Nietrudno było przegapić premierą płyty duetu Fat & Slim. Promocja nie miała takiej siły przebicia, żeby dotrzeć szeroko, a co dopiero do Polski. Czasy się zmieniły, lata świetności The Pharcyde dawno za nami, a dla labelów żaden to hit wydawniczy, raczej konieczność budowania od podstaw pozycji nowych artystów. Oczywiście Fatlip i Slim Kid Tre nie są żadnymi rookies, co słychać od pierwszej do ostatniej minuty tego krótkiego materiału (łącznie niecałe trzy kwadranse).
"Love" to trzynaście tracków z których kilka to instrumentalne przerywniki, a kilka troszkę ucieka hip-hopowej stylistyce w stronę oldschoolowego R&B, pięknych jazzujących i soulujących "nastrojóweczek" i całej tradycji piosenek o miłości w czarnej muzyce. Jak wskazuje sam tytuł płyta jest o miłości, ale też nie traktujcie tego stuprocentowo serio. Materiał może świetnie sprawdzić się na romantycznej randce, ale nie jest to jakieś przesadnie podniosłe popłakiwanie o nieszczęśliwym związku... Fat i Slim zrobili płytę o miłości, która nie irytuje patosem, a raczej nastraja, buduje klimat i budzi emocje.