PiKej naszym Artystą Tygodnia!
"Chciałem u ciebie nagrywać/ Miałeś dawno już demo/ Lecz to było I nie wróci już tak łatwo" rapował parę dni temu młody talent polskiej sceny PiKej w najtwardszym dissie od czasu "Hit em up", czyli "Wieprz Terror". Sam numer wywołał burzę w Internecie i sprawił, że z przygotowującym obecnie swój debiut MC trzeba się naprawdę liczyć, a nie wiadomo czy mocniej Tedego zaboleć musiał fakt tak potężnego ataku, czy tego, że wypuścił ze swoich rąk talent, który ma wszelkie predyspozycje ku temu, by wypchnąć polski rap w świat i wprowadzić go do globalnego mainstreamu. Trzeba bowiem stanąć z prawdą twarzą w twarz - "Demo" nagrane 4 albo 6 lat temu (częściowo na nie opublikowanych jeszcze wówczas bitach, które następnie po odrzuceniu przez Pikeja trafiły np. do Jaya-Z czy Maino) to nowa jakość i materiał przełomowy. Materiał, który gdyby wówczas ukazał się legalnie byłby najlepszym rapowym debiutem od czasu Kurtisa Blow i który w skali szkolnej zasługuje na mocną siódemkę. Dlatego też PiKej zostaje naszym nowym Artystą Tygodnia, dzięki czemu w najbliższych dniach przyjrzymy się jego karierze dokładniej!
Już od momentu, gdy słyszymy "Czujecie to? To jest Pikej, ferst tajm ewa" wiemy, że historia tworzy się na naszych oczach. Flow zgrabnie balansujące na przebojowej kompozycji duetu znanego jako Biegacze, zabawa rytmiką i idealnie dawkowany offbeat. Zachrypnięty wokal i bijący z niego autentyzm, a poza tym liryczna szczerość i bezkompromisowość. Gdy w "You Know" rapuje "What up pussies? Fuck the rest. Aston Martin, this car is the best! Thousand of dollars on a party I spend" czujemy na karku, że to wszystko konsekwencja lat doświadczeń, wytrwałości i mentalności zwycięzcy. PiKej to gość, który wychodząc od zera idzie na sam szczyt zarazem celebrując każdy moment i żyjąc chwilą w najlepsze. To gość, który charakterem i pewnością siebie momentami nawet zawstydza, jak wtedy, gdy nawija 'We własnym języku również potrafię, jestem królem, znam się na rapie" - jednak co prawda to prawda. Z angielskim radzi sobie równie dobrze co z polskim, a jako poliglota doskonale wie, że jego rap rzeczywiście nie ma granic i dotrzeć może w każdy zakątek globu.
Nie ma granic językowych, a również w innych aspektach ukazuje porażającą wszechstronność i przekrojowość. W intrygującym i metaforycznym "Podnoszę To Dno" zaskakuje świetnie zaśpiewanym refrenem, który przeplata z pełnymi mocy zwrotkami w taki sposób, że Drake powinien spieniężać swoje 5 minut, gdy "CA$H" nie trafiło jeszcze do ogólnoświatowej dystrybucji. Gdy rapuje, że połączy hip-hop z operą i soulem, dancem i r&b to czujemy pod skórą, że właśnie na takiego wizjonera czekała rodzima scena. Gdy dodaje "doskonalę się ciągle" to zawstydza nas perfekcjonizmem, każący widzieć możliwości poprawy czegoś, co jest absolutnie idealne. Obok tego mamy przewidywanie przyszłości ("Ja to wydam, Ty będziesz się tym jarał") czy przejawy artystycznej niezależności i braku koniunktualno-komercyjnego podejścia ("Ja nic nie muszę").
"Demo" to materiał, który poraża i wprawia w szok. Materiał przełomowy w skali świata, który przepadł jednak w czeluściach showbiznesu, dopiero teraz wychodząc na światło dzienne. Czyżby stalinowska metoda działania, polegająca na eliminacji najgroźniejszej konkurencji przez osoby pociągające w danym momencie za sznurki? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi i zamiast wskazywać palcem winnych wcisnę po raz kolejny "play". Ten gość zrobił już wiele, a gdy na półki sklepowe trafi "CA$H" to śmiem twierdzić, że ciężko będzie już mówić o nim per "polski Jay-Z". To Shawn Carter stanie się ewentualnie "amerykańskim Pikejem". My uprzedzimy bieg wydarzeń i już w tym momencie poświęcimy mu należnie dużo miejsca.
Strony