Edo. G "A Face In The Crowd" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-07-27 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 9)
Złośliwi sugerowali mu emeryturę albo przynajmniej zmianę ksywki na "Edu G". Wspólny album z Masta Ace'em choć oczywiście był rzeczą przyjemną do słuchania, zostawił pewien niedosyt szczególnie w zestawieniu z "My Own Worst Enemy" i "A Long Hot Summer". Weteran z Bostonu ze swoim głosem i charyzmą, którą zrozumiecie dopiero, kiedy go uważnie posłuchacie, nie pozwolił mi nigdy skreślić go i stwierdzić, że jest "za stary". Za dużo zrobił rewelacyjnych numerów w swojej karierze. Jak wypada "A Face In The Crowd"?

Na produkcji Preemo, Statik Selektah, M-Phazes, Explizit One czy Young Cee dawali duże nadzieje na to, że dostaniemy spójną i przemyślaną płytę z odpowiednim dla gospodarza klimatem. Skrzyżowanie stylów z tak różnymi raperami jak Chali 2Na, M1 z dead prez czy Bishop Lamont też wydawało się ciekawe. Jak to brzmi w słuchawkach?

Start albumu przypomina o tym, że lekceważenie takich raperów jak Edo. G, nawet kiedy przekroczą 4 dychy, jest wielką pomyłką. "Fast Lane" na bicie Premiera to majstersztyk i kolejny dowód na to, że wspólne numery tej dwójki to gwarantowana miazga. Nie gorzej jest dalej - wspominkowe "I Was There" na bicie M-Phazesa wygrywa klimatem, a "Stop It" energią. Można tutaj znaleźć mnóstwo numerów, które chce się katować raz za razem.

Singlowe "Righteous Way" Explizit One'a to rzecz prosta, ale piękna i doskonale pasująca do Edo, który z każdą linijką potwierdza, że wciąż jest w formie i ma sporo do powiedzenia. Dobra... Czasem mówi rzeczy, które mówił wcześniej i to nie raz, ale to nadal ma w sobie moc, jest przekonujące i nie nudzi. Nadal potrafi być zimnokrwistym mordercą (sprawdźcie "Like That" ze Special Teamz), radzi sobie na monumentalnych bangerach ("Ain't Gonna Wait"), ale z każdą płytą bliżej mu do życiowych, przekminkowych tekstów, które wychodzą mu coraz lepiej ("One Two" czy kapitalne "Life" z Tuńczykiem). Ma pomysły i głód mikrofonu. Flow nie jest już może takim rzeźnikiem jak dawniej, ma tendencję do zbytniego upraszczania rymów, ale nadal słucha się go świetnie.

Z pewnością nie jest to album dorównujący "My Own Worst Enemy" z Pete Rockiem czy pierwszym nagraniom z Bulldogami, ale to wciąż ten sam Edo, prawdziwy, charyzmatyczny, mądrzejszy... Wciąż umie hipnotyzować swoim głosem i dobrać sobie współpracowników tak, żeby słuchając jego albumu nie umierać z nudów. Materiał chwilami zwalnia, a po miażdżącym "Fast Lane" oczekiwania od razu rosną, co nie zmienia faktu, że "A Face In The Crowd" to mnóstwo kozackiej zabawy dla fana klasycznego rapu. Dla fana Edo. G będzie to płyta na czwórkę z plusem. Dla reszty... Nie wiem, nie zaliczam się do reszty. Uwielbiam gościa po prostu. 41 lat na karku i wciąż ma w sobie "to coś". Sprawdźcie!


 

Tagi: 

Anonim
Nie bardzo mnie jara ten typ, na Art & Entertainment przeszkadzał mi mocno. Choć w sumie tamtego krążka słuchałem tylko dla Ace'a, więc to pewnie dlatego.
kulay
zawsze spoko!
sut
kto przeczytal eldo?
Zeevi
Dla mnie ten koles wymiata
gzuuu
@sut Ja przeczytałem Erdo.
Anonim
Ja przeczytałem Erdo i Red
sut
a tytul albumu na wolno:)
Anonim
''Wciąż umie hipnotyzować swoim głosem i dobrać sobie współpracowników tak, żeby słuchając jego albumu nie umierać z nudów.'' Chyba słuchaliśmy dwóch różnych albumów. Jak tej płycie dajesz 4+ to taki Vakill powinien chyba dostać 10/6, na dzień dobry.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>