Grupa łódzkich zajawkowiczów już od paru dobrych lat robi coś godnego wielkiego uznania.
Poczynając od rozbudowanego festiwalu graffiti, na którym pojawiają się światowe sławy a łódzkie ulice i mury pokrywane są malunkami a kończąc na odbywającej się od 2 lat części koncertowej.Na Outline Colour Festivalu widzieliśmy już Masta Ace'a z eMC, DJ-a Premiera, Pharoahe Moncha, Jeru czy M.O.P. a
w tym roku wybór trafił idealnie w sam środek moich koncertowych marzeń.
Diggin In The Crates, ekipa na wskroś legendarna i na wskroś odcięta od wszelkich medialnych gierek. Ekipa mająca na koncie masę klasycznych numerów oraz inspirująca ogrom raperów - także tych uznawanych dziś za największe gwiazdy.
Kto dał zadebiutować na szerszą skalę Jay-Z? Big L. Kto współprodukował całe rzesze klasyków takich artystów jak Notorious B.I.G. czy The Fugees? Lord Finesse i Diamond D. Mimo że nie są marką znaną przez każdego to moim zdaniem są najlepszym rapowym składem w historii. Składem, który dodatkowo nie koncertuje razem i nie ma wspólnej trasy po Europie a zobaczyliśmy ich wszystkich dzięki sprawnym działaniom organizatorów - wielkie brawa.
Ale może zacznijmy od początku...Tegoroczny Outline z uwagi na brak finansowego wsparcia miasta odbył się już nie w Parku Badena-Powella a w klubowej scenerii Wytwórni i po raz pierwszy był biletowany. Jednak 45zł przy takim line-upie to i tak mały wydatek. Tym bardziej, że na otwartym terenie, koło graffiti z łatwością można było znaleźć otwartego na fanów Promoe a na chwilę pojawił się tam też A.G. (dumnie kroczący w bluzie HiFi Bandy) oraz DJ Boogie Blind.
Występy rozpoczęli lokalni MC - wchodzący niebawem z legalnym debiutem Green oraz weterani w postaci Spinache'a i Enteka. Po nich zobaczyliśmy szalone show Grubsona i 3oda Kru, po którym klimat mocno się zmienił. Czekały nas bowiem dwa warszawskie koncerty - Eldo i WFD. Eldoka zagrał repertuar mocno klasyczny, nie zabrakło sporej dawki tracków z "Eternii" i razem z Danielem Drumzem odpowiednio wprowadził ludzi w klimat. Po nim zobaczyliśmy Warszafski Deszcz z równie klasycznym materiałem. Zaczęli wprawdzie nowszym "Już od 99 płynę", ale przy kolejnej "Letniej Miłości" Tede przygotował nie lada niespodziankę.
Przy wersach "I ja, moro, pulower USA/ sportowe buty i głowa łysa" ściągnął bluzę, pod którą miał... wspomniany pulower. Jak sam przyznał znalazł go 2 dni wcześniej w mieszkaniu rodziców... po czym wyrzucił go w publikę. Ten, komu udało się złapać kawał historii polskiego rapu z pewnością mógł być mocno zajarany. Po WFD czekała nas już tylko międzynarodowa część.
Szwedzi z Looptroop Rockers mają w naszym kraju sporą grupę fanów i było to dobrze widać.
Żywiołowy koncert mocno rozruszał ludzi a przekrój od starszych numerów po nowe, z całkiem innej od poprzednich płyty "Good Things" był odpowiednio zróżnicowany i wyważony. Ponad godzinne show można zapisać na plus, szczególnie, że odpowiednio rozgrzało zebranych przed wydarzeniem wieczoru. Chwilę potem za gramofonami pojawił się reprezentujący X-Ecutioners DJ Boogie Blind i wywołał czwórkę MC.
Finesse, A.G., O.C. i Diamond D wyszli na scenę i zaczęło się... Andre i Finesse od razu nawiązali kontakt z tłumem, podbijając do barierek a z głośników zaczęły sączyć się najlepsze nowojorskie dźwięki. Lord puścił też małego pstryczka w stronę Fat Joe, mówiąc że usłyszymy klimat D.I.T.C. a nie nowych nagrań Cartageny. Ponad półtoragodzinny koncert obfitował w klasyczne numery - raperzy przeplatali swoją solową twórczość wspólnymi kawałkami, grając kolejno po jednym numerze.
Usłyszeliśmy "The Hiatus", "Time's Up", "Next Level", "Hip 2 Da Game", "Sally Got A One Track Mind", "My World" - jednym słowem wszystkie największe klasyki. Rzecz jasna przy tak obszernym repertuarze każdemu mogło czegoś zabraknąć (ja np. nie pogardziłbym większą ilością tracków O.C.), ale całościowo selekcję trzeba uznać za bardzo udaną.
Nie zabrakło też rzecz jasna hołdu dla Big L'a ("throw your L's up!"), Guru, Party Arty'ego i Roc Raidy. Ta ostatnia część była wielkim zaskoczeniem - Boogie Blind zaczął pokazywać tricki na gramofonach, takie jak dobrze znane scratchowanie, stojąc tyłem.
Jednak za moment to samo powtórzyli Lord Finesse, Diamond D oraz DJ Cube, który spontanicznie zjawił się na scenie, by dołożyć do występu swój akcent.
Nie był zresztą jedynym artystą, który szalał pod sceną - można było zobaczyć rozentuzjazmowanych i w pełni zaangażowanych w show Numera Raza, Jarosza, DJ-a Abdoola, Eldo, Grubsona, Słonia i Shellera... a w tym samym czasie A.G. latał po scenie w koszulce "Miłość Za Hajs To Nie Miłość". Krótko przed trzecią długi i pełen emocji występ dobiegł końca, a O.C., A.G. i Boogie Blind udali się jeszcze na ponad pół godziny na plenerowy after na plażowym terenie z graffiti. Zajarani koncertem, liczbą fanów i atmosferą z pewnością zapamiętają pobyt w Polsce, szczególnie, że nie ograniczył się tylko do soboty. O.C. zarzekał się, że musi do nas wrócić, choćby solo, a gdy jeden z fanów zaczął zapraszać go do Warszawy Omar z uśmiechem na ustach mógł odpowiedzieć, że był tam juz kilka dni temu i pił Żołądkową, czym zaszokował rozmówcę.
Tym miłym rodzinnym akcentem praktycznie zakończył się pobyt legend w Polsce, który w piękny sposób zwieńczył IX edycję OCF. Po takim koncercie aż strach pomyśleć, co czeka nas na przyszłoroczny jubileusz...PS. Przepraszamy organizatorów Outline'u, że w relacji z szalonej środy nie wspomnieliśmy z jakiej dokładnie okazji D.I.T.C. przybyli do Polski. Wynikło to z niedopatrzenia spowodowanego natłokiem wrażeń a nie celowego pominięcia, a za ogarnięcie i sprowadzenie nowojorskiej piątki na niezapomniany koncert w tak rzadko spotykanym pełnym składzie jeszcze raz wielkie dzięki, szacunek i słowa uznania!PS2. Czekajcie na fotorelację z imprezy autorstwa Rafała Tuszyńskiego oraz rzecz jasna 100minutowy środowy wywiad z D.I.T.C., będzie co oglądać.