Myślę, że to info zaskoczyło wszystkich. Wrocławski weteran, posiadacz jednej z najlepszych stylówek w tym kraju i naturalnego luzu jak mało kto nad Wisłą "Stanem Równowagi" wyskoczył wreszcie z podziemia na legal. A teraz, przy okazji wydania kolejnego albumu... zapowiedział, że jest on jego ostatnim.
Pozbawiony intensywnej promocji i dużego odzewu "Dzień I Noc Na Ziemi" wyszedł w grudniu i zamieszania nie narobił, utwierdzając mnie tylko w przekonaniu, że jeśli Jot nie jest najbardziej niedocenianym raperem w tym kraju to z pewnością znajduje sie pod tym względem w czołówce. W czasach gdy wyskakując znikąd z jednym trackiem można nabić masę wyświetleń i 'lajków' 30-letni Jot określany swego czasu w papierowym Ślizgu "polskim Jayem-Z" wciąż stoi gdzieś z boku - mimo uznania sceny i świetnych featuringów w numerach, które odbiły się sporym echem (żeby przywołać tylko "Mogłem Więcej" Prysa). Cóż... A jak wypada sam pożegnalny materiał?