Czasem "zbawienie" przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, a pozornie nie powiązane ze sobą zdarzenia mogą znacząco przyspieszyć nadchodzące zmiany… Aż do grudnia 2014 r. chyba nikt nie spodziewał się, że swoisty soulowy "Detox", wypatrywany przez blisko 15 lat trzeci studyjny album wybitnego D'Angelo, spadnie jak grom z jasnego Nieba, bez żadnych wcześniejszych zapowiedzi ani przecieków. To zniebostąpienie Czarnego Mesjasza "rzutem na taśmę" roku 2014, rozsławione pocztą pantoflową zawdzięczamy w dużej mierze wydarzeniom ostatnich miesięcy w USA. Mowa zwłaszcza o zabójstwach Mike’a Browna i Erica Garnera, werdyktom sądowym uniewinniającym policjantów-sprawców, zamieszkach w Ferguson i ogólnemu klimatowi społecznej rewolucji wiszącej w powietrzu.
Tak w nasze ręce trafiła płyta, wykańczana i dopieszczana "na wariata" w wielu całonocnych sesjach studyjnych, która dla samego artysty stała się okazją do zabrania głosu w tych trudnych czasach, jego manifestem na miarę nieśmiertelnego "What’s Going On" Marvina Gaye'a. Czy jednak rzeczywiście tak jest?