki cały czas był 50 Cent a raperzy tacy jak Lil Wayne, Slim Thug, Chamillionaire czy Young Jeezy ściągnęliby pewnie ze 300-400 osób, gdzie wyjście organizatora na zero wymagałoby co najmniej tysiąca. Pamiętamy zresztą, że frekwencję na koncercie Paula Walla w Warszawie ciężko nazwać dużą. Teraz znów duży procent słuchaczy zaczyna śledzić to, co dzieje się aktualnie w USA a w efekcie gdy jedna z ciekawszych i barwniejszych nowych twarzy zza Oceanu wpada do Stolicy to Palladium wypchane jest po brzegi. Pozytywny prognostyk na przyszłość. A jak wypadła sama impreza i jak zaprezentował się charyzmatyczny Nowojorczyk?
Czy A$AP Rocky grał krótko? A no grał. Czy sauna na sali sprawiała, że ciężko było tam wytrzymać? Owszem. Ale i tak ciężko było narzekać na całokształt - dawno nie widziałem, by na klubowym koncercie w Polsce bawiły się rzędy od pierwszych po ostatnie, zamiast obserwowania na chłodno z oddali. "Wild for the night, fuck being polite" - no i był ogień. Począwszy od energii wysyłanej przez tłum, świetnie i energicznie bawiący się i reagujący przez cały występ, poprzez Rocky'ego sprawnie nawiązującego kontakt z widownią i różnicującego tempo i napięcie w trakcie około 45 minut gry, aż po A$AP'owego oświetleniowca, kozacko podkręcającego klimat grą świateł. Raz było jasno, raz mroczniej i mistyczniej, a przy "Purple Swag" przez sceniczną mgiełkę przedzierał się intensywny fiolet. Usłyszeliśmy przekrój przez repertuar z debiutanckiego "Long.Live.A$AP" i poprzedzającego go mixtape'u "Live.Love.A$AP" a także parę dodatkowych smaczków. Były wszystkie najbardziej oczekiwane hity - "Long Live A$AP", "Goldie", "Wassup", "PMW", "Wild For The Night" czy wieńczące "Fuckin Problems", w trakcie którego nowojorski MC wciągnął na scenę sporą grupę fanów. Mi zabrakło przede wszystkim "Fashion Killa", jako ulubionego numeru z płyty, ale to stricte subiektywna kwestia. Skwar na sali sprawił, że dobre 5, jak nie 10 minut, A$AP poświęcił też na rozrzucanie w tłum butelek z wodą, by trochę ochłodzić rozgrzany tłum, jedną dorzucił nawet na balkon. Obyło się bez crowdsurfingu - czyżby przez historię z utraconą czapką z Dortmundu?
Show frontmana A$AP Mob (wspomaganego na scenie przez A$AP Twelvy'ego) z pewnością zapisać trzeba do udanych. Stworzył odpowiedni klimat i rozbujał nawet bardziej leniwymi, cloudrapowymi numerami. Nie nudził, różnicował nastrój koncertu, wciąż utrzymując kontakt z publiką i wzbudzając ciekawość, co będzie za chwilę. Na scenie czuł się jak ryba w wodzie, a mimo że był tam sam (na początku) lub ze wsparciem hypemana, to wszystko elegancko dopełniał oświetleniowiec, przez co nie było mowy o monotonii. Szkoda tylko, że skończył tak szybko i nie dociągnął choć do godziny koncertu - ciekawe czy to standardowy set, czy wpływ miała również temperatura na sali. Na szczęście nie przeszkadzała ona przybyłym, by doskonale się bawić a drwiny, że "połowę publiki stanowić będą przyswagowane gimby nie znające muzyki A$AP'a i dbające tylko o to, by fit się zgadzał a Airmaxy jedyneczki pozostały niezadeptane"... można było wsadzić sobie w - notabene - buty. Swag zgadzał się (a czy miał inne wyjście?), tak jak ogarnięcie materiału oraz energia i dobrze było widać, że grono słuchaczy newschoolowych brzmień staje się coraz liczniejsze. I co warto zauważyć - nie da się prosto sprowadzić tego do "młodych słuchaczy" - w klubie spotkać mogliśmy chociażby praktycznie trzy pokolenia warszawskiej sceny rapowej - od WSZ'a i CNE, przez W.E.N.Ę., po 2stego. To co - czekamy na występy kolejnych młodych asów, najpierw na wrześniowego Macklemore'a, a potem... mam nadzieję, że następny koncert podobnego kalibru, czeka nas możliwie najszybciej - znaczy się ASAP.
Poniżej tytułowy numer z debiutu, zagrany na początku koncertu. Video znalezione na YouTube.
Mam na myśli pojedyncze koncerty, festiwali nie brałem pod uwagę w tym zdaniu :)