No Name Full Of Fame po ponad trzech latach od premiery swojego debiutanckiego albumu, wracają z kolejnym krążkiem. Płyta pt. "No Name Fuck The Fame" to niebanalne połączenie mocno bijących werbli z ciekawie dobranymi samplami przykurzonymi winylowym trzaskiem. Siwski i Tykshta zaprosili do współpracy plejadę uznanych na scenie raperów oraz młodych i uzdolnionych zawodników.
No Name Fuck The Fame
No Name Fuck The Fame
Pamiętam gdy w 2012 roku bardzo mocno zajarałem się pierwszą płytą producencką zielonogórskiego duetu NNFOF, choć tak naprawdę ich podkłady poznałem zdecydowanie wcześniej. Kawałki takie jak "Hymn Dzieci Rewolucji", "Prawdziwie I Dobitnie", "Obcy Z Planety Ziemia", a przede wszystkim "Zapomnij O Ulicach" na stałe zagościły w moich głośnikach. O sile obranego przez Siwskiego i Tykshtę stylu stanowi mocnarna perkusja, prezyzyjnie pocięte sample i to, co w tego typu produkcjach uważam za warunek konieczny - cuty i skrecze zaproszonych DJ-ów dopełniające dzieła zniszczenia. Gdziekolwiek na tracklistach odnalazłem tę nazwę składającą się z pięciu liter, siłą rzeczy wiedziałem czego mogę się spodziewać. Tak naprawdę 2015 rok przyniósł nie jedno, a dwa wydawnictwa, w których chłopaki maczali palce - jeśli chodzi o to drugie, mam tu na myśli swoiste "pożegnanie" z wkurwioną wersją Zeusa w ramach "Windy na 5. EP". A wracając do "No Name Fuck The Fame" - nie można odmówić duetowi pierwiastka niezależności, którzy "pierdoląc sławę" i wydawanie krążka w oficjalnym obiegu, zaprosili do współpracy zarówno młodych kotów, jak i starych wyjadaczy polskiej sceny, serwując słuchaczowi frontalne uderzenia wprost na szczękę, która wielokrotnie opada w dół. Bardzo dobra muzyka zawsze obroni się sama.