Eugene Harrington "The Life Of Eugene Harrington" - recenzja

recenzja
kategorie: Funk, Jazz, Recenzje
dodano: 2010-08-13 17:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 1)
Zacznijmy od tego, że na wielką pochwałę zasługuje idea wydawania takich albumów w Polsce, co podkreślam przy każdej tego typu premierze. Im nasz rynek będzie bogatszy w taką muzykę, tym lepiej. Im więcej osób z was kupi sobie własny egzemplarz wosku czy CD, tym więcej takich płyt trafi na nasze półki, a co za tym idzie będziemy mieli coraz więcej świadomych słuchaczy. No właśnie... Świadomych słuchaczy z uchem wyrobionym przez niełatwą muzyką, z pewną wrażliwością muzyczną i wyobraźnią. Dla takich osób jest ta płyta. Jeśli nie wiesz czym jest "Endtroducing", Ninja Tune kojarzy Ci się z kreskówkami, a muzyka instrumentalna to tylko wersja beta tego co mogłoby z tego powstać "The Life Of Eugene Harrington" z pewnością nie jest dla Ciebie.

Debiutancki album Amerykanina jest owiany mgiełką tajemnicy. Nie tylko w zapowiedziach wydawcy i we wkładce. Słuchając tego albumu naprawdę masz wrażenie, że obcujesz z zagadką, a co najgorsze masz świadomość, że raczej nie jesteś w stanie jej rozwiązać. Chyba nikt nie jest. Warto próbować?


Jak najbardziej, choć to zadanie dla ambitnych. Zacznijmy od samej historii życia tego typka. Informacje dotyczące twórcy albumu brzmią trochę jak baśń, wstęp do amerykańskiego snu, czy rozgrzewka w psychodelicznej powieści. Chwilami zastanawiałem się nawet, czy Eugene nie jest czasem alter ego jakiegoś innego twórcy, czy tej postaci wymyślono, by usprawiedliwić swoje muzyczne jazdy. Syn właściciela zakładu naprawiającego instrumenty, który jeździł po studiach nagraniowych i naprawiał stare klawisze, aż w końcu zafascynował się tworzeniem muzyki i nagrał album, który wydała maleńka, niezależna oficyna z Londynu. Powiedzcie sami... Czy to brzmi wiarygodnie?

Przejdźmy jednak do samej muzyki... Na pewno jest czymś ciekawym i stosunkowo świeżym. Słychać jednak, że to album klawiszowca, który na swojej robocie zna się doskonale, jednocześnie nie do końca ogarniając inne aspekty. O ile klawisze na tym albumie są największym atutem (a rozstrzał ich brzmień jest doprawdy imponujący... żałuję, że we wkładce nie ma informacji o tym czego użyto w którym kawałku), o tyle na przykład bas brzmi... Hmmm... Na pewno nie jak gitara basowa, a bardziej jak kontrabas, który trafił w ręce człowieka, który umie "cośtam cośtam", ale nie zawsze wpasować się w klimat utworu. Perkusja? Ta z kolei jest bardzo ciekawa. Po części jazzowa, po części brzmi jak jakieś zamglone, głębokie, brudne, ale czasami również monotonne bębny.Tym co sprawia, że ta płyta się nie nudzi z pewnością są doskonałe melodie, które Harringtonowi przychodzą chyba stosunkowo łatwo, a nam ciężko wychodzą z głowy. Motywy przewodnie zmieniają się bardzo często, nigdy nie schodząc przy tym poniżej pewnego, naprawdę wysokiego poziomu.

Ta płyta ma w sobie coś magicznego i jeśli będziecie w stanie to poczuć, będziecie też w stanie ją docenić. Mroczne jak diabli "Miles @ Peach", przyjemnie jazzujące "Day-O", zniewalające swoją psycho-funkową pulsacją "She Always Asks" czy wkręcające się w głowę bez litości "Fall" to rzeczy naprawdę warte uwagi. Eugene ma moim zdaniem dwa podstawowe problemy. Po pierwsze kontrolowanie własnych wizji, tak by nie pozwolić im wymknąć się spod kontroli. Często mu nie wychodzi i wtedy powstają takie dziwactwa jak na końcu wspomnianego "Miles @ Peach" czy "Ginna", które są zupełnie niepotrzebne, a potrafią zrazić. Po drugie, przydałby mu się... zespół. Zespół w którym on zająłby się klawiszami, a od reszty instrumentów miałby ludzi, którzy znają się na nich lepiej niż on. Z tych dwóch powodów płyta dostaje tylko czwórkę, ale zarazem polecam wam ją jako wyzwanie, które naprawdę pochłania i rozwija. I każe do niej wracać. Warto chociaż spróbować. Zastosujcie się do patetycznego zdania z wkładki "Zgaście światło, usiądźcie wygodnie i wsłuchajcie się w płynące z głośników dźwięki. Ten świat Was zachwyci". To bardzo prawdopodobne...

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>