Zapomnijcie o średnio udanej „Strukturze dźwięków” sprzed ponad dwóch lat. Dopiero tegoroczny album pokazuje, jaką siłę mogą mieć klasyczne, brudne, wycięte z samych tylko winyli produkcje.
W kwestii technicznej nic się u SB nie zmieniło: dalej dominują ciężkie perkusje, dalej to bass dyktuje główną melodię, a sampel jest przeważnie ozdobnikiem i nosicielem trzasków. Główną metodą pozyskiwania dźwięków pozostało przekopywanie się przez setki czarnych płyt z soulem, no i wciąż w sferze aranżacyjnej na ogół próżno oczekiwać fajerwerków. To ostatnie jednak nie przeszkadza, gdyż każdy bit wykonano z pomysłem, każdy jest dopieszczony pod względem brzmieniowym i każdy czaruje klimatem.