Eripe "Odium EP" - recenzja
Przypuszczam, że gdyby rok temu ktoś rzucił hasło „Eripe”, większość osób wyobraziłaby sobie nagrobek z rzucającym się w oczy epitafium o treści: „Rest in peace”. Jednak po premierze „Chamskich Rzeczy” nie jest to już takie oczywiste, bowiem krakowski raper, o tej jakże przyjaznej ksywce, namieszał dosyć mocno swoją płytą w podziemiu. Jego pseudonim coraz częściej pojawia się na forach, a debiut wymieniany jest w rankingach najlepszych polskich wydawnictw. Logiczne zatem jest, że na zapowiedzianą płytę czekało wiele osób, zwłaszcza, że jej premiera przypadała akurat na domniemany koniec świata.
Zanim przejdziemy do samego Odium, rzućmy okiem do słownika wyrazów obcych, aby znaleźć definicję tego wyrazu. Odium - wstręt, odraza, nienawiść do kogoś albo do czegoś; nieprzyjazna, wroga atmosfera, otaczająca kogoś albo coś. Cóż, na pierwszy rzut oka Eripe nie wydaje się być miłym kolesiem. A biorąc pod uwagę, że utwór otwierający tę epkę nosi tytuł „Jestem chujem”, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z domorosłym socjopatą. Jednak po zapoznaniu z albumem, te wszystkie fakty przestają być takie pewne, bo…
…większość osób, z którymi rozmawiałem o „Odium EP” zgadza się z poglądami głoszonymi przez członka Patokalipsy. Wystarczy sprawdzić „Nowoczesny świat”, by przekonać się iż „ten dziwak” całkiem trafnie opisuje otaczającą nas rzeczywistość, i celnie wytyka nam nasze wady.
„ta, boję się co zobaczę za parę lat,
dzieci z dwoma tatusiami, z których żaden nie ma jaj,
szkoła bezstresowa pewnie, pięć miesięcy wakacji,
a zamiast matematyki - tajniki depilacji”
Oczywiście, wiem iż nie każdy musi się zgadzać z takim spojrzeniem na świat. Bądź, co bądź Eripe w bardzo wielu kwestiach jest radykałem, co może odrzucać sporą grupę potencjalnych słuchaczy, lecz…
…nawet jeśli uważasz autora tej płyty za homofoba czy chama, musisz przyznać jedną rzecz. Ten facet ma ogromny talent do składania punchline’ów. Weźmy na warsztat numer pod tytułem „Punchline – redefinicja”, ponieważ już sam tytuł mówi nam dosyć dużo o treści w nim zawartej.
„stąpają po cienkim lodzie, każdy z nich ma się za Boga,
ego przerośnięte tak, że występują w trzech osobach,
orędownicy prawdy, co drugi - pastor podziemia,
sam nie wie co ma w spodniach jak Caster Semenya”
Jestem pewien, że gdyby istniał polski odpowiednik rapgenius.com, większość wersów Eripe miałaby kolor pomarańczowy. No i warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie. Na „Odium EP” znajdziemy także jeden storytelling, choć tak naprawdę jest to bardziej dosadna wersja „Apogeum wkurwienia”, z tym małym wyjątkiem, iż w „Pięknym, słonecznym dniu” RIP bierze sprawy w swoje ręce, i po kolei wykańcza wszystkie działające mu na nerwy osoby.
A jak wygląda kwestia produkcji? Śmiem twierdzić, że nad wyraz dobrze. Na największe propsy zasługuje Ksywabezdja, który dając trzy bity... dał trzy najlepsze bity na płycie. Zarówno „Jestem chujem”, „Apogeum wkurwienia” i „Gardzę samobójcami” to genialne produkcje, które na dodatek zostały idealnie wykorzystane przez Eripe. Zwłaszcza pierwszy z wymienionych przeze mnie tracków jest tego przykładem, bo potrójne rymy komponują się tam z pętlą tak, że nawet VNM powiedziałby: „najs”.
Przekazując to wszystko w telegraficznym skrócie. „Odium EP” to płyta bardzo dobra. Zarówno producenci, jak i główny bohater pokazali klasę, a jedyną rzeczą, do której ktoś mógłby się przyczepić są wyraziste (i bardzo dosadnie przekazywane) poglądy. Byłbym zapomniał, szkoda że to epka, a nie longplay, bo jednak chciałoby się słuchać tego dłużej. Bardzo obiecujący start kariery i także z tego powodu ode mnie piątka.
Dobry album, niestety ma swoje wady. Dla mnie naciągana czwórka, ale za to ze znakiem jakości. Mało mamy już panczlajnerów w Polsce.