Zaginiony "Czerwone Samochody i Białe Dziewczyny" - przedpremierowa recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-03-14 18:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 5)

Mimo braku szerokiej rozpoznawalności debiutujący w barwach Koka Beats Zaginiony nie jest człowiekiem znikąd czy "konkursowiczem". To gość, który wytrwale i konsekwentnie, małymi krokami zaznaczał swoją obecność na podziemnej scenie. Od lokalnych bitew freestyle'owych i przeglądów sceny warszawskiej w roku 2007, poprzez intrygujące wydaniem Streetworkerz, po jeden z najlepszych i najbardziej przegapionych materiałów roku 2012 - "Legendy Płynące Z Tych Okolic" nagrane ze Skajsdelimitem. Teraz wychodzi na legalny grunt - w jakim stylu i z jakim skutkiem?

"Czerwone Samochody i Białe Dziewczyny" to - w sporej części autobiograficzny - koncept-album, na którym wszystko w mniejszym lub większym stopniu kręci się wokół dwóch aspektów. Aut i kobiet. Od rozpędzonych drogich fur po wypadek i szpitalne sale. Od flirtu i upojnych romansów po ciężkie emocje i miłosne zawody. Koncept nie jest nachalny i narzucający się, a raczej zgrabnie wpleciony w całościową fabułę a patrząc na pojedyncze numery oderwane od siebie nie jest aż tak wyraźny. Jest jednak jednym z aspektów nadających materiałowi spójność. Spójność będącą jedną z jego największych atutów. Jeżeli analizować będziemy pojedyncze numery to nie mamy tu murowanych hitów i singli (poza "Drzwiami do jego fury", ale o tym potem), jednak poszczególne tracki zyskują gdy słuchamy płyty w całości. Nie zmienia to faktu, że nos do tego, co wystawić w pierwszej kolejności trochę zawiódł, bo pod względem 'singlowości' "Puls" umieściłbym gdzieś w środku stawki, a "Córkę"... na końcu. Obok tego mamy bowiem intrygujące "Złudzenia" ze świetnym anglojęzycznym refrenem Ńemego, nastrojowy "Track życia", przenikające emocjami "Tracę kontrolę" czy "W ogień" (dopełnione w pięknym stylu przez Kaya) czy bardziej pozytywne "Chcę żyć" i "Zdrowie".

Dużym plusem jest wynikający z podejścia Zaginionego klimat. To MC, który dobrze zna klasyczne, głębokie, pulsujące brzmienie, ale zarazem nie boi się patrzeć wprzód. W ten sposób łączy nastrojowe, cięte pętle z wyważonym basem w "Tracę kontrolę" (czy tylko dla mnie ten numer brzmi jak wyjęty z "Sam na sam" Fenomenu?) z piekielnie zaraźliwą nowoczesną przebojowością "Drzwi do jego fury". Producenci w osobach Flamastra, Kosy, Szatta, Ńemego czy Mr. Eda uzupełniają się, trzymają równy poziom i ciężko wyróżnić, który z nich wypadł najlepiej. Całościowy wydźwięk albumu jest raczej spokojny, klasyczny, przypominający polskie materiały sprzed 10 lat - dopracowane, spójne, pozbawione gości poupychanych tak, by jak najbardziej nabić odsłon na youtube'owych odsłuchach. Solówka w pełnym tego słowa znaczeniu, gdzie jedynymi gośćmi są wokaliści. Zaginiony nie skorzystał nawet z kuszącej możliwości zaproszenia na krążek swoich wydawców - Pezeta i Małolata. Jednak ta "nuta polskiej złotej ery" doprawiona jest wyczuciem nowych trendów i otwartą głową. Odważnym zerknięciem w mainstream, ale wychodzącym z undergroundowego, świadomego korzenia. Mam tu na myśli przede wszystkim "Drzwi do jego fury", które już po pierwszym odsłuchu - czy to live czy w wersji studyjnej wbijają się w głowę i nie mogą z niej wyjść.

Powiedziałem dużo o całościowym brzmieniu, klimacie oraz podejściu i muzycznym wyczuciu Zaginionego. A jak gospodarz sprawdza się tu w kwestiach czysto rapowych? Największym atutem jest na pewno odpowiednie wyważenie warstwy tekstowej i formy. Na pierwszym planie pozostają refleksyjno-wspominkowe teksty, dopełnione zgrabnie stonowanym, nie narzucającym się głosem i równym, spokojnym flow. Normalność i naturalność ponad akrobatykę i kombinowanie z techniką. Nie jest to raper, który przy pierwszym kontakcie od razu przyciągnie uwagę stylem, ale jeden z tych, których po prostu słucha się dobrze i który odpowiednio stopniuje emocje, tak by zainteresować, ale nie przytłoczyć nimi. Stoi twardo na ziemi, ale nie boi się ulatywać myślami wysoko ponad to. Przez to całość dobrze brzmi zarówno do zamyślenia się ze słuchawkami na uszach, jak i do puszczenia w tle wieczorem. Choć wiem, że nie jest to też maksimum możliwości warszawiaka.

"Czerwone Samochody i Białe Dziewczyny" to nie płyta, która szturmem zawładnie rynek i walczyć będzie o miano albumu roku. To raczej rozważne, dopracowane i klimatyczne preludium do materiału ukazującego max tego, na co stać Zaginionego. Płyta zupełnie inna od "Legend Płynących Z Tych Okolic", ale podobnie jak płyta ze Skajsem nie pozbawiona nastroju i wyczucia. Solidne i pewne stanięcie na legalnej scenie i ugruntowanie pozycji do dalszych wyraźnych kroków naprzód. A że i na te przyjdzie czas tego jestem pewien, w końcu "za nasze plany, nie damy plamy, nie ma opcji, nic nie dzieje się bez przyczyny". Mocna i pewna czwórka.

PS. A jeżeli "Drzwi do jego fury" nie będą hitem to nie znam się na rapie.

Aaa
PS. A jeżeli "Drzwi do jego fury" nie będą hitem to nie znam się na rapie. Łoooo, jeśli to jakiś zakład to z chęcią przyjmę. Tylko kiedy uznamy że jakiś rapowy kawałek jest hitem? Będzie coś podobnego do Nie lubimy robić?:)
ty tez sie znasz na rapie
ten gosciu to taka łysa pomyłka w zasadzie śliski typ nara
Anonim
nie znasz się na rapie Mati
junoumi
Ten typowany przez Ciebie na hit kawałek, o wiele lepiej brzmiał live. W studyjnej wersji, w ogóle nie ma takie energii...
mistrzu7123131
wg mnie kozacki materiał i zgadzam się z recenzją, klimat tej płyty i spójność to zdecydowanie atut no i bity tez robią robotę

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>