Może ostatnio niespecjalnie widać to za oknem, ale jakby nie patrzeć - mamy lato. Być może te niecodzienne zjawiska pogodowe potrwają tydzień, może i trzy (nic już nie jest w stanie mnie zdziwić), ale lato w pełnym znaczeniu tego słowa wróci.
Kurczowe poszukiwanie cienia i przyjemnie chłodzących butelek z dowolnym trunkiem (byle z lodówki i to tej która jest podłączona do prądu), a co za tym idzie letniego relaksu. Najlepiej poza domem, gdzieś gdzie znajdziemy trochę nieobsranego trawnika albo ławkę na której wychowywałeś się ze swoimi ziomkami... Wszystko jedno.
Na pewno nie na chacie, chociaż ogrom muzyki pasującej klimatem kusi, żeby tak zrobić.Często jest tak, że w wakacje spotykasz swoich ludzi, których nie widziałeś miesiącami, rozmowom wydaje się nie być końca, ale jednak. Wśród czytelników Popkillera spodziewałbym się wielu fanów muzyki, więc pewnie w pewnym momencie temat zejdzie na nowe, albo co bardziej prawdopodobne na stare płyty.
Wtedy dla fana muzyki sytuacja staje się trochę nieciekawa, bo osobnik taki zazwyczaj zdaje sobie sprawę, że muzyki nie da się opowiedzieć. Wie też ile dobrej energii można uzyskać ze słuchania jej razem.I tu pojawia się problem, bo z tego co widzę wokół siebie, to ludzie chyba nie mają podobnych przemyśleń.
Chillujących w parku gości częściej widzi się zgromadzonych wokół telefonu, a nie boomboxa. Ja rozumiem, że niektórzy myślą, że to nie jakość odtwarzanej muzyki jest jej największą siłą, może nawet genialny numer zrobi na kimś wrażenie również z telefonu, ale sorry... Jak można słuchać rapu bez basu? Po pierwsze - często to właśnie on definiuje całą zajebistość kawałka i wymieniać nie będę, bo sami możecie wpisywać sobie tutaj własne propozycje. Po drugie... Jest lato. W upalne dni nic nie brzmi tak jak, za przeproszeniem, dopierdolony potężnym basem sztos skwierczący kalifornijskim, południowym albo nowojorskim słońcem, który sprawia, że wszystkie twoje wnętrzności czują wibracje.
Ostatnio w towarzystwie moich wieloletnich ziomów puściłem "Chronic 2001", a potem "Doggystyle". Rzeczy niemalże oczywiste i znane na wskroś, ale miło było patrzeć jak ziomki zajarani ustawiają się w kolejce, żeby zmieniać numery, a Ci, którzy w ogóle nie słyszeli tych płyt i tak poznawali kawałki czy to przez ich obecność w San Andreas, czy przez track Seana Paula z Blu Cantrell...
Myślicie, że "What's The Difference" zrobiłoby takie samo wrażenie puszczone z czegoś co KOMPLETNIE NIE MA BASU? Dre bez basu to jak Hendrix bez gitary, jeśli nie słyszy się tego, znaczy, że chyba niczego się nie słyszy.Wypuście rap z domu. Nie kiście go dając go słuchać tylko sobie i sąsiadom zza ściany.
Otwórzcie okno, wystawcie kolumny i idźcie na kosza albo gdzie wam się podoba. Kupcie osiem R20, spakujcie pięć zajebistych albumów i idźcie gdziekolwiek. Weźcie swoich ludzi i wynieście hip-hop w plener. Mój "boombox" jest naprawdę średni, a
jedyne co ma wspólnego z tym cudeńkiem ze zdjęcia to odtwarzacz kaset, ale nie wydaje mi się większym przypałem niż puszczanie g-funku z telefonu. Przy okazji drugiej edycji Młodych Wilków miałem okazję też obalić pewien mit, który zawsze powstrzymywał mnie przed inwestycją w baterie. Prawda - dałem coś koło 75 złotych, ale do dziś i mają się dobrze!
Niecała stówa, a na pewno znajdziecie tańsze. Za tyle możecie sprawdzić jak na blokowisku po zmroku brzmi "Illmatic", jak brzmi Foesum puszczone na rozgrzanym upałem boisku do kosza albo Devin rozleniwiający Cię przy zachodzącym wakacyjnym słońcu z twoimi ludźmi. To naprawdę tak dużo?