Tech N9ne "Anghellic" (Klasyk Na Weekend)
Horrorcore to na tyle niszowy gatunek rapu, że nie każdemu przypada do gustu. Jedni twierdzą, że to tylko chwilowa moda, która przyszła do nas wraz z "Chorymi Melodiami" Słonia. Inni twierdzą, że to na tyle poroniony pomysł, że nie warto temu nawet poświęcać uwagi. Ja, siedząc w horrorcore trochę czasu mam już wyrobioną opinię na temat wydawnictw, które określa się mianem horrorcore'owych. Niektórzy starają się być na siłę hardcore'owi, inni zbyt serio traktują to o czym rapują (Syko Sam). Są jednak, w zdecydowanej mniejszości, wyjątki. Ludzie, którzy robią to i zwyczajnie to czują. Jednym z takich wyjątków jest właśnie Tech N9ne.
Chociaż Tech to na tyle uniwersalny artysta, że sprawdza się w niemal wszystkim, od zawsze uważałem, że to właście horrorcore wychodzi mu zdecydowanie najlepiej. Najlepszy przykład to wydany w 2001 roku album "Anghellic". Po dziś dzień największy w moim mniemaniu klasyk jaki wydał Aaron Dontez Yates. Album ponadczasowy.
To pierwsza, tak wyraźna próba zaatakowania z mrocznym stylem. Poprzednie albumy Techa były mocno inspirowane funkiem. "Anghellic" to tak naprawdę pierwszy pokaz niebanalnych umiejętności rapera. Właśnie na tym albumie objawia się jego nieprzyzwoicie szybka nawijka. Najlepszy przykład to, zaledwie 14 sekundowa "Stamina". Tech wypluwa tam słowa z demoniczną szybkością. Na całym albumie bawi się flow i prezentuje nam różne oblicza. W 2001 roku prezentuje poziom nieosiągalny dla wielu raperów do dnia dzisiejszego.
To czasy, kiedy nie było jeszcze Strange Music, nie było także Sevena. Produkcja to dzieło w większości Don Juana. Człowiek, który w późniejszym czasie popadł w konflikt z Techem wyprodukował znakomicie większość albumu. Jest to klasyczne brzmienie midwestu, które idealnie współgra z raperem. Słabe momenty są na tyle ciężkie do zauważenia, że nie przeszkadzają w ogólnym odbiorze tej płyty.
Bo Tech N9ne na tej płycie dba byśmy się nie nudzili. Jest pełen energii, ciągle skrywający tajemnice, ciągle zaskakujący ciętymi linijkami. Na uwagę zasługuje również fakt, że gości na tym albumie nie jest wielu. Najlepsze, że są to praktycznie tylko osoby śpiewające refreny. Dlatego też mamy dostępny pełen wachlarz umiejętności raperskich, jakie prezentuje po raz pierwszy "wielkiemu światu" artysta. Pierwsze tak mocne zakorzenienie się w pamięci słuchacza. Niemożliwym jest przejść obojętnie obok tej płyty, nawet jeśli mroczny klimat ani trochę cię nie kręci. Nie da się, umiejętności gospodarza są zbyt wielkie by ot tak "olać" ten album.
Kiedy zaczynałem przygodę z Tech N9ne'm "Anghellic" był drugim albumem jaki dane było mi od niego usłyszeć. O ile po przesłuchaniu "Absolute Power" wiedziałem, że to artysta nietuzinkowy to po odsłuchu "Anghellica" miałem stuprocentową pewność, że ten MC już niedługo stanie się moim ulubionym raperem. I tak się stało, minęły 4 lata, Tech N9ne nadal dzieli i rządzi w moich rankingach, a 11 lat od wydania "Anghellica" przebył chyba wszystkie możliwe przemiany. Zasmakował wszystkiego, co w muzyce jest możliwe, osiągnął spełnienie zawodowe. Ja jednak cały czas najcześciej wracam do tej płyty, bo to Tech N9ne w swoim najlepszym, mrocznym wydaniu. Chociaż nigdy nie był raperem stricte horrorcore'owym jest w tej kwestii geniuszem i chyba tylko Lord Infamous może mu dorównać tworzonym klimatem i umiejętnościami. Jeśli jeszcze nie słyszałeś tego albumu, bądź też nie wiesz jak "ugryźć" horrorcore mam dla ciebie radę. Sprawdzaj czym prędzej ten album, kwintesencja tego jak brzmieć powinien album horrorcore'owy oraz Tech N9ne w swojej zdecydowanie najlepszej formie. Zresztą, on nawet kiedy ma zniżkę formy prezentuje niebanalne umiejętności.