Fajnie jest poczytać artykuły o swoich ulubionych raperach, obejrzeć klipy, zerknąć na wywiad, ale ja od zawsze największą więź z artystą zyskuję (oczywiście oprócz samej muzyki) dzięki tego typu filmom. Szesnastominutowe dzieło niejakiego Anta Marshalla, które za chwilę będziecie mogli u nas obejrzeć to coś więcej niż laurka... To bardziej jak pomnik, a może nawet muzeum Big Daddy Kane'a, jednego z najlepszych i najbardziej inspirujących raperów "from the boro' of Brooklyn".
Czemu warto zobaczyć dokument o podstarzałym gościu, który i tak w Polsce nigdy nie był tak bardzo doceniany jak za Oceanem? Czemu Kane i Mr. Cee wciąż są legendami i wciąż inspirują?