Wyga "Wyga.co" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2012-03-18 19:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 2)
Niektórzy mają wątpliwą przyjemność wygrywania wszelkich rankingów na najbardziej niedocenionych. Przykłady takich artystów można by mnożyć, ale zdecydowanie jednymi z pierwszych, którzy przychodzą nam na myśl, w związku z powyższym, od zawsze byli Jaś i Kasina z Afrontu. Taka kolej rzeczy nie przypasowała zarówno fanom zespołu jak i samemu Wydze, który postanowił tym razem wziąć sprawy w swoje ręce i zabrać się za legalny debiut. I słusznie. Dzięki udanej akcji promocyjnej ksywa "Wyga" utkwiła słuchaczom w głowach, a na sam album czekało ciepłe przyjęcie ze strony fanów. Ale czy zasłużenie? Sprawdźmy jak Jan Gajdowicz poradził sobie z ciężarem solowego materiału.

No właśnie, teraz gdy Jankowi udało się przyciągnąć uwagę szerszej publiczności, to wypadałoby tego nie spieprzyć, prawda? Ale bez obaw, Wyga jest raperem takiej klasy, że większe wpadki zwyczajnie mu się już nie zdarzają.

Pierwsze, co na tej płycie rzuca się w nasze uszy, to przede wszystkim doskonała muzyka autorstwa Marka Dulewicza. No właśnie, muzyka. Określenie jej "bitami" (z całym szacunkiem dla wszystkich beatmakerów) wydaje mi się krzywdzące dla talentu i pracy jakie włożył w ten album pan Dulewicz. Mocny rap łączy się tutaj z funkiem oraz rockiem, co brzmi fenomenalnie: aranżacje są bogate, brzmienie wykonane jest pieczołowicie, a smaczki i ciekawe rozwiązania jakimi są nasiąknięte podkłady, należałoby liczyć w setkach. Naprawdę kawał dobrej roboty. Lecz niestety nie perfekcyjnej. Zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu małe zróżnicowanie albumu. "Zeus, jak mogłeś?", współtworzone również przez Marka Dulewicza, wydawało mi się bardziej różnorodne, a co za tym idzie nieco mniej monotonne. Rozumiem, że zamysł był taki, by utrzymać ten album w określonej stylistyce, by był naprawdę spójny. Jednak czasami nie da się oprzeć wrażeniu, że bity - choć świetne - zlewają się ze sobą i niektóre z nich jest dość ciężko od siebie odróżnić.

Jasiek pod względem warsztatu uczynił naturalny progres. Jego flow po prostu płynie i doskonale współgra z podkładami. Czasem słuchając "Wyga.co" mamy wrażenie, że jest to płyta nagrywana "w garażu" na starą, rockową modłę, co jest zrozumiałym odczuciem, biorąc pod uwagę przygodę Jaśka z Bakflipem. Niestety Wyga jako tekściarz odrobinę zawodzi. Nie brak mu ikry i głodu mikrofonu, to prawda, jednak tematy, które porusza bywają mało odkrywcze, nawet jeśli nie są wyeksploatowane przez innych raperów. Momentami rażą także "kazania" głoszone przez Jaśka. Ja nigdy nie byłem zwolennikiem zamieszczania w szesnastkach porad dla słuchaczy, zwłaszcza takich podanych na tacy. Przemawiają do mnie raczej teksty, z których ja sam mogę sobie wyciągnąć szeroko pojęte przesłanie czy też drugie dno. Jestem jednak świadomy, że są takie osoby, którym to nie przeszkadza, a nawet podoba im się to. Zatem potraktujcie ten zarzut jako mój osobisty problem z tą płytą.

Trzeba zaznaczyć, że Wyga zdecydowanie najlepiej wypada w numerach, w których daje się ponieść emocjom, a jego nawijkę przepełnia bogata ekspresja. Tak jest na przykład w fenomenalnym "Malkontencie, choleryku i łgarzu", gdzie Astek popisuje się grami słownymi, a Radosław rozbraja wersami o swojej "zjebanej zwrotce" i "chujowym bicie", na którym przychodzi mu rapować. Równie dobrze jest w "Nielegalnym radio", utworze, który idealnie odzwierciedla swój tytuł. Na plus zaliczyć trzeba także, rozpoczynający z przytupem album, "To tylko rap" z udanym gościnnym udziałem Igorilli.

Jest jednak pewien mankament. Album gdzieś w połowie zdaje się zwalniać tempo, staje się nieco monotonny i zwyczajnie ciężko przez niego przebrnąć, co dziwi, bo znajdujące się tam numery uważam za co najmniej dobre. Wydaje mi się, że można było po prostu rozsądniej ułożyć tracklistę, tak żeby płyta przez cały czas angażowała słuchacza i wymuszała jego wzmożoną uwagę. Przydałoby się także większe urozmaicenie refrenów, bo te najlepsze z całej płyty, są albo oparte na ciekawym koncepcie (jak w wyżej wspomnianym "Choleryku...") albo mają świetnie dobrane cuty ("Na całe życie" - znakomita robota, Flip) albo są po prostu czymś więcej niż zwykłym, beznamiętnym hookiem. Takie podkłady aż proszą się o podśpiewywanie, darcie ryja - po prostu o melodię. Z pewnością ten zabieg dodałby "Wydze.co" pewnego dynamizmu.

Nie zrażajcie się jednak wadami, które wymieniłem. Nic nie zmienia bowiem faktu, że mamy do czynienia z cholernie mocną pozycją. W pełnym znaczeniu tego słowa: jest to album solidny, dopracowany, przemyślany w najdrobniejszym szczególe, a do tego słychać serce i pracę włożoną w jego powstanie. Takie materiały zwyczajnie trzeba wspierać. I choć nie zawsze jest doskonale, ze starym, nowym Wygą zapoznać się warto. Mocna czwórka z małym plusem.

Tagi: 

Anonim
płyta jest niedoceniona bo jak sam zauważyłeś w recenzji tematyka jest wyeksploatowana i mało odkrywcza i tutaj tkwi problem tej płyty. pomimo tego, że wyga ma dobre flow produkcja jest konkretna skoro treść jest nijaka. Lepiej by było jakby udał osie nagrać kolejny afront na bitach metro
Anonim
Płyta moim zdaniem dobra, z recenzją praktycznie w 100% się zgadzam. Więcej wkurwionego Jaśka/Wygi, mniej pouczania i oklrepancyh tematów, więcej rapcorowych bitów, więcej Dwóch Sławów i ogólnie więcej dynamiki. No ale tak czy siak to kawał dobrej muzyki

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>