Oddisee "Odd Summer", "Odd Autumn", "Odd Winter", Odd Spring" - zbiorcza recenzja!

Pomysł na zrealizowanie czterech epek, z których każda byłaby inspirowana inną porą roku trzeba uznać za bardzo ciekawy, w szczególności, kiedy bierze się za niego artysta, którego muzyka zawsze niesie ze sobą piętno niepowtarzalnych emocji.

Oddisee, producent z Waszyngtonu, który ze swoim brzmieniem potrafi zrobić wszystko, wziął się za tę robotę w okolicach wakacji zeszłego roku. Właśnie wtedy dostaliśmy, zupełnie za darmo, pierwsze EP zatytułowane "Odd Summer". Wczoraj po kablach zza Oceanu dostarczono do nas ostatnią część układanki, którą Oddisee zatytułował "Odd Spring". Zimą mieliśmy wracać do "Odd Winter", a jesienią do "Odd Autumn". Czy faktycznie tak się stanie?


Na wstępie podkreślę, że każda z epek opatrzona była znakomitą okładką. Trochę żałuję, że te płyty nie ukazały się na CD, bo fajnie byłoby mieć takie poczwórne cudeńko na półce. Każdy cover utrzymany była w odpowiedniej kolorystyce i dobrze oddawał atmosferę pory roku... Gdybym był złośliwy powiedziałbym, że na tym różnice między czterema mini-albumami się kończą. Oddisee to wyśmienity producent i słychać to na każdym z nich, ale tak szczerze... Gdyby te piękne okładki wrzucono do niewłaściwych folderów, jestem prawie pewien, że nikt nie zauważyłby różnicy. Szkoda... Myślę, że każdy lubi daną porą roku wrócić sobie do płyty, która pasuje do niej idealnie (dla mnie wiosna bez "CKCUA" Eldoki i Bitnixów nie byłaby tak piękna jak jest). Nie wiem czemu reprezentant stolicy Stanów nie zdecydował się na większe wczucie się w klimat każdego z sezonów, bo co jak co, ale warsztat go na pewno nie ogranicza. Są chlubne wyjątki jak np. "Frostbit" z "Odd Winter" czy "Every Day People" i "Saw Myself Today" z "Odd Autumn", ale reguła niestety pozostaje ta sama.

Czy to znaczy, że nie warto sprawdzać tych epek? Absolutnie nie. To kolejna porcja wyśmienitej muzyki, od autora, który syci nas swoim brzmieniem w sposób nad wymiar hojny. Najpierw znakomite Diamond District, potem cięższe, ale wciąż znakomite "Mental Liberation", a teraz jeszcze to... Każda z czterech płytek ma swoje wyśmienite momenty, których nie zapomnicie tak łatwo. To głęboka, przemyślana, dojrzała muzyka, która brzmi jak żadna inna. Weźmy takie "The Blooming" z "Odd Spring"... Te partie smyczkowe zasługują na wiele, wiele przesłuchań. A "Almost A Year Since" z "Odd Autumn"? Faktycznie się tego nasłuchałem jesienią, ale nie dlatego, że pasowało do pory roku, tylko dlatego, że po prostu nie mogłem się oderwać! Tutaj słychać nie tylko doskonałe wyczucie, muzyczny instynkt, ale również perfekcjonizm i serce włożone w każde uderzenie perkusji i basu. Klimat dryfuje sobie raz bliżej eksperymentu, raz bliżej klasycznego brzmienia... Mamy tutaj i latynoskie brzmienia, jeden numer przerapowany praktycznie pod same perkusje, dużo ciekawych eksperymentów z delikatną elektroniką i analogowe brzmienie starego r'n'b. Ten kocur jest dobry we wszystkim czego się tyka. A nie jest tego przecież tak mało...

Dobra, nie we wszystkim... Na pewno nie jest mistrzem w odpowiednim selekcjonowaniu swojego materiału. To świetna muzyka, ale na dłuższą metę nie będziemy tego słuchać tak jak Diamond District i "Mental Liberation". Gdyby wszystkie te znakomite pomysły, które rozlały się w tych czterdziestu trzech kawałkach zebrać na jeden album i dopracować to mogłoby być coś dużego. A tak? Mamy sporo świetnych instrumentalnych numerów rozrzuconych bez ładu i składu obok numerów, które choć mają coś w sobie brzmią jak studyjny trip... Doskonałe kooperacje z X.O. i YU, piękne numeru z Tranquillem czy udany występ Muhsinah przeplatają zwrotki Stik Figa, którzy brzmi trochę jak "chcę być jak Jay-Z, ale mi nie idzie". Przez ten chaos i niewykorzystany potencjał świetnego pomysłu mogę postawić tylko czwórkę z minusem, ale i tak polecić wam to z całych sił. Warto!


Tagi: 

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>