Sześć lat czekaliśmy na nową muzykę Cypress Hill. Dłużyło się strasznie, a kiedy dodamy, że "Till Death Do Us Part" był raczej rozczarowaniem, początek oczekiwania można datować na 2001 czyli premierę "Stoned Raiders". Dziewięć lat... Zdecydowanie za długo, nawet uznając fakt, że słuchanie starych albumów po drodze wcale się nie nudziło.
"Rise Up" było zapowiadane od 2005 roku. Po drodze dostaliśmy niezły album Soul Assasins, średnią solówkę B-Reala, ale wreszcie jest! I myślę, że naprawdę jest się z czego cieszyć.
Wiele się zmieniło w muzyce tych typów, ale nadal potrafią robić ją na wysokim poziomie. Dla mnie ciężko zaakceptować to jako album Cypress Hill, bo udział DJ'a Muggsa ograniczył się do produkcji wykonawczej oraz współprodukcji dwóch tracków. Trochę mało jak na filar tej legendy.
Co ciekawe więcej produkuje tutaj (z różnym skutkiem) B-Real, pierwszy wokal zespołu, który na mikrofonie jest absolutnie nie do zdarcia. Gość jest żywą legendą i potrafi starzeć się z klasą. Jego wejście w "K.U.S.H." ("I'm the original Dr. Greenthumb, the rest are liers/ I'm the one with the prescription to get you higher") to tylko jeden z wielu momentów na tym albumie, kiedy myślałem sobie, że to wciąż MC największego formatu. Fajnie, że możemy usłyszeć trochę więcej Sen Doga niż zwykle, bo chwilami pokazuje, że jest bardzo niedoceniony.
Jak to wszystko brzmi? Niestety nie zawsze świetnie. Mamy tutaj bardzo ciekawe momenty, jak np. historyczna kolaboracja Cypressów z Pete Rockiem w "Light It Up". Mamy kontrowersyjne, ale moim zdaniem zdecydowanie udane kooperacje z Jimem Jonsinem ("Armada Latina" i "Get It Anyway") i Mikiem Shinodą z Linkin Park ("Carry Me Away"). Niestety mamy też sporo numerów, które niby brzmią spoko, ale przelatują i zostawiają w głowie naprawdę niewiele. Mnie osobiście bardzo zaskoczyło to, że tradycyjne "oczko" puszczone w stronę fanów gitarowego grania jest tutaj najlepszym elementem albumu. O ile singlowe "Rise Up" i "Shut 'Em Down" (obydwa z Tomem Morello z Rage Against The Machine) to bardzo udane numery i silniejsze momenty albumu, o tyle "Trouble Seaker" z Daronem Malakianem z System Of A Down to arcydzieło. Ten numer mógłby być singilem z "Bones" (drugie, rockowe CD na "Skull&Bones" - ostatniej platynowej płycie zespołu), a ciężko mi o lepszy komplement dla crossoverowego numeru.
Podsumowując mógłbym po prostu odpowiedź na typowe w przypadku takich albumów pytanie: czy to wciąż "stare, dobre Cypress Hill"? Słuchając "Rise Up" nie ma się wątpliwości, że to Cypress Hill. To dobra muzyka, ale już nie tak dobra jak ta "stara". Jak dla mnie na mocną czwórkę.