„Własne Zdanie”. Lekką ręką jedna z najbardziej niedocenianych płyt 2013 – i to nawet dziś, dwa miesiące po premierze.
Nie wiem, czy macie tak samo, ale dla mnie aż nazbyt klarowny jest pewien zastanawiający dysonans. Dziennikarze się jarają, recenzenci się jarają, bloggerzy się jarają, raperzy i producenci też się jarają. A gdyby zapytać ot, kumpla, to albo nie słuchał, albo wyłączył po trzecim kawałku. Smutne i dziwne.
W moim odczuciu odbiór tej płyty jest zbyt wąski jak na wrażenia, które oferuje. Im dłużej jej słucham, tym mocniej dociera do mnie, jak bardzo potrzebuję koncertu Wuzeta gdzieś w pobliżu Warszawy. Jak się nie doczekam, to pojadę gdziekolwiek, bo najzupełniej serio nie wyobrażam sobie obecnego roku bez usłyszenia na żywo, powiedzmy, „Wchodzę do lokalu”.