Donald Glover jest bez wątpienia człowiekiem bardzo utalentowanym. Jest aktorem, scenarzystą, komikiem, raperem, a swój najnowszy mixtape w dużej części wyprodukował sam. Rok temu, za pośrednictwem Glassnote Records, wydał swój pierwszy studyjny album, który sprzedał się w ilości 52 tysięcy kopii w pierwszym tygodniu od wydania. Większość krytyków również oceniała "Camp" dosyć dobrze.
Śmiało można, więc powiedzieć, że ten 29-letni człowiek-orkiestra zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko.
Czy udało mu się ją przeskoczyć?
Cóż, przy pierwszym odsłuchu, podczas którego staram się ocenić przede wszystkim brzmienie albumu nie miałem praktycznie nic do zarzucenia Childishowi. Mixtape pod względem muzycznym różnorodny i ciekawy. Znajdziemy produkcje swagowe jak na przykład "Unnecessary", ale nie brakuje też bitów "z duszą", opartych na samplach, czego najlepszym przykładem jest R.I.P, w którym gościnnie udziela się Bun B. Odsłuch z pewnością umila także sam gospodarz, który parę razy pokazuje, że potrafi całkiem dobrze śpiewać.
Przejdźmy do warstwy lirycznej. Nie oszukujmy się, Childish Gambino to nie Immortal Technique czy K-Rino i nie nawinie nam chwytających za serce storytellingów. Jednak pan Glover wyspecjalizował się w czym innym, a mianowicie w świetnych punchline'ach.
W czasie słuchanie płyty zostajemy wręcz zasypywani genialnymi linijkami, których drugie dno zrozumiemy dopiero po dokładniejszym przeanalizowaniu nawiązań. Wers "I'm in yo girl and now she feeling Polish like pierogies" z utworu Toxic powoli staje się klasykiem.
Kolejnym ważnym aspektem jest fakt, że pomimo osiemnastu utworów zawartych na "Royalty" Gambino nie daje nam czasu byśmy poczuli się znudzeni. Może to dzięki dużej ilości gości, z których najlepiej moim zdaniem wypadł Danny Brown. Może to przez świetne ucho Childisha, który dobrał naprawdę świetne bity i popłynął po nich bardzo przyjemnie. Oczywiście, są słabsze momenty jak "Arrangement", lecz nawet ten utwór stoi na co najmniej przyzwoitym poziomie.
W skrócie - Childish Gambino nagrał mixtape, którym świetnie wpasowuje się w aktualne trendy muzyczne. Moim zdaniem nie przebił nim zeszłorocznego debiutu, ale pokazał, że jest w bardzo dobrej formie, i że za jakiś czas może być kolejnym mainstreamowym geniuszem pokroju Drake'a czy J. Cole'a. "Royalty" nie zasłużyło raczej na piątkę, ale czwórka bez wątpienia się należy.